Przejdź do głównej zawartości

Selerowy pudding z ciecierzycy i słonecznika

Seler, warzywo o... trzech twarzach ;-) Korzeniowy znam od dzieciństwa. W czasie mojej młodości mama wpadła na pomysł wykorzystywania jego liści na równi z liśćmi pietruszki a w niedawnej przeszłości sama sięgnęłam po seler naciowy. Jego kolor i chrupkość kusiły niemiłosiernie, więc bliższa przyjaźń była tylko kwestią czasu. Dzisiaj jesteśmy zaprzyjaźnieni już w trójkę, a włączając w krąg zaufania rodzinkę, nawet w piątkę :-) Przyjaźń się jeszcze zacieśniła, gdy selery przedstawiły swoje bogactwo odżywcze. Jak nie złączyć swego menu z honorowym dawcą cynku i większości witamin z grupy B? Do tego seler korzeniowy jest warzywem niskokalorycznym i ułatwia trawienie, surowy ma niski IG (ugotowany już niekoniecznie...) a naciowy ma niski IG w wersji zarówno surowej jak i gotowanej. Starożytni uważali go za afrodyzjak, ale jeśli ktoś korzysta z nisko tłuszczowej roślinnej diety na co dzień, to akurat ta cecha selera nie jest dla niego istotna, gdyż krążenie ma doskonałe nawet w najbardziej istotnych obszarach... Myślę tu o... mózgu, rzecz jasna! ;-) Seler naciowy dodatkowo ma silne przeciwzapalne działanie i mnóstwo witaminy C.

Kulinarnie bardzo lubię selery za ich unikalny aromat, delikatny smak i soczystość. Dla mnie to warzywo doskonałe. Dlatego korzystam z selera prawie każdego dnia. Bardzo często jadam sałatkę z kaszą jaglaną i mrożoną cytryną (klik) a jako przystawkę pudding z selerami dwoma.


SELEROWY PUDDING Z CIECIERZYCY I SŁONECZNIKA
2 - 3 porcje

30 g selera korzeniowego (kawałek wielkości średniego ziemniaka)
30 g selera naciowego (pół solidnej gałązki)
½ szklanki słonecznika
¼ szklanki mąki z ciecierzycy
½ łyżeczki soli
½ szklanki mleka sojowego niesłodzonego
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka płatków drożdżowych (niekonieczne, ale dodają serowego posmaku)
1 łyżeczka majeranku
1 spory ząbek czosnku

Słonecznik zalać przegotowaną wodą i odstawić na kilka godzin (6 - 8) do namoczenia.
Zmiksować odcedzony słonecznik, mleko, sól, płatki drożdżowe i sok z cytryny na gładko.
Seler korzeniowy zetrzeć na tarce o grubych oczkach a naciowy obrać z grubych włókien i drobno pokroić.
Czosnek pokroić w cieniutkie plasterki.
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać.
Foremki na paszteciki wysmarować olejem kokosowym i wlewać porcje ciasta.

Piec w temperaturze 180⁰C 50 minut.


Pięknie wyrasta, potem opada... ale nie całkiem, więc zostaje jednak puchata konsystencja :-) Ze względu na zawartość mąki z ciecierzycy pudding może wydawać się suchszy niż tradycyjne tego typu wypieki, więc doskonale smakuje z wilgotnymi dodatkami typu sosy lub surówki. Ja uwielbiam ze świeżą białą kapustą, szalotką i sosem vinaigrette albo serkiem roślinnym (klik) najlepiej fermentowanym ze względu na kwaskowy posmak. Robię go głównie na bazie rejuvelaca z gryki (klik), komosy (klik) - wcześniej z żyta. Z żytniego się powoli wycofuję, bo z komosy jednak najbardziej nam smakuje :-)



Można zapiec w kokilkach albo silikonowych foremkach, z których można pudding wyciągnąć na talerzyk i zajadać bardziej wytwornie nożem i widelcem...


Jak widać, przyjemnie jest wtedy nasmarowaną foremkę wysypać ziarenkami kminku, czarnuszki lub drobno posiekanymi orzechami laskowymi... wedle gustu i uznania... Ładnie wygląda i smakuje interesująco na tyle, że obchodzi się nawet bez surówki ;-)

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d