Z czego zrobić sałatkę zazwyczaj łatwo wymyślić. Sprawa się komplikuje, gdy przechodzimy do sosu. Tzn. komplikuje się wtedy, gdy chcemy uniknąć kopa tłuszczowego, bo większość (tradycyjne chyba wszystkie) sosów bazuje właśnie na tłuszczu. Beszamele, vinaigrety, majonezowe, tatarskie, a nawet odchudzone jogurtowe też wołają donośnym głosem: Ojeju, dajcie nam oleju! Jeśli wtedy rozsądek przypomina: Ojeju, oleju krew ma dość, bo zgęstniała po ostatniej orzechowej przekąsce z kokosowym kremem... zaczynam się zastanawiać... Krótkie looknięcie do zaprzyjaźnionego programu przeliczającego posiłki na bezlitosne liczby wystarcza, by stwierdzić, że jeśli dodam cudowny, bez wątpienia, olej lniany do sosu, nici będą z deseru. Hmmm... deserowe nici nie wyglądają zachęcająco, prawda? Pląta się toto po jelitach, nosem wychodzi, słowem atrakcja żadna. Zarzucam więc pomysł olejowy (siemię już dzisiaj jadłam w postaci dodatku do zielonego koktajlu) i kieruję myśli ku... fasolce. A jakże ;-) Konkretniej: grochowi. Grochowi włoskiemu czyli ciecierzycy, której ugotowanej zazwyczaj w lodówce nieco posiadam (nazwa bloga do czegoś zobowiązuje!) i używam codziennie do wszelkich potraw. Hummus bardzo lubię, nawet bardzo odchudzony (klik), więc czemu nie zrobić hummusu i odchudzonego, i... rzadszego. Takiego w sam raz na sos...?
SOS HUMMUSOWY
4 łyżki (100 g) ugotowanej ciecierzycy odmierzonej wraz z wodą (aquafabą)
1 łyżka soku z cytryny
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka płatków drożdżowych
½ łyżeczki tahini
3 łyżki zimnej wody lub aquafaby czyli wody z gotowania ciecierzycy
¼ łyżeczki soli lub do smaku
Wszystkie składniki zblendować na gładki sos.
100 g zawiera: 87 kcal
3 g tłuszczu
8 g węglowodanów
5 g białka
błonnika nie liczę, a jest go sporo ;-)
błonnika nie liczę, a jest go sporo ;-)
Zdziwieni pięknymi zdjęciami z cudownymi naczyniami i tłem? Tak, tak, to nie moje sprzęty. Zdjęcia są efektem ćwiczeń pod okiem mistrzyni fotografii kulinarnej Kingi Greenmorning, której kurs przeniósł mnie w rejony do tej pory tajemnicze i zarezerwowane dla specjalistów fotografii. Jeśli myślicie o jakimkolwiek szkoleniu tego rodzaju, polecam z zupełnym przekonaniem piękny dom w podwarszawskiej okolicy i genialną nauczycielkę rezydującą tamże (klik). Indywidualne podejście, zrozumiałe słownictwo, jasny przekaz, dostępność, atmosfera pełna ciepła i życzliwości, to wszystko otwiera umysł w jakiś niezwykły sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)