Nowy Rok, nowy początek, nowe postanowienia, nowa ja. To dlatego tak lubię przełomy. Pod koniec roku bilans sam się pcha przed oczy, rozpycha łokciami tak skutecznie, że w końcu rozsiada ię w myślach po gospodarsku i zaczyna swoje rachunki. I jak to w rachunkach bywa, jakieś straty wyskakują z kątów tyleż zapomnianych, co zapchanych dla niezpoznaki. Jednak bilans czujne oko ma i zasze wypatrzy, że w dziedzinach nieco zarośniętych pajęczynami kryją się porzucone decyzje-nie-do-wytrwania. No i... ech... no i wywleka je na światło dzienne, odkurza, pucuje i na Nowy Rok już mam w głowie zasób rzeczy-do-zrobienia i zmian-do-wprowadzenia. Idzoe więc w ruch wyciskarka wolnoobrotowa kupiona ponad dekadę temu i (nie wiadomo kiedy) pomieszkująca strych. Kupiona więc marchewka na worki i brrruuummmm. Jedziemy ze świeżym sokiem. Akurat dla mnie osobiście nie jest to optymalne rozwiązanie (brak błonnika), ale przecież wciąż mamą i żoną jestem odpowiedzialną nadal (ten bilans...przypomniał znów...) ...
... o życiu i jedzeniu chrześcijańskim ... bo wszystko jest dla ludzi, ale nie wszystko służy człowiekowi do jedzenia ... bezglutenowe, niskoprzetworzone potrawy roślinne o niskim i średnim indeksie glikemicznym, naturalna słodycz i smakowitość to coś, co lubię.