W czasach zaprzeszłych czyli mojej młodości, jedynym nabiałem jedzonym przez dzieci był żółty ser (deficytowy) i topiony (jakoś mniej deficytowy). Topiony miał niewątpliwą zaletę: nie wypadał ze szkolnej kanapki (zawiniętej w papier, żadne lunchboxy i inne sandwichopudła nie istniały w naszej świadomości). W czasach wegańskich czyli zupełnie współczesnych, pasty czasem wymykają się spomiędzy kromek razowego chlebka fantazyjnie dekorując torby, plecaki czy też łapiątka wygłodniałych ludków kolorami zwykle spotykanymi na reklamach burgerów...(zadziwiające, jak mało burgera jest na reklamach burgera... ;-)) Tęsknota za topionym serkiem bywa szczególnie dotkliwa w czasie wycieczek, gdzie każdy centymetr sześcienny jest na wagę złota a każdy dodatkowy gram obciążenia szczerze nienawidzony. Koniec z tęsknotą! Możemy zrobić serek prawie topiony w wersji wegańskiej. Kremowy, zwięzły, pożywny i lekki zarazem. Wystarczą trzy główne składniki: kasza jaglana, nerkowce i suszone pomidory...
... o życiu i jedzeniu chrześcijańskim ... bo wszystko jest dla ludzi, ale nie wszystko służy człowiekowi do jedzenia ... bezglutenowe, niskoprzetworzone potrawy roślinne o niskim i średnim indeksie glikemicznym, naturalna słodycz i smakowitość to coś, co lubię.