Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2016

Sałatka z sorgo i brokuła

Dni stają się wreszcie dłuższe. Myślę już o wysianiu pierwszych sałat do doniczek. Coraz poważniej myślę o zbliżającej się wiośnie. Na tyle poważnie, że naszła mnie ochota na lekkie warzywno-zbożowe dania. I tak zrobiło mi się zielono... brokułowo i cebulkowo...  Sorgo natomiast weszło do naszego domu ponad rok temu. Otworzyłam mu drzwi szeroko, gdyż jest bogate w białko, żelazo i wapń. Ma niewysoki indeks glikemiczny, jest bezglutenowe a ugotowane... długo się żuje, więc dłużej smakuje. Jako główny składnik zielonej sałatki jest doskonałe. Przydaje twardości delikatnemu brokułowi i ma piękny, głęboki brązowy kolor.  SAŁATKA Z SORGO I BROKUŁA 5 porcji 3 szklanki ugotowanego* sorgo szczypior z pęczka dorodnej dymki grubo pokrojony 1 brokuł listki z dwóch gałązek świeżej bazylii 2 łyżki soku z cytryny 3 łyżki oliwy z oliwek tłoczonej na zimno ½  łyżeczki soli kamiennej 1 łyżeczka pieprzu ziołowego Brokuł umyć, oczyścić i ugotować na parze al dente.

Pulpety warzywne z resztek po soku

Nie tak dawno połamałam część wyciskarki wolnoobrotowej... Miała być na całe życie... Cóż, nie przewidzieli, że kupi ją osoba w wieku poniżej 95 i przeżyje więcej niż kilka następnych... Pomyłki się zdarzają... Po walkach z samą sobą, zdecydowałam: szukamy nowej części. Udało się. Wyciskarka znów pracuje, a wynika z tej pracy ogrom resztek warzywnych. Jeśli wyciskam "zwykłe" warzywa, resztki wyrzucam po prostu na kompost. Jeśli jednak udaje mi się dostać w przyzwoitych cenach eko warzywa... Wtedy nawet resztki są cenne i je utylizuję. Na przykład piekąc pasztet lub produkując hurtowe ilości pulpetów, które potem mrożę i mam na wypadek niespodziewanych gości lub gości spodziewanych, ale w zatłoczonym zajęciami okresie... Słowem: na wszelkie okazje! Dodatki wybieram takie, na jakie akurat mamy ochotę. Możliwości jest 100 i jeszcze trochę... Bazę stanowią wspomniane resztki i kasza jaglana. Sos sojowy jest dość istotny, ponieważ resztki z soku składają się głównie z błonnika a

Gdy agar nie sprawdził się w dżemie

W czasie lata zaszalałam z przetworami i zapełniłam piwnicę słoikami po sufit (dość niski, ale jak to brzmi ;-)). Testowałam dżemy zagęszczane agarem  i zamiast gotować owoce długimi godzinami mogłam gotować kilkanaście minut. Działało bardzo dobrze. Dżemy były smaczne, dość gęste i aromatyczne. Problem pojawił niedawno tj. po kilku miesiącach przechowywania. Część dżemów się nieco... rozpłynęła... Czyli stała się po części płynna. Agar przestał działać. Zadziwiające, że dotyczyło to zjawisko tylko części słoików. W reszcie dżem pozostał tak gęsty, że nie opadł po odwróceniu słoika i nie opada nadal. Najwyraźniej to dżem z wyższych sfer i zachowuje się bardzo adekwatnie... :-) W części słoików wyraźnie grawitacja ściągnęła sok w strefy dolne a nakryłam ją, gdy akurat naszym baaardzo młodym gościom smażyłam naleśniki i goście owi zażyczyli sobie smarować je dżemem truskawkowym właśnie. Potrzebowałam więcej niż jednego słoika, sięgnęłam głębiej i... wyciągniętym dżemem (na zdjęc

Kluseczki dyniowe

Czytałam zachwyty nad wszechstronnością dyni w kuchni. Lampiony są tym, co ja robiłam z dyni w swoim domu... W tej formie miała wstęp do kuchni. Czemu nie? Aż intensywność owych zachwytów wpłynęła i na mnie. zdecydowałam dać dyni szansę. Wystartowała w zupie dyniowej. I to był całkiem dobry start... Następny był pasztet z dyni z popularnego bloga. Bez szału, ale dostrzegliśmy już potencjał wielkiego pomarańczowego warzywa... Posiałam więc w ogródku jedna z jego odmian. Oczywiście, jeśli inwestuję swoje cenne miejsce (ogródek to nie hektary, niestety...) musiała być to najlepsza dynia. Stanęło na Hokkaido. Okazała się genialna! Pieczona jedynie z odrobina soli jest prze-pyszna! Przestałam się dziwić zachwytom choć niektóre z nich padają w warunkach baaaardzo dziwacznych. Bo co myśleć o ludziach, którzy z sentymentem wspominają czasy niewoli? Skąd ten sentyment? Bo w niewoli jadali dynie a na wolności jej brak??? Dziwne zrównanie wartości niewoli i wolności z walorami smakowymi...

Krem kawowy z awokado

Czasem mam ochotę na odrobinę goryczki w wersji deserowej... Wtedy sięgam po kawę zbożową i melasę z karobu. Jej smak jest... intrygujący. Nieco słodki, kwaskowy, wibrujący w ustach. W zasadzie może spełniać funkcję alkoholu w deserach... Nie, nie daje efektu zaćmienia władz umysłowych. Jedynie sprawia, że w ustach nas nieco kręci, smyra i kłuje... Intryguje, prawda? Najciekawsze, że jego smak pasuje do dań zarówno bardzo słodkich, jak i słonych. KREM KAWOWY Z AWOKADO 1 małe lekko miękkie awokado ½ szklanki mocnej kawy zbożowej* (2 czubate łyżki kawy gotowane 3 minuty w ¾ szklanki wody) 3 łyżki melasy z karobu 1 czubata łyżka karobu spora szczypta soli Wszystkie składniki wymieszać łyżką a później zblendować na krem. Doskonały z wegańską bezą, jako część tiramisu ale również do polania naleśników gryczano-ciecierzycowych ze słonym serkiem jaglanym. * Używam kawę z topinambura albo żołędziową ze względu na bezgluten, ale zwykła Kujawianka jest absolutnie d

Trufle jabłkowe

Każdy eksperymentator kuchenny wie, że drobna zmiana proporcji, czy jednego składnika albo kolejności wykonywanych czynności może odmienić danie zupełnie. Tak było tym razem. Na veganmanii mój mąż zachwycił się raw batonem z fistaszków, nerkowców i... suszonego jabłka. Nazywał się urwis, albo jakoś podobnie... skład też pamiętam o tyle, o ile... Chciałam jednak mężowi przyjemność sprawić i zrobić podobny w domu. Jak, skoro nie pamiętałam dokładnego składu? Na nosa, rzecz jasna! Chyba zakatarzony był, bo baton wyszedł ... taki sobie... W naśladownictwie to ja nigdy dobra nie byłam, więc postanowiłam zrobić to po swojemu. Tak powstały trufle jabłkowe z kardamonem. Jeśli spróbujecie je robić, absolutnie nie pomijajcie cytryny i nie zmniejszajcie ilości strąków kardamonu! Muszą być i to świeżo utarte! Inaczej będzie to jak Biblia bez ewangelii... niezrozumiała dla XXI wiecznego człowieka. Z pewnością starsi nosem mogą pokręcić, że dziwna przyprawa (a Saul z Tarsu uwierzył nie ma

Tofurnik z makowcem łapka w łapkę zgodnie idą...

Seromak zagościł na łasuchowych stołach już dawno temu znajdując wielbicieli wśród tych,, którzy do tej pory nie mogli się zdecydować, czy bardziej lubią sernik czy makowiec. Czemu nie połączyć w takim razie obu tych smakowitych wypieków! W wersji roślinnej powinien się on nazywać analogicznie tofumak, ale jakoś kojarzy mi się z japońskimi maki-zushi... A to jednak nie tak... zupełnie, absolutnie nie tak... Nie zawsze da się obu panom służyć. .. Czasem ci panowie są jak bliźniacy, podobni naturą, charakterem (jak tofurnik/sernik i makowiec). Czasem jednak są swoimi przeciwieństwami (jak jest to w przypadku Boga i "mamony" jak napisano w ewangelii Mateusza 6:24: Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi ). I o ile życie po Bożemu wyklucza się z życiem dla siebie samego (On jakoś zawsze inspiruje do bezinteresowności, pomocy innym, dzielenia się... trochę jak sam Pan Jezus ż

Pralinki orzechowe codzienne, domowe

Jako poszukiwacz naturalnych niskoglikemicznych słodzideł spotkałam się w internecie z owocami o nazwie lucuma . Owoc ten rośnie w klimacie tropikalnym i subtropikalnym. Ze względu na swój delikatnie słodki smak, przyjemny karmelowy aromat oraz bogactwo beta karotenu i witamin z grupy B jest ceniony przez tamtejszych mieszkańców. W polskiej rzeczywistości udało mi się go spotkać w postaci sproszkowanej. Spróbowałam. Smak faktycznie delikatnie słodki, o lekko karmelowym zabarwieniu. Nigdy nie sypnęłabym go do potrawy szczodrze, nie tylko ze względu na jego cenę... Te delikatne nuty z niczym się nie chciały w mojej wyobraźni komponować. Stała sobie torebka, aż doczekała prawie końca terminu ważności... I teraz (ze względu na cenę!) musiałam ich użyć. Padło na nocną owsiankę z żurawiną. Niczym nie dosładzałam, dodałam tylko 1 łyżkę lukumy... I stała się rzecz dziwna: owsianka straciła swoje buziowykrętne właściwości a zyskała ten karmelowy posmak. Pasowało jak ulał! Gdy pomyślałam o zr

Pierogi bezglutenowe z mąki gryczanej z tofu

Moim największym nienasyceniem odkąd zaczęłam bezglutenową podróż były pierogi... najlepsze z kapustą i grzybami... Te, dostępne z mieszanek mąk ryżowych, ziemniaczanych, tapioki, kukurydzianej z IG wspinającym się na szczyty wraz z górskimi kozicami, zdecydowanie nie były tym, czego pragnął mój... umysł (zdecydowanie umysł, nie żołądek) nafaszerowany ciepłymi wspomnieniami dzieciństwa i rodzinnych spotkań przy stole... Tak, moja mam robiła pierogi zawsze, gdy jej o nich wspominaliśmy. Niezależnie od pory roku, dnia i godziny. Dla mnie kapucha kiszona i grzyby, dla rodzinki ruskie. Póki co, ratowałam się naleśnikami z gryki albo ciecierzycy , ale wspomnienie pierogów nadal żyło swoim życiem uporczywie dopominając się szacunku dla rodzinnej tradycji. Myślałam, myślałam, aż nawet zaczęłam pytać. I tak oto jedna dobra internetowa duszyczka wspomniała o pierogach z zaparzanej mąki gryczanej Olgi Smile. Chwila z wujkiem Google i jest! Przepis okazał się na tyle skomplikowany, że wymagał o

Michałki, michały, michałeczki...

W czasach studenckich byłam wierną bywalczynią krakowskich cukierni. To tam po raz pierwszy zasmakowałam w ciastkach As i czekoladkach bombajkach . Były nieprzyzwoicie słodkie i.. takie pyszne... ;-) Mój ówczesny narzeczony (obecny mąż, obyło się bez młodzieńczych dramatów i tragedii :-)) natomiast przekonał mnie do słodyczy subtelniejszej, bardziej wyrafinowanej, bo orzechowej poczęstowawszy pierwszy raz michałkami. Do dziś pamiętam kupowanie po 10 dag (nieodmiennie wychodziło 7 sztuk!) i dzielone równo, niekoniecznie sprawiedliwie po 3 i pół :-D Z okazji zbliżającego się końca roku i panującej refleksyjnej atmosferze wróciły wspomnienia czasów studencko-narzeczeńskich a z nimi, rzecz jasna, i michałki. Upodobania smakowe odbiegły od ówczesnych równie daleko jak i mój obecny wygląd od ówczesnego (;-)). Na szczęście równie daleko odbiegły umiejętności kulinarne. I to akurat w stronę +, więc poczyniłam próby ku stworzeniu autorskich domowych ... no właśnie już nie michałków... powie

Gryczane kluski kładzione z makiem

Jestem Polką z krwi i kości, co w sferze kulinarnej oznacza amatora klusek i pierogów ;-) Za kładzionymi jednak nie przepadałam. Jakoś trafiałam na twarde, mączyste i generalnie smak pamiętam głównie rosołu... Przechodząc na diet bezglutenową zaczęłam odkrywać smaki zupełnie mi obce. Podchodziłam do nich jak do jeża, bo też i niektóre smaki kłuły niemiłosiernie... ale okazały się aksamitem, gdy się z nimi zaprzyjaźniłam :-D Dokładnie tak było z gryką. Na początku gładko wchodziła tylko palona. A i to tylko ze smażoną cebulką. Najlepiej z sosem grzybowym... Potem dałam radę samą kaszę z jogurtem sojowym... Niepalona nadal była trzymana na dystans... Gdy odkryłam mieloną białą jako mąkę, byłam z nią już za pan brat. Ruszyły chleby, placki, pizze, gofry, naleśniki,...petarda! Czas na... kluski :-) Kładzione, a co! Mięciutkie, pyszniutkie :-D KŁADZIONE KLUSKI GRYCZANE Z MAKIEM 30 - 35 sztuk 1 szklanka mąki gryczanej 4 łyżki mielonego siemienia lnianego (moż

Barszcz ukraiński wegański

Nie lubię wystawnych obiadów składających się z niezliczonej liczny dań. Jem zbyt szybko, bo ciekawa jestem następnej potrawy a po trzech smaki już się mieszają i nie pamiętam pierwszego a pamiętam, że smaczne było, więc wracam znów do początków... i tak się... przejadam... obżeram... napycham... może nie całkiem, ale uczucie mam umierania po wielkim żarciu . A ja akurat tej śmierci nie mam w planach ;-) Coraz bardziej cenię więc (nie tylko z powodu poświęconego na gotowanie czasu, bo tą aktywność akurat lubię) potrawy sycące, jednogarnkowe, napakowane potencjałem odżywczym, którymi będę mogła się delektować, rozsmakowywać się i rozpływać w błogości zachowując zdrową wstrzemięźliwość. A wiadomo, że wstrzemięźliwość przynosi korzyść i zdrowiu fizycznemu, i emocjonalnemu (mózg przecież odżywia się tym samym, co reszta ciała i neuroprzekaźniki źle działają przy krwi nasyconej tłuszczem i cukrem...), ale i... portfelowi, jak również relacjom przy stole... Poważnie... Na pewno nie jeden

Zakwas gryczany na wodzie z kiszonej kapusty - krok po kroku

Powitanie chlebem i solą jest gestem życzliwości, radości, docenienia gościa, okazania mu szacunku i niemalże połączenia z duchową sferą relacji międzyludzkich. Gość w dom, Bóg w dom... Uwielbiałam zawsze historie opisujące wiejską gościnność. Ludzie otwierali swoje domy dla wędrowców i sąsiadów. Zostawiali na stołach kuchennych chleb, nóż i dzbanek mleka, by każdy zmęczony mógł się posilić. I działo się tak nie tylko w domach bogatych gospodarzy (ci częściej mieli domostwa pilnie strzeżone przez służbę), ale i bardzo biednych, którzy cenili umiejętność dzielenia się a ich życie dotknięte ubóstwem sprawiało miękkość serc (przynajmniej często, bo również nie zawsze - wszędzie zdarzają się osobniki oporne ;-)). Marzyłam o przyjmowaniu gości prawdziwym, domowym chlebem. Jak to robić będąc na diecie bezglutenowej? Oczywiście, mogę sama nie jeść (jednak jak czują się goście częstowani wypiekiem, którego sam wypiekający nie weźmie do ust...??? ;-) Jeśli natomiast goście również