Będąc na jednej z prozdrowotnych imprez (miejsce pominę), zainteresowała mnie na degustacji "marchewka a'la łosoś". Widywałam takie danie (przystawkę/dodatek?) na różnych fotkach, spotkałam też kilka przepisów wykorzystujących w tym celu gotowaną bądź smażoną marchewkę. Jednak ilość tłuszczu i obróbka cieplna marchewki (" rozmiękczanie " podnosi indeks glikemiczny tego słodkiego warzywa, czego unikam) zniechęcały do eksperymentów. Ponieważ wielkim miłośnikiem ryb nigdy nie byłam i za takimi smakami nie tęsknię zupełnie, brakło motywacji, by ulubioną surową marchewkę przerabiać w coś, co mogło wylądować w koszu. Jednak tym razem skorzystałam z okazji i spróbowałam słynnego marchewkowego łososia. Okazał się na tyle smaczny, że dopytałam o szczegóły przepisu i ... okazało się, że zjadłam właśnie mleko krowie pod postacią jogurtu... cóż, czosnek skutecznie zamaskował jego smak... ale... ale marchewka okazała się być al'dente! Uznałam, że może w takim razie ...
... o życiu i jedzeniu chrześcijańskim ... bo wszystko jest dla ludzi, ale nie wszystko służy człowiekowi do jedzenia ... bezglutenowe, niskoprzetworzone potrawy roślinne o niskim i średnim indeksie glikemicznym, naturalna słodycz i smakowitość to coś, co lubię.