Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2017

Berlin, pikantny cynamon i dżem z aronii

Do Berlina jechałam z myślą, by doświadczyć tego, co inni opisują jako raj dla wegan... niebo na ziemi... najbardziej przyjazny weganom zakątek Europy... Tak kuszące opinie okazały się mieć na mnie wpływ na tyle duży, korzystając z pewnej dozy mężowskiej niepewności, gdzie zrobić sobie kilka dni urlopu, zaproponowałam Berlin. Znajomi dziwili się, po co na urlop wybierać wielkie miasto. Ja jednak byłam bardzo, bardzo ciekawa, czy i ja będę czuła się tam jak w wegeraju. Przecież mi nie wystarczy wegańskie jedzenie. Muszę znać dokładną listę składników, żeby sobie dostosować dawki terapeutykóew. No i musi być naturalnie, zdrowo, niskotłuszczowo z niskim IG i bezglutenowo (wiem, nie jest łatwo... ale cóż, bywa, zdarza się... nie mam jeszcze najgorzej ;-)), a o to w wegańskim świecie kulinarnym trudno. Jako wszelki wypadek wzięłam ze sobą porcjowaną kaszę z suszonymi warzywami (obiad) i swoje musli (śniadanie, zakładałam dostępność świeżych owoców...). A jak było? Faktycznie, łat

Domowy makaron soba???

Nadszedł czas na super wyzwanie... Domowy makaron... Niby nic specjalnego. Robiłam przecież wieeeele razy, ale... daaaawno temu i... pszeeeenny, no i... z jajami ... ;-) Nie, żeby taki dowcipny był albo ja jakąś fontanną humoru strzelała, ale makaron  bez jaj kiepsko smakował. Blady jakiś, twardy, i w ogóle nijaki. Rezygnując z nabiału, zrezygnowałam więc z domowego makaronu. Nie specjalnie się przejęłam, wszak w sklepach już była obfitość pełnoziarnistych o różnych kształtach. Rozkoszowaliśmy się nimi aż do czasu, gdy potrzeba zmusiła do rezygnacji z glutenu. I tu zaczęły się schody. .. Nie, nie do nieba... Do mrocznej piwnicy, bo nawet ulubiony makaron owsiany powodował dolegliwości jelitowe ukochanej latorośli. Masowo produkowane makarony z przekreślonym kłosem były nafaszerowane chemią obficiej niż odświętna kaczka pomarańczami. Natomiast te z króciutkim składem, gryczane i jaglane okazały się... hmmm... chyba bardziej blade w smaku niż ten mój bez jaj . Post makaronowy jednak za

Bob czorba czyli chorwacka zupa fasolowa

Różne rzeczy trzymały mnie z dala od bloga ostatnimi czasy. Jeśli więc i już siadam, to może kilka słów dodatkowo? Jakoś zrekompensować swoją nieobecność? Może odpowiedź na często powtarzające się pytanie: Ale czemu akurat swojsko z fasolką ??? Pomyślałam,  że doskonałą okazją do wyjaśnienia szerszemu gronu raz i porządnie, skąd wzięłam nazwę bloga będzie przepis na tradycyjną chorwacką zupę fasolową bob czorba ... A było to tak: Dawno dawno temu (znaczy półtora roku wstecz) żyła sobie dzieweczka (znaczy pięćdziesięciolatka) wyjątkowej urody i wdzięku (znaczy ja w oczach mego kochającego męża). Kończąc beztroskie życie (znaczy, zmieniły mi się zajęcia dość radykalnie), wchodząc w wiek dojrzały (znaczy na własny rachunek zamiast pod opiekuńczą ręką szefa ), została wprowadzona na salony (znaczy wlazła w kompletnie jej obcy obszar internetu, nie mając pojęcia, jak się w nim poruszać, gdzie wszystko, wszyściutko było jej obce), by poznać świat (znaczy porozglądać się po tym internecie,

Nocna cytrynowa owsianka z dzikim mango

Lokalny Rolnik zaskoczył wielu z nas przyjmując do swojej sieci dostawców rolnika z... Włoch... Były dyskusje, czy zasada lokalności nie staje się jedynie symboliczna; czy to fair wobec naszych rodzimych rolników; czy Włochy są dla nas producentem lokalnym w sensie nawet zdrowotnościowym... Cóż, spojrzenie zależy prawdopodobnie od spojrzenia na rozmiary... Ziemi. Gdy byłam dzieckiem wyprawa do centrum mojego miasta (2 przystanki autobusem bądź 10 minut pieszo, sic!) była symbolem niezależności. Wchodząc w wiek nastoletni podróż do oddalonych o 20 km Katowic była wyzwaniem. Jadąc złożyć papiery do wybranej szkoły średniej pojechałam jedynie jeden przystanek za daleko, co w przypadku autobusu pospiesznego oznaczało dobrych kilka kilometrów. Poradziłam sobie jednak i trafiłam do miejsca docelowego, co do dzisiaj napełnia mnie niemałą satysfakcją. Potem całkiem blisko okazała się być Warszawa. Teraz już przejechane ponad 1000 km nie przeraża ogromem. Za miedzą są Czechy (jeżdżę czasem na