Wiem, jak to brzmi. Dziwnie. Niepokojąco. Intrygująco...? Jeśli wygrało to ostatnie, zapraszam do dalszej lektury. Zapewniam, że się nie zawiedziecie. Zaczęło się od ... mandoliny. Taka tarka do szatkowania warzyw i owoców. Miałam wewnętrzne przekonanie, że wybrana przez mnie marka będzie zakupem doskonałym. Zdecydowana weszłam na stronę sklepu i tutaj niespodzianka. Mandolin tej firmy było kilka modeli... I utknęłam. Ceny bowiem również były róóóżneee... Wtedy akurat zainstalowałam Instagrama (tak, tak raptem kilka miesięcy temu; wiem, jestem sto lat za dinozaurami... wcale mi to nie przeszkadza, przynajmniej czyste powietrze mam ;-)) i zobaczyłam relację Dominiki Wójciak znaczy Jarzynovej o zakupie takiej własnie mandoliny! Z nieba mi spadła kobieta! Zapytana o model, odpowiedziała, że poleca tą większą, bo można szatkować nawet całą kalarepkę na plastry grubości kartki papieru do warzywnych pierożków. Warzywne pierożki... To było coś dla mnie. Mandolina kupiona, kalarepka również...
... o życiu i jedzeniu chrześcijańskim ... bo wszystko jest dla ludzi, ale nie wszystko służy człowiekowi do jedzenia ... bezglutenowe, niskoprzetworzone potrawy roślinne o niskim i średnim indeksie glikemicznym, naturalna słodycz i smakowitość to coś, co lubię.