Przejdź do głównej zawartości

Buraczany Bourguignon

Wiecie, że buraki mają niesamowite walory odżywcze? Na pewno słyszeliście milion razy... ale czy utkwiła ta informacja w pamięci operacyjnej mózgu czy w archiwum? Czy patrząc na buraki widzicie pełne, satysfakcjonujące odżywczo i smakowo produkty? Widzicie w nich swój posiłek? Podstawę, bazę, główny składnik... Macie na nie ochotę, gdy jesteście głodni? Czy dobieracie do nich tylko jakieś drobiazgi, bo podstawa już jest (jeśli już je macie i leżą na widoku w kuchni, albo specjalnie po nie poszliście do sklepu)? Czy buraki funkcjonują co najmniej tak intensywnie w ośrodku mózgu zwanym (samozwańczo) cuisine? Widzicie je jako główny posiłek? Ja długo widziałam w nich mega wartościowe, piękne warzywo, które można włączyć do posiłku. Wiecie, jak sałatę na kanapkę czy kiełki do surówki. Kombinowałam, że muszę dobrać jakąś potrawę, żeby burak pasował a nie raził... by posiłek był... posiłkiem... żebym nie była za kwadrans głodna... Nie patrzyłam na buraki jak na coś pełnowartościowego, kompletnego. Aż do czasu, gdy okoliczności życia skierowały mnie w stronę przeliczania wartości odżywczych każdego posiłku. Sumowania wszystkich jego składników. Od kawałka ziemniaka do łyżeczki pestek dyni. I zdziwionko spadło na mnie, gdyż jeden burak okazał się całkiem wpływowym w tym bilansie. A cóż to jest jeden buraczek. Bida no. Tak ze trzy solidne, to już coś jest. Trzy solidne buraczki to ok. 500g! To 200 kcal (jak prawie pół czekolady!!!), 50g węglowodanów, 8g białka, 1g tłuszczu (tak, tłuszcz jest w buraku, więc nie ma potrzeby zalewać go olejem), 15g błonnika (połowa dziennego zapotrzebowania!), 115 mg magnezu. A jego młode liście zawierają białka i soli mineralnych jeszcze więcej. Zimą buraki przechowywane z jesieni, jeśli są zdrowe, wypuszczają młode listki i można spokojnie je konsumować, bo przecież to w naszej własnej szafce/spiżarce/koszyku/torbie wyrosły i nikt niczym nie pryskał. Ekologia ekstremalna. No, chyba, że sami prychnęliśmy okazyjnie... eeee... ;-)
Betaina z buraków czyli ich czerwony barwnik to silny środek hamujący rozwój komórek nowotworowych. Różnych nowotworów, więc jako profilaktyka i wspomaganie leczenia chyba trudne do pominięcia. Mają również sporo kwasu foliowego działającego krwiotwórczo, co bardzo pomaga przy obniżonej wartości hemoglobiny a nawet hematokrytu. Zwiększają wydolność fizyczną (klik)! Mają również łagodzić ból wynikający z artretyzmu (klik). I działają leczniczo na dysfunkcje śródbłonka czyli po ludzku mówiąc: przeciw sklerozie, udarom i zawałowi działają (klik). A to już naprawdę duża rzecz, bo na choroby układu sercowo-naczyniowego nadal i wciąż umiera najwięcej ludzi. Ponadto w dobie nasilonego zagrożenia zapaleniem płuc, wzmocnienie naczyń może być kluczowe dla wyzdrowienia. Bowiem w płucach naczynia są delikatne i one decydują o ilości transportowanego tlenu. Warto się nimi zaopiekować zawczasu...
To jak? 
Gotowi na buraczane doładowanie?
Jeśli tak, to zaproponuję kilka moich ulubionych buraczkości w wersjach bardzo różnorakich. Zaczynając od surowych pierożków, przez surowy barszcz ukraiński, surowe buraczane spaghetti, pesto, po zwykłą surówkę, albo mniej oczywistą foccacię. Na deser buraczane brownie z karobem, za to bez oleju. Albo wzorem Malin buraczaną potrawkę w stylu bourguignon (klik). Ten właśnie przepis zmieniłam pod swoje potrzeby czyli zrezygnowałam z oleju (wolę całe oleiste ziarenka, które po zmieleniu dodają komponetu tłuszczowego bez utraty cennych witamin, soli mineralnych i, oczywiście, błonnika), octu (cytryna też się dobrze sprawdzi, byle dodać ją na samym końcu), wina (sos balsamiczny doda aromatu i słodyczy), marmite (można nieco więcej płatków drożdżowych  dla intensywniejszego smaku umami, unikając dodatkowej soli) a nawet bez skrobi kukurydzianej (zagęścić nawet lepiej można pełnowartościowym składnikiem; ja np. wolę nierafinowany len znów... len jest uniwersalny przecież ;-)).
Teraz już każdy znajdzie coś dla siebie :-D


BURACZANA POTRAWKA Z SOCZEWICĄ I GRZYBAMI czyli roślinny Bourguignon
6 porcji

0,5 kg buraków
2 cebule
4 małe marchewki
3 duże ząbki czosnku
⅓ szklanki czerwonej soczewicy
⅔ szklanki soczewicy czarnej lub zielonej
25 g suszonych grzybów
2 gałązki selera naciowego
2 łyżki przecieru pomidorowego
2 łyżki sosu sojowego
2 - 3 łyżki soku z cytryny
3 liście laurowe
1 łyżka suszonego tymianku
1 litr bulionu warzywnego 
1 łyżeczka sosu balsamicznego
1 łyżka mielonego siemienia lnianego
2 łyżki płatków drożdżowych
sól i pieprz do smaku

Soczewicę namoczyć – minimum 30 minut. Grzyby zalać 1 szklanką gorącej wody i odstawić. Poddusić cebulę i czosnek na suchej patelni na niewielkim ogniu (3 do 4 minut), dodać resztę warzyw, posypać odrobinę solą, przykryć i dusić przez 7 do 10 minut.
Do warzyw dorzucić grzyby, wodę z ich namaczania pozostawić. Dodać przecier pomidorowy, sos sojowy, ocet balsamiczny, liście laurowe i tymianek. Dokładnie wymieszać i dusić kilka minut bez pokrywki.
Dodać odsączoną i opłukaną soczewicę, wodę z grzybów, bulion. Doprawić solą i pieprzem, dusić przez 30 minut przy pokrywce lekko uchylonej.
Dodać len, zwiększyć gaz i, gotować przez 3 do 4 minut, cały czas mieszając.
Przed podaniem wmieszać płatki drożdżowe. Serwować ze zgniecionymi ziemniakami albo opieczonym chlebem, surowymi warzywami i zieloną pietruszką. 

100 g potrawki bez pieczywa i innych dodatków:
40 kcal
0.5 g tłuszczu
7.5 g węglowodanów
3 g białka
obliczone za pomocą aplikacji vitascale

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d