Pieczenie chleba w domu może być skomplikowanym procesem, jeśli usiłujemy postepować według receptur fachowców obeznanych z tematem bardzo dogłębnie. Dla nich wyrabianie ciasta, garowanie, formowanie nie jest żadnym problemem. Zazwyczaj mają własne piekarnie, w których panuje stała, ściśle określona temperatura i wilgotność. Mają stałych, sprawdzonych dostawców mąki (lub zboża, jeśli piekarnia sama mieli ziarno) z wieloletnimi umowami zawierającymi klauzulę o jakości dostarczanego towaru. Dla przeciętnego śmiertelnika temat nie do ogarnięcia, niestety. A przynajmniej wymagający ogromnych nakładów czasu, uwagi i... środków. Jednak w wielu miejscach na Ziemi nadal domowy chleb jest podstawą wyżywienia. Pieczywo "sklepowe" tam nie dociera bądź nie jest lubiane. Niektórzy kochają tradycję na tyle mocno, że chwyty marketingowe na nich nie działają. Jakoś sobie radzą. Nie tylko jakoś, ale często wręcz wybitnie! Jakim cudem? Pierwszy chleb przecież powstał... sam! Przypadkowo. Właściwie przez zaniedbanie. Sfermentował niechcąco... To i my fermentujmy niechcąco... przynajmniej niech ziarno tak myśli ;-) Łatwiej wtedy o dobry chleb. Mamy w rodzinie kilka ulubionych codziennych chlebów, które czasem urozmaicam dodatkami, zmieniam proporcje używanych mąk, często zmieniam kształty i naczynia do pieczenia. Raz jest to zwykła emaliowana keksówka, innym razem silikonowa foremka w kształcie serduszka. Czasem ładuję ciasto w okrągłe kołnierze ceramiczne, a czasem do foremek na muffinki. Mamy wtedy bułeczki.
Prym jednak wciąż wiedzie chleb z jaglanki na drożdach - klik - (męska część rodziny uważa go za najbardziej uniwersalny odkąd z domu zniknął gluten) a damska równie ceni chleb z samej gryki - klik. Ja niesamowicie cenię chleb z sorgo i teff, często więc dodaję go do małej części ciasta chlebowego z dodatkową wodą, czyniąc swój prywatny mały chlebuś (tu dwie z takich wersji na zakwasie klik i na drożdżach klik). Z komosy klik piekę rzadko... cena... ech... pozostają promocje, dzięki którym czasem i on gości na naszym stole. Czasami jednak nachodzi mnie ochota na coś wypaśnego. Chleb, który można jeść zupełnie sam a nawet tak właśnie smakuje najlepiej! Jeśli mam zrobić go dla całej rodziny, sięgam po klasyczny już chleb zmieniający życie klik lub mój autorski fitness klik. Oba przygotuje się ekspresowo i są unikalne w smaku.
Od jakiegoś czasu chodziło jednak za mną wspomnienie żytniego chleba z suszoną śliwką. Nawet nie pamiętam, kiedy ostanio go jadłam. Pamiętam jednak dokładnie miejsce. Sklep w pobliskiej miejscowości polecony przez koleżankę. Chleb wyglądał... hmmm... dziwnie. Już pokrojony, miękki, mało zwarty i bardzo ciemny. Dzisiaj mam już świadomość, że był to skutek dodatku karmelu i mało "chlebowej" technologii produkcji. Wtedy jednak był dla mnie odkryciem. Smakował bowiem bardziej jak wytrawne ciasto niż chleb. Wczoraj wspomnienie zrobiło swoje i przy pieczeniu chleba do mojego małego kawałka ciasta dodałam kilka śliwek i kilka orzechów włoskich. Obawiałam się, że przy takim zwartym balaście chleb nie będzie nadążał z rośnięciem za swoim bezdodatkowym alterego. Jakież było moje zdziwienie, gdy wyróśł szybciej i wyżej! Jak na drożdżach, powiedziałabym... ;-)
Jeśli kogoś interesuje przepis, to jest to najzwyklejszy chleb naturalny z samej gryki klik z dodatkiem dużej garści suszonych śliwek, które jedynie rozrywałam palcami na połówki, i dużej garści orzechów włoskich, które tymi samymi paluszkami rozkruszałam bardzo z grubsza.
Gdy zaś dla panów uczyniłam ulubiony chleb z jaglanki, odłożyłam sobie niewielki kawałek ciasta, dodałam znów kilka śliwek i orzechów włoskich, bo z takimi dodatkami chlebek jaglany wychodzi mega wypaśny! Nie bawiłam się już w rozgniatanie tych ostatnich. Duże śliwki natomiast rozrywałam. Całą resztę robiłam dokładnie tak samo, jak w przepisie klik.
Tak sobie umila czas w oczekiwaniu na tegoroczne, najlepsze na świecie polskie śliwki. Na drzewach jest tak dużo zielonych, że ptaki siadając na gałęziach łamią małe, kruche, śliwonośne pędy... Naturalny zabieg dopasowując obfitość owoców do możliwości drzewek. Oczarowuje mnie genialność zjawisk w otaczającej przyrodzie.
No i cóż zrobić, przeczytałam posta dla sprawdzenia przed opublikowaniem i... muszę zaraz zalać grykę na pierwszy z chlebków. Póki nie sfermentuje, zrobię szybko jaglany, bo już mi się go chce ;-) W kwestii cierpliwości jeszcze wiele nauki przede mną... ;-)
Jeśli kogoś interesuje przepis, to jest to najzwyklejszy chleb naturalny z samej gryki klik z dodatkiem dużej garści suszonych śliwek, które jedynie rozrywałam palcami na połówki, i dużej garści orzechów włoskich, które tymi samymi paluszkami rozkruszałam bardzo z grubsza.
Gdy zaś dla panów uczyniłam ulubiony chleb z jaglanki, odłożyłam sobie niewielki kawałek ciasta, dodałam znów kilka śliwek i orzechów włoskich, bo z takimi dodatkami chlebek jaglany wychodzi mega wypaśny! Nie bawiłam się już w rozgniatanie tych ostatnich. Duże śliwki natomiast rozrywałam. Całą resztę robiłam dokładnie tak samo, jak w przepisie klik.
Tak sobie umila czas w oczekiwaniu na tegoroczne, najlepsze na świecie polskie śliwki. Na drzewach jest tak dużo zielonych, że ptaki siadając na gałęziach łamią małe, kruche, śliwonośne pędy... Naturalny zabieg dopasowując obfitość owoców do możliwości drzewek. Oczarowuje mnie genialność zjawisk w otaczającej przyrodzie.
No i cóż zrobić, przeczytałam posta dla sprawdzenia przed opublikowaniem i... muszę zaraz zalać grykę na pierwszy z chlebków. Póki nie sfermentuje, zrobię szybko jaglany, bo już mi się go chce ;-) W kwestii cierpliwości jeszcze wiele nauki przede mną... ;-)
ojej dwie wersje chlebów z najulubieńszymi dodatkami (chyba :D )
OdpowiedzUsuń