Przejdź do głównej zawartości

Kawowy mus z kaszy gryczanej porankiem

Bardzo lubię oglądać fotografie kulinarne. Są tak apetyczne, że czasem chciałoby się chapnąć jedzonko wprost z kartki. To nie tak, jak myślicie... Ja już od dawna nie wierzę w prawdę ekranu... kreskówek... Wiem, że z kartki się zjeść nie da, a jednak fotografia bywa czasem tak realistyczna, urzekająca, aż czuć zapach i ciepło domowego jedzonka! Ślinotok w takiej sytuacji to żaden wstyd. Więc oglądam kulinarne magazyny z zapasem serwetek pod ręką. Na wszelki wypadek. Czasem jednak to nie zdjęcie przemawia do moich struktur limbicznych a... receptura. Tak stało się, gdy wpadł mi w ręce przepis na mus kawowy. Oczywiście, musiałam go zmodyfikować, bo ani kakao, ani kawy naturalnej nie używam. Kofeiny nie potrzebuję, nie lubię. W razie usilnej potrzeby stymulacji wybieram stymulatory delikatne i bardziej przyjazne zarówno mojemu umysłowi, jak i ciału. Cynamon, imbir, ... tymianek... mięta... parę przysiadów, szybki spacer,... zimna woda ;-) Nie żartuję, to naprawdę bardzo skuteczne stymulatory! Gdy jestem śpiąca, atakowana przez niskie ciśnienie, albo potrzebuję otrzeźwienia, gdy oczy się zamykają, sięgam po zimną wodę, wybiegam na 300 metrowy sprint albo zaparzam miętową herbatkę z kawałkiem imbiru. W zupełności wystarcza, żeby trzeźwo spojrzeć na zadanie do wykonania i... wykonać je bez ociągania się i... z przyjemnością. Spróbujcie sami. Przy okazji może spróbujecie też musu z kawą zbożową, słodzonego daktylami, z odrobiną chili i nspirowanego wspomnianym wyżej przepisem? Ugotowany na bazie niepalonej kaszy gryczanej stanowi najprzyjemniejsze śniadanie w pochmurny dzionek. Szczególnie, gdy dzionek miał być słoneczny, mroźny i posypany śniegiem. To przecież końcóweczka grudnia... Ale co tam pogoda. Mus posypiemy drobno zmielonymi wiórkami kokosowymi, to może zwabimy śnieg...


KAWOWY MUS Z KASZY GRYCZANEJ
2 spore porcje

50 g (4 łyżki) niepalonej (białej) kaszy gryczanej
500 ml mleka sojowego lub migdałowego
5 daktyli (lub 2 - 3 Medjool)
2 łyżeczki zbożowej kawy rozpuszczalnej
½ laski wanilii lub ⅛ łyżeczki zmielonej wanilii
spora szczypta chili (niekoniecznie, ale bardzo lubię jej rozgrzewające iskierki)
spora szczypta soli

Kaszę dokładnie przepłukać na sicie.
Z wanilii wydłubać ziarenka, strąk posiekać.
W rondlu o grubym dnie zagotować 4 łyżki wody, dolać mleko i zagotować (uwaga! lubi uciekać a trudno zagonić z powrotem do garnka ;-)).
Wsypać do gotującego się mleka resztę składników.
Gotować 10 minut (do miękkości kaszy) często mieszając.
Zmiksować na gładki mus.
Schłodzić przykryte folią, by nie zrobił się kożuch lub jeść na gorąco z wiórkami kokosowymi, albo owocami (u mnie liczi), albo granolą, albo wszystkim razem...
...w końcu piękny czas mamy, prawda?

1 porcja musu bez dodatków to:
282 kcal
6.3 g tłuszczu
29.2 g węglowodanów
12.8 g białka

obliczone za pomocą aplikacji vitascale

Uwaga dla diabetyków:
Ciepły mus ma wysoki indeks glikemiczny, więc wymaga szybkiej insuliny lub opcje:
1. jadać na zimno;
2. użyć słodzika typu ksylitol zamiast daktyli;
3. użyć mleka orzechowego zamiast sojowego;
4. do miksowania dodać pół awokado albo mielony len;
5. ja wybieram słodzenie sugavidą, dodanie w czasie miksowania 1 łyżki chia i dodanie surowej granoli.

Lubię takie śniadanko celebrować w chłodne dni. Poranna dawka złożonych węglowodanów idealnie wpasowuje się w poranny wystrzał greliny domagającej się energii po nocnym czasie postu (kolacji nie jadam, chyba, że akurat jakiś maraton zaliczyłam czy też sprzątanko poremontowe na czas, więc faktycznie popostne jedzenie mam rankiem). Jeśli do musu dodam kawałek awokado lub granolę z orzechami, uzupełnię posiłek w porcję tłuszczów, które przyniosą sytość na czas aż do obiadu. Będę więc mogła zająć się tym, co planowałam bez stresu i burczenia w brzuchu. Szczególnie, jeśli śniadanko zjadłam z miłym towarzystwie, które nastroiło mnie i do życia, i świata przyjaźnie i życzliwie. I tak błogą atmosferę sobie funduję nawet bez świąt. Nawet bez lampek na choince. Nawet bez samej choinki. Nawet bez prezentów bardziej czy mniej trafionych. Ba, nawet nie tylko w grudniu... Wiem bowiem, że Jezus nie tylko narodził się, żył i zmarł, ale zmartwychwstał i żyje nadal. Więcej, mogę z Nim spędzać czas, kiedykolwiek potrzebuję, chcę, zatęsknię. W pełni Swojej Natury, pięknie Swego Charakteru, niespotykanej czystej Wierności. Czasem nucę sobie nawet melodie kolęd, bo są bardzo wdzięczne, melodyjne i przyjemnie nastrajają. Jednak tradycyjne słowa pomijam jako nieprzystające do Jezusa pełnego Mocy Dawania Życia. Tego, który pokonał najpotężneijeszych z wrogów ludzkości: śmierć i egoizm. Nie, nie pasuje mi ani żłobek, ani dzieciąteczko... Na szczęście na moje urodziny nikt z bliskich nie przynosi zdjęć Beatki z kołyski, utaplanej kaszką, w śpiochach i pieluchach. Miałabym wrażenie, że o mnie zapomnieli (siedzę obok a oni nad zdjęciem się pochylają?). Zapomnieli kim jestem (dorosłą kobietą z bagażem doświadczeń, którymi chętnie się podzielę, mądrości, którą chętnie wesprę, sercem, które chce ich przytulić, czemu wciąż w te zdjęcia się patrzą???). Zapomnieli jaka jestem (przecież wyrosłam, mam im tak wiele do powiedzenia, tak wiele chciałabym od nich usłyszeć, poznać ich jeszcze bliżej, a wciąż wracamy do gaworzenia i pierwszych wypowiedzianych mama, tata). Zapomnieli, że jestem z nimi (tęsknię za kontaktem, rozmową, zaufaniem, przytuleniem, uśmiechem, uwagą, społecznością, a jakoś wybierają odkurzane fotki?). Gdyby tak wyglądały moje urodziny, zebrani rozeszliby się do domów i za chwilę tęsknili, bo przecież wciąż jestem ich bliską osobą, a nie byli ze mną ani chwili, tylko z moim dzieciństwem w swoich wspomnieniach Z takimi to refleksjami jem sobie kawowy mus z owocami i granolą, rozmawiam z moim Przyjacielem Jezusem zerkając do listu, który mi podsunął - Pisma Świętego, a On opowiada mi o Sobie wyjaśniając przeczytane właśnie akapity... 
... Niech czas poświąteczny będzie dla Was nadal (może dopiero teraz, na spokojnie?) spotkaniem z moim i waszym Przyjacielem. Teraz i tutaj, żebyście chwilę później byli też pełni energii i optymizmu, radości i pokoju! Ściskam najgoręcej!
Wasza Swojska Fasolka

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych