Przejdź do głównej zawartości

Tiramisu z rabarbarem i porzeczkami

Tiramisu jest z definicji deserem orzeźwiającym, stawiającym na nogi a przynajmniej cucącym świadomość po chwilowej drzemce... Włosi właśnie tego oczekują od takiego deseru i z tych jego zalet wzięła się jego sława i popularność. Korzystano obficie z dopingujących właściwości mocnej prawdziwej kawy (najczęściej espresso). Kofeina działa jednak otrzeźwiająco przez czas jakiś i ciało na spanie ochoty już nie ma, ale mózg... On swój rozum ma i oszukać się nie da. W czasie snu fizjologicznie oczyszcza się z różnych odpadów przemiany materii, a bez snu śmietki sobie hasają po wszelkich jego obszarach. Wpływ tych paprołów widać głównie w ośrodkach odpowiedzialnych za pamięć. Powodują bowiem liczne przekłamania (znów zapomnieliśmy o wizycie cioci, och...), obszarach odpowiedzialnych za wolną wolę osłabiając ją (wiem, że nie powinnam, ale...ups...), nie wspominając już o zaburzeniach równowagi hormonalnej, ani o spadku ciśnienia po jego chwilowym wzroście...Kofeiny podwójne życie, nie ma co! Wystarczy, by sobie przyjaźń z panią Kofeiną zerwać na dobre. W tiramisu stawiam więc na orzeźwiające działanie... rabarbaru. Dorzucam soczyste porzeczki, słodkość wyciągnę z daktyli. Razem z prażonym słonecznikiem staną się godnym zastępcą biszkopcików. Swojskie, zdrowe tiramisu stawia na nogi, pobudza do życia smakiem a probiotyki z jogurtu dodają animuszu od wewnątrz. Niziutkie IG pozwala utrzymać kondycję mózgu przez  długie godziny. Jasne zasady działania, brak ściemy i drugiego dna. Prostota, prostolinijność, klarowność, powiązane z przyjemnym smakiem i ładną kompozycją. Dla mnie pierwsza liga deserów. Podaję jako porcje z dużej foremki, w pucharku lub w słoiczku na wynos. Co wybieracie?


TIRAMISU Z RABARBAREM I PORZECZKAMI
6 sporych porcji

warstwa ciasteczkowa
1 szklanka słonecznika
¾ szklanki daktyli
2 łyżki kawy zbożowej rozpuszczalnej lub cykoriady (jeśli zachomikowaliście jakieś zapasy, bo z Rossmana zniknęła...)
szczypta soli

krem jogurtowy
300 ml jogurtu sojowego naturalnego
½ szklanki mleka sojowego naturalnego
1 cytryna sok i miąższ
1 dojrzały banan
2 garście nerkowców
1 łyżka łuski babki jajowatej
1 strączek wanilii
ksylitol do smaku (zależnie od banana, u mnie 2 łyżki)

mus rabarbarowy
6 gałązek rabarbaru
3 szklanki porzeczek czerwonych
szczypta soli
3 łyżki cukru kokosowego
3 łyżki łuski babki jajowatej

Do szerokiego garnka z grubym dnem wrzucić obrany i pokrojony w plastry rabarbar.
Dodać sól, cukier, porzeczki i na małym ogniu rozparować. Zajmuje ok. 10 minut.
Dodać łuskę babki, wymieszać. Odstawić do zagęszczenia.

Słonecznik delikatnie zezłocić na suchej patelni. Ostudzić.
Daktyle pokroić na dość cienkie paseczki.
W malakserze z ostrzem w kształcie "S" zmiksować słonecznik na drobną kaszkę.
Dodać sól, daktyle, kawę i zmiksować na lepiącą się bardzo drobną kruszonkę.

Wanilię drobno pokroić.
W blenderze zmiksować nerkowce na mąkę.
Dodać jogurt, banan, wanilię, ksylitol i mleko. Zmiksować na gładko.
Dodać łuskę babki i zmiksować raz jeszcze, by otrzymać puszysty krem.

W naczyniu ułożyć kruszonkę zlepiając w grubsze grudki.
Dodać krem a na wierzch wyłożyć mus z rabarbarem.
Schłodzić w lodówce przynajmniej 1 godzinę.

Całość deseru: 20 ww;  13 wbt


W pucharkach pięknie wygląda podany w podwójnych warstwach, choć najlepiej w bardzo wąskich.
Z deserami jest jak z każdą luksusową wartością: ilość nie idzie w parz


Forma podania według gustów, oczekiwań i stosownie do okazji. Wpisuje się wdzięcznie w każde okoliczności smakując delikatnie, świeżo, orzeźwiająco.


Piękny kolorem, soczystością i ...rozmiarem. Rabarbar przeżył kapryśną i długą zimę w dobrej kondycji ku mej wielkiej radości! Patrząc na jego piękne, silne liście myśli umykają w stronę wszystkich pięknych i prawdziwych rzeczy. Tych, które również dają siłę do życia, umilają dzień i sprawiają, że życie nabiera w moich oczach wielkiej wartości i głębokiego sensu. Bez ściemy, bez podwójnego dna, bez oszustw i udawania tego, czym się nie jest. Wielkich rzeczy, których istota jest absolutnie odmienna od... kofeiny. Największego oszustwa współczesnego umysłu i potężnego wroga zdrowia współczesnego człowieka... Rzeczy prawdziwie wielkie i piękne przynoszą zupełnie odmienne skutki. Poszerzają perspektywy (któż z nas nie przeżył oświecenia nowym pomysłem, gdy się dyskutowało nad problemem z bliskimi zaprzyjaźnionymi osobami z otwartej, życzliwej atmosferze???), wzmacnia zdrowie (ci, którzy mają przyjaciół, są szczęśliwe w związkach żyją dłużej i mają silniejszy układ odpornościowy), dodatkowo poprawiając komfort życia (wiecie, jak się zasypia w ramionach ukochanego/ukochanej i ile może niedogodności znieść z prawdziwym uśmiechem rodzic małego brzdąca, gdy ten zarzuci mu swoje małe łapki na szyję!)... Czy to nie jest PRAWDZIWE ZDROWIE?

Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i