Przejdź do głównej zawartości

Pieczarki faszerowane komosą i selerem

Jędrne kapelusze pieczarek białych czy brązowych zawsze przywodzą mi na pamięć spacery po lesie w poszukiwaniu grzybów. Moje łowy w zasadzie można nazwać spacerem, bo wracałam z gołymi rękami. Czasem udało się znaleźć kilka mało atrakcyjnych okazów. Najczęściej okazywały się robaczywe, więc zachęty raczej nie stanowiły. Czasem jednakże stawał się cud i znajdowałam (raczej właziła mi pod nogi, wdrapywała się na kolana i wskakiwała przed rozmarzone oczy...) cała gromada kurek... Kurki, jedyne ukochane dziko rosnące grzyby. Uwielbiałam je jeść delikatnie podsmażone ze świeżym chlebem. Do tego kubek gorącej herbaty i niezależnie od pogody i zmęczenia, świat stawała się miejscem spełnionych marzeń. Dobre jedzenie w dobrym towarzystwie i w ciepłym domu bywa niewiarygodnie więc satysfakcjonujące. Kurek w lesie nie widziałam już bardzo dawno. Może przestały mi włazić pod nos? Może wyskakują ze swoich kryjówek jedynie na widok rozmarzonych oczu? Zbyt pragmatyczna się zrobiłam? Rodzina pewnie zaprzeczy, ale może kurki wyczuwają coś więcej? Antycypują? Może czas odkurzyć piękne marzenia? Wrócić do rozmarzonych wędrówek po lasach, gdy liczył się jedynie zapach mchu i tańczące błyski promieni słonecznych pomiędzy gęstą zielenią?
Póki co jednak korzystam z uroków i smaków grzybów mniej dzikich ale za to przewidywalnych. Pieczarki wcale nie są takie złe, jak czasem słyszałam. Owszem, bombą kaloryczną nie są, ale w kaloriach siła! Grzyby mają specyficzne fitozwiązki nie spotykane wśród innych roślin. Wielu lekarzy widzi w nich potencjał antynowotworowy, choć wielu również oskarża je o sprzyjanie drożdżycy, grzybicy i wszystkim klęskom zdrowotnym świata. Moje wewnętrzne przekonanie (nieco wzmocnione przepisami z programu kickstart PCMR Neala Barnarda :-)) pcha mnie jednak z paczką pieczarek w ręce do kasy a później do domu, ilekroć udaje mi się spotkać (wlazły mi w oczy ;-)) jędrne i niedrogie. Czasem spotykam całkiem duże okazy, czasem promocyjną cena na portobello. Wtedy oczyszczam i faszerują różnościami. Nie zawsze mając czas na przygotowanie farszu, łączę surowe soczyste warzywa z ... surową kaszą i zapiekam licząc, że kasza wchłonie soki warzywno-grzybowe nabierając ciekawego aromatu i smaku. Niezawodna okazuje się komosa. Pęcznieje szybko, ale pozostaje jędrna z wierchu przypieczona i chrupiąca. Dla mnie ideał :-D


PIECZARKI FASZEROWANE KOMOSĄ RYŻOWĄ I SELEREM

5 bardzo dużych pieczarek lub małych portobello (ok. 500 g)
230 g selera korzeniowego
3 gałązki selera naciowego
6 ząbków czosnku
½ szklanki komosy ryżowej surowej
½ kostki tofu bazyliowego
¼ łyżeczki soli

Seler zetrzeć na grubych oczkach tarki, seler naciowy obrać z grubych włókien i poskroić w drobną kostkę, czosnek przecisnąć przez praskę.
Wszystkie składniki farszu dokładnie wymieszać dłońmi rozcierając tofu równomiernie w całej masie.
Faszerować pieczarki uzyskaną zwartą masą.
Ułożyć na wysmarowanej olejem formie, przykryć ( wystarczy folią lub rękawem do pieczenia) i zapiekać 45 minut w 200⁰C.
Odkryć i dopiec jeszcze 15 minut.


Uzyskamy delikatne warzywa o subtelnym ziołowym aromacie. Jeśli mam ochotę na ostrzejsze smaki, dosypuję do farszu kozieradki, imbiru i kuminu, choć wolę tą delikatniejszą wersję...
Zazwyczaj wystarcza mi też soczystość pieczarek, choć niektórzy wolą je skonsumować z dodatkiem ziołowego sosu ;-)

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d