Przejdź do głównej zawartości

Ogórki do słoika na zimę

Byłam na targu. To moje ulubione miejsce do robienia zakupów. Świeżutkie, dorodne warzywa, dojrzałe, słodkie owoce, worki pełne mąki, kasz, orzechów, pudła z bakaliami różnorakimi. Stoiska z kwiatami, lady z jajami na kopy, długaśne kolejki do kiosków z pieczywem. Klienci rozprawiający o pogodzie, nowych odkryciach kulinarnych, polityce i tradycyjnych, rodzinnych recepturach... Bajkowa atmosfera. Moja ulubiona absolutnie. Jedynie żałuję, że nie mogę dojeżdżać na targ rowerem. Dwadzieścia kilometrów to dla mnie zdecydowanie za daleko. Dojechać, to dojadę. Wrócić też wrócę. Jednak delikatne zakupy nie wytrzymują dwugodzinnej podróży po wertepach. Niestety. Tym razem nawet nie brałam pod uwagę takiej ewentualności, bo planowałam kupić 10 kg ogórków dodatkowo na słoikowanie. Nie ma przyczepki do roweru a jedynie marne dwie torby i plecak na grzbiecie, więc auto było nieuniknione. W domu rozpakowałam cały ładunek, syn dzielnie pomógł umyć wspomniane ogórki, ja przygotowałam słoiki. Planowałam zrobić coroczna porcję sałatki z selerem i papryką na soku jabłkowym, którą rodzinka jadała chętnie. Całośc nie mieściła się na jeden raz do garnka, więc połowę wymieszałam i zalewałam sokiem, gdy usłyszałam zdumiony głos syna: "Z sokiem???" Teraz ja się zdumiałam, bo od zawsze ta sałatka była z sokiem. Okazało się, że rodzina juz sałatki nie lubi a syn liczył, że ogóraski ukiszę... W sumie dziwić się nie powinnam, bo ostatnio głównie kiszę wszystko, co wpadnie w ręce, więc czemu nie oczywiste ogórki...? Dla kogo oczywiste, to oczywiste... Mnie akurat się sałatek zachciało... ja nadal sałatkę lubię. Wpakowałam więc pierwszą partię do słoika w postaci tradycyjnej, ale drugą już kombinowałam, żeby nie z sokiem, bowiem ogórkom bez soku rodzina postanowiła dać szansę. Jako jedna z przypraw dodałam raz listki laurowe, drugi raz listki kaffiru. Wersja druga zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu, bo kaffir daje ewidentnie orientalny, swieży aromat; synowi natomiast zdecydowanie pierwsza.
Świeżo po targu miałam zapas warzyw świeżutkich, pachnących, pole więc do kombinacji stało otwarte szerooookoooo... Takim sposobem powstał mój autorski przepis na sałatkę z ogórków, kalafiora z curry verde czyli zielonym curry. Ostrzejsze, aromatyczne, ale wyraźnie ogórkowe. Wpisuję przepis ku pamięci, żeby się nie zawieruszył, bowiem wiara w trwałość materiałów w sieci siedzi we mnie na mur. Skąd? Pojęcia nie mam. W domu dwaj informatycy z dużym dystansem do trwałości tejże a ja wciąż wierzę... ;-) 


SAŁATKA curry verdeZ OGÓRKÓW i KALAFIORA na zimę

3 kg świeżych, jędrnych ogórków
4 spore młode cebule
2 białe, zdrowe, zwarte kalafiory
2 duże, młode selery z liśćmi
2 łyżeczki gorczycy
2 łyżeczki przyprawy curry verde (zielonego curry) *
4 łyżki soli
sok z 4 cytryn
1.5 l soku jabłkowego (skórki z ogórków dały tyle goryczki, że jednak... ciiiii...)
12 g świeżego imbiru ekologicznego **
2 zielone papryki
6 listków laurowych lub kaffiru

Warzywa bardzo dokładnie umyć i obrać niejadalne części (na ogórkach zostawić skórkę).
Ogórki, cebulę i paprykę pokroić w bardzo cienkie plasterki.
Seler i imbir pokroić w cieniutkie słupki a kalafiora na drobne kawałeczki.
Wszystkie warzywa wrzucić do dużego garnka i dokładnie wymieszać z przyprawami.
Zalać sokiem jabłkowym , dodając tyle wody, by zakryła większość warzyw.*** Wymieszać.
Garnek przykryć i odstawić na kilka godzin. Optymalnie 6, ale można i 8.
Zawartość garnka raz jeszcze wymieszać, zagotować.
Gorącą sałatkę wkładać do słoików ****, zakręcać.
Pasteryzować słoiki 1 minutę. *****
Dokręcam i odstawiam do góry dnem do ostygnięcia.
Taką sałatkę można przechowywać do wiosny.
Znaczy mam nadzieję, bo wersja wyjściowa wytrzymywała całą zimę bez problemu... 


* Moje było stosunkowo mało pikantne, ale bardzo aromatyczne. Ilość dostosujcie do swoich preferencji smakowych, bo składy mieszanek curry są zaskakująco rozmaite.
** Zdecydowanie polecam ekologiczne. Uwierzcie, jest potężna różnica!
*** Warzywa jeszcze puszczą swój sok.
**** Używam lejków z szerokim wejściem, by nie brudzić brzegów słoików. Jeśli jednak kapnę sokiem, dokładnie wycieram przed zakręceniem.
***** Używany garnek myję, wykładam ściereczką złożoną dwukrotnie, wlewam 10 - 15 cm wody, zagotowuję, wkładam delikatnie słoiki, przykrywam pokrywką i gotuję 1 minutę.


Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych