Przejdź do głównej zawartości

Buraczano - selerowe smarowidło

No i wzięło mnie.
Koronowany gość rozpanoszył się w świadomosci ludzkości wypierając wszelkie inne wirusy, bakterie, toksyny, oksydanty, grzyby,... Gdy gorzej się poczujesz, od proga witają termometrem wycelowanym w czoło. Nie powiem, nawet zabawny dreszczyk emocji. Trochę jak w thrillerze. A właściwie komedii kryminalnej. Zabójcza broń i takie tam... Nieważne czy u dentysty z powodu plomby, która wybrała towarzystwo kawałka marchewki zamiast dotychczasowego trzonowca, czy przed badaniem krwi na nietolerancje pokarmowe. Dokładając do tego świadomość (wciąż utwierdzaną pytaniami troskliwej rodzinki) funkcjonowania w grupie wysokiego ryzyka, nie dziwi, że tępy ból barków i szyi nasunął wizję błyszczącej korony panoszącej się w krwioobiegu. I w takiej atmosferze coś jeszcze zaczęło uparcie walić mnie w łepetynkę przy każdym ruchu mojego nieźle już obolałego ciała. Hmmm... Może tylko krzywo spałam... Bywało tak przecież nieraz. Jednak należało podejść do tematu odpowiedzialnie w sensie społecznym i odizolować się. Tak na wszelki wypadek. Nie było to trudne, bowiem już po kilku godzinach gorączka wcisnęła mnie pod gruby koc a słabość ogólna zbiła z nóg.
Słowem, wzięło mnie i basta.
Tylko co mnie wzięło???
W sumie, nie jest to problem, z którym mogłabym się od ręki uporać. Mogłam natomiast zrobić coś mi dobrze znanego i sprawdzonego od wielu lat wobec wszelkich mikronajeźdźców. Zaktywować odporność. Postawić ją na baczność, bo najwyraźniej przysnęło się niebodze. Na szczęście od pierwszego info o pandemii zaopatrzyłam nas w zapas soku z dzikiej polskiej róży, który nasycony jest witaminą C i fitozwiązkami do wypęku. Oto nadszedł jej czas! Popijając co godzinę łyk soku, dołożyłam szklankę porządnej dawki wapnia (bez słodzików!) i wpełzłam do wanny. Walcząc z całych sił sama ze sobą wytrwałam przy naprzemiennym gorąco - chłodnym prysznicu, i solidnie wyszorowana szorstkim ręcznikiem ruszyłam (eufemizm: dowlokłam się ) do łóżka. Pod puchową pierzyną i wełnianym kocem nawet nie bylo zbyt zimno. W nocy wymieniłam trzykrotnie piżamkę nadającą się do wyżęcia. Wędrowałam po materacu szukając uparcie suchszych miejsc noc całą, aż umęczona nad ranem zasnęłam. Obudziłam się z normalną temperaturą bez śladu bólu głowy, za to słabiuteńka. Dzień spędziłam na suchej części łóżka udostępnionej przez męża przeżywając absolutny luz, bo mózg i tak mi nie pracował, więc mogłam leniuchować bezkarnie. Skupiłam się na uzupełnianiu utraconych płynów. Dnia trzeciego z godziny na godzinę było coraz zdrowiej. Hurra!!! Mogłam chodzić. Ba! Nawet kucnąć i wstać!
Przyszedł czas na regenerację siły. W tym na mega odżywcze, lekkie jedzonko. Chleb wciąż jadalny (na fermencie klik jest smaczny nawet po tygodniu!) nieśmiało poprosił o jakieś smarowidło... O.K. Padło na warzywka. W końcu to one zostały zalecone przez najlepszego Lekarza Wszechczasów na zdrowotne problemy mieszkańców grzesznej ziemi. Dziś wiadomo, że warzywa mają moc naturalnych lekarstw. Tak powstało smarowidło buraczano - selerowe w pięknym bordowym kolorze wynikającym z unikalnych właściwości leczniczych naszego kochanego buraczka (i -bójczych, i wzmacniających, i regenerujących). Dodatek fasolki wnosi dawkę białka i wapnia, słonecznik niesie ze sobą witaminy E i B oraz minerały a kolendra... ach, jo... jak powiada mój ulubiony bohater kreskówek czyli Krecik w chwili zachwytu jak i zdziwienia (czasem też rozczarowania, ale to nie tym razem ;-)). Kolendra w nasionach jest tradycyjnym środkiem na poprawę perystaltyki jelit. Wzdęcia? Kolendra. Bóle skurczowe jelit? Kolendra. Ba, kolendra działa nawet na skołatatne nerwy. Uspokaja, ułatwia relaks w postaci olejku eterycznego, więc do smarowidła ją miksuję. Jako herbatka zwiększa apetyt, jakby komuś było potrzeba. Mnie się raczej na jego wstrzymanie coś przydało. Ale z tym radzę sobie błonnikiem, którego w bród jest w warzywach (burak, seler, sic!). 
A ponieważ wczoraj robiłam tarte ogórki do słoików na zimową ogókową wg przepisu  Joli Naklickiej - Kleser klik, soliłam je i odciśnięte ładowałam do słoików. Zalałam odciśniętym sokiem. Jednak ogórki okazały się bardzo soczyste a ja chyba upchałam je baaaardzo mocno, bo sok został w całkiem pokaźnej ilości. Teraz więc dodaję go zamiast samej soli do zup, sosów czy... smarowideł. Do miksowania smarowidła zamiast soli i wody dodałam właśnie sok z ogórków, który mi został. Dodał świeżej, ogórkowej nuty i lekkości. Co za przyjemna utylizacja :-) To co? Robimy? 


SMAROWIDŁO Z BURAKA I SELERA

1 burak (120g)
1 mały seler (140g)
2 czubate łyżki ugotowanej lub ze słoika drobnej fasolki cannellini (60g) 
2 łyżki słonecznika (10g)
1 łyżeczka nasion kolendry (lub więcej zależnie od upodobania)
1 - 2 łyżek soku z cytryny
woda i sól (do smaku) lub płyn z odciśniętych ze startych świeżych ogórków np. na tzatziki a może i być z mizerii

Słonecznik i nasiona kolendry zalać przegotowaną ciepłą wodą i odstawić.
Burak i seler obrać, pokroić w drobniutką kostkę i posiekać drobno w malakserze.
Dodać resztę składników (słonecznik i kolendrę odcedzone) i zmiksować dodając jedną łyżkę lub nieco więcej wody (uwaga! kontrolować słoność!!!).

100g smarowidła to 51 kcal
1.5 g tłuszczu
8.8 g węglowodanów
2.8 g białka
obliczone za pomocą aplikacji vitascale


Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i ...

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba...

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie ...

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwko...

Gdy agar nie sprawdził się w dżemie

W czasie lata zaszalałam z przetworami i zapełniłam piwnicę słoikami po sufit (dość niski, ale jak to brzmi ;-)). Testowałam dżemy zagęszczane agarem  i zamiast gotować owoce długimi godzinami mogłam gotować kilkanaście minut. Działało bardzo dobrze. Dżemy były smaczne, dość gęste i aromatyczne. Problem pojawił niedawno tj. po kilku miesiącach przechowywania. Część dżemów się nieco... rozpłynęła... Czyli stała się po części płynna. Agar przestał działać. Zadziwiające, że dotyczyło to zjawisko tylko części słoików. W reszcie dżem pozostał tak gęsty, że nie opadł po odwróceniu słoika i nie opada nadal. Najwyraźniej to dżem z wyższych sfer i zachowuje się bardzo adekwatnie... :-) W części słoików wyraźnie grawitacja ściągnęła sok w strefy dolne a nakryłam ją, gdy akurat naszym baaardzo młodym gościom smażyłam naleśniki i goście owi zażyczyli sobie smarować je dżemem truskawkowym właśnie. Potrzebowałam więcej niż jednego słoika, sięgnęłam głębiej i... wyciągniętym dżemem (na z...