Przejdź do głównej zawartości

Kiszona kapusta włoska w kawałkach


Kapusta warzywna włoska zwana też w skrócie kapustą włoską (Brassica oleracea L. var. sabauda L. – odmiana kapusty warzywnej). Jest to roślina dwuletnia należąca do rodziny kapustowatych. Nie występuje w stanie dzikim, jedynie w uprawie. Wytwarza duże, pojedyncze głowy, podobne do głów kapusty głowiastej, lecz o pomarszczonych liściach. Liście pomarszczone, pokryte drobnymi pęcherzykowatymi wzdęciami, ciemnozielone. Pierwsze uprawy pojawiły się w XVII wieku w północnych Włoszech. Jest niezwykle odporna na mróz i ma ostrzejszy smak, niż kapusta warzywna głowiasta... Tyle Wikipedia... TYLKO TYLE??? Najsmaczniejsza z kapust! Ostrzejszy smak niż biała??? Przecież ona ma tylko inny smak. Jest delikatniejsza, bardziej wdzięczna w obróbce i...ładniejsza :-D
A ukiszona wyprzedza białą o milę (anglicyzując nieco, wzorem Wikipedii ;-)) Dla mnie ma miejsce na warzywnym podium...


:-)

Jej wartości odżywcze nie są może większe niż białej, również szczególnie silne glukozynolany i izocjocjany o działaniu przeciwnowotworowym są w mniejszej ilości (stąd i mniej ostry smak, sic!), ale w związku z tym łatwiej nam "wchodzi", bo przyjaźniej traktuje warzywne towarzystwo. Łatwiej z niej skomponować sałatki (nie dominuje tak bardzo), przyrządzić gołąbki (szybciej mięknie, więc i krócej się je piecze/dusi) czy też ...ukisić (jest mięciutka). Kiedyś kiszono całe główki, podobnie jak białej, ale nie mamy dziś piwnic zimnych jak kiedyś, ani beczek do kiszenia, ani miejsca w kuchni na te beczki. Nie mówiąc już o tolerancji na zapach kiszącej się w beczce kapuchy...
Mamy natomiast słoiki. Czasem można kupić spore słoiki z zakrętkami. Nawet 3 litrowe. Są doskonałe do kiszenia dużych cząstek kapusty.

Kiszę zazwyczaj w wielkim słoju, który potem trzymam w lodówce i mam zawsze pod ręką, gdy chcę zrobić łazanki, krokiety, pierogi, pasztety, surówki, ...faszerowane warzywa... cokolwiek. Chłodna, świeżutka z oszronionego słoja...cudo... :-)


KAPUSTA WŁOSKA KISZONA
słój 2 l

jedna duża lub dwie średnie główki jędrnej, świeżej włoskiej kapusty
1 gałązka kopru z dojrzałymi nasionami
4 ząbki czosnku
spory kawałek chrzanu
½ łyżeczki nasion gorczycy białej
5 ziarenek czarnego pieprzu
1 listek laurowy (zdrowy!)
3 kulki ziela angielskiego
sól w ilości 1 łyżka na 1 litr wody

Do wyparzonego słoja włożyć zioła i przyprawy.
W garnku zagotować 2 litry wody z 2 łyżkami soli (na zapas - reszta zostanie na zupę lub sos na jutrzejszy obiad ;-))
Kapustę umyć, oczyścić z wierzchnich i uszkodzonych liści.
Jeden liść odłamać, odłożyć.
Kapustę przekroić na pół i na ćwierć.
Odciąć wystający na krawędzi głąb pozostawiając kawałek tak, by liście nadal miały się na czym trzymać.


Ćwiartki kapusty pokroić dalej na cieńsze części, by liście nadal trzymały się razem.


Teraz już pakować do słoja ściśle kawałki kapusty uważając, by ich nie rozerwać.
Zostawić kilka centymetrów wolnych od krawędzi słoja.
Jeśli nie mamy praktyki w upychaniu na ścisk bez miażdżenia i rozrywania, można przykryć kapustę pozostawionym liściem i obciążyć od góry wygotowanym kamieniem (rzeczny okrąglak, byle nie wapienny, na wszelki wypadek wybrać krzemień ;-)).
Zalać gorącą słoną wodą (szczególnie, jeśli nie mamy zaufania co do jakości wyparzenia słoików) lub przestudzoną, zakręcić słoik i odstawić w ciemne miejsce na kilka dni.
Codziennie sprawdzać, czy woda nie "uciekła" i ewentualnie dolać świeżej.
Na wszelki wypadek stawiam słoje w miseczkach, żeby podłogi nie trzeba było szorować z soku o niezwykłym aromacie... ;-)
Gdy burzliwa fermentacja ustanie a płyn opadnie, słój zakręcić mocniej i odstawić w miejsce o temperaturze do 10⁰C (u mnie lodówka).


Czasem zastanawiałam się, jak dostarczali sobie probiotyków nasi praprapraprzodkowie nie znający metody kiszenia...aż przyszło mi na myśl, że jednak zjadali w żywności ich dużo więcej...zgadnijcie dlaczego ;-)))

Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i