Nadeszły trudne czasy. Mamy co jeść, a wciąż kusi nas coś, co nie odżywia. Mamy wokół siebie bliskich a naszą uwagę, jak magnes, ściągają media. Bolą nas nadgarstki, łokcie, plecy, z powodu długotrwałej pracy przy komputerze a po pracy nawygodniej nam się odpoczywa przed... komputerem... Wzrok mętnieje od wpatrywania się w ekran z tabelami exella, HTMLa, i po pracy wzrok ściąga kolorowy filmik na YT. A lasy z kojacą zielonością goszczą głównie amatorów joggingu i właścicieli czworonogów. Bliscy z nudów siadają przed swoimi monitorami wyszukując jakiegoś ukojenia swojej tęsknoty. W sklepach wieczorami działy warzyw wyprzedają za bezcen to, co może nie dotrzymać jutra w stanie, którym klient byłby zainteresowany. A bywa tego całkiem sporo.
Zagrożenie wojną prowadzi na stacje benzynowe, by zabezpieczyć sobie paliwo na... no właśnie, na jak długo możemy sobie zabezpieczyć zapasy? Czy w dobie kryzysu ważne będzie dodatkowe 100l benzyny? Czy może siła, by móc funkcjonować w trudnych warunkach? Może jednak bardziej liczyć się będzie trzeźwość umysłu i zdrowy osąd, by uniknąć pułapek rzeczywistości? Bardziej będą się liczyć zdrowy kręgosłup i sprawne kończyny niż dodatkowe kilogramy makaronu?
Zdałam sobie sprawę, że to, co jeszcze dwa lata temu było wyborem eko-freaków, teraz może być potężną pomocą. Zdrowe, ale PROSTE odżywianie. Bez udziwnień, udoskonaleń, ale wykorzystanie do maksimum leczniczych i wzmacniających sił naturalnych. Wierzę, że skonstruwanych specjalnie na potrzeby błądzącego, znękanego człowieka, przez troskliwego, dobrego Stworzyciela. Więc... powróćmy, jak za dawnyh lat... do tego, co leczy i dodaje energii a wraz z nią spokoju myśli. Wraz z tym spokojem i rozsądek wraca. A tego w trudnych czasach nigdy dość.
Zapraszam na kiełki wszelakie.
Lubicie w ogóle kiełki?
My bardzo. Zawsze wiosną kiełkuję chyba wszystko, co wpadnie w rękę. Od lat jesienią zapełniam mój koszyczek torebkami nasion do kiełkowania, żeby mieć pod ręką, gdy zieloności są na wykończeniu a my potrzebujemy witamin, minerałów i fitozwiązków. Kiełki brokuła na przykład zawierają aż 500x więcej sulforafanu chroniącego przed (a nawet leczącego) rakiem niż dorodny brokuł.
Wiosną mamy tak duże zapotrzebowanie na kiełki, że wiele razy kupuję gotowce w sklepie. Najchętniej u Lokalnego Ronika, gdzie bywają cudne, świeżutkie mikrozioła i młode listki. Czasem w marketach. Tak jest szybciej.
Sama jednak zawsze kiełkuję soczewicę, fasolkę mung i rzodkiewkę, bo one rosną bez pudła i wybaczają zapominalstwo w płukaniu. Lubię też kiełki lucerny, ale o nie muszę bardziej dbać i regularnie, dokładnie płukać. Ich delikatne pędy są cieniutkie i wrażliwe na nadmiar wody, więc trzeba starannie odcedzać i pilnować dostępu powietrza do wnętrza słoika. Rzeżuchę wysiewam na tacki wyłożone warstwą waty. Groszek wysiewam w dwóch lub trzech warstwach w pojemnikach wypełnionych ziemią. Rosną wtedy gęsto a ja mogę dokonywać zbiorów regularnie przez trzy tygodnie. Ach, i kiełkujący groszek jest... piękny. Wijące się pędy, kształtne, filuterne listki ozdabiają okno zielenią, której próżno jeszcze wyglądać za oknem.
Najtrudniej jednak zawsze było z kiełkami słonecznika. A lubimy je bardzo... Taki smuteczek przychodził i siadał na czółkach, gdy na kiełkujących pestkach pojawiał się brunatny kolor. Albo pomiędzy pestkami spostrzegawcze oko syna wyśledziło wzrost niepokojących kudłatych nitek... pleśń... buuuuu... Ale... znacie mnie już, i wiecie, że po paru smuteczkowych dniach, budzi się we mnie potężne pragnienie rozpracowania tematu. Tak i przy słoneczniku się stało. Odkryłam dwa sposoby hodowli kiełkow słonecznika bez porażek, którymi chciaam się z Wami podzielić. Moźe komuś się przyda również.
Każde kiełkowanie zawsze zaczynam od namoczenia nasionek. Te malutkie (lucerna, brokuł, rzodkiewka) przez dwie godziny, duże, grube, twarde (strączki słonecznik, burak) przez całą noc.
1. W ziemi. Dokładnie tak. W głębszym pojemniku (korzystam z plastikowych... wiem, nie eko... bywa... pojemniczków z owoców lub zielonych liści) robię otworki ostrym nożem wiercąc nim niby wiertłem. Średnio co 3 cm. Sypię 1.5 cm warstwę ziemi, układam warstwę opłukanych, odsączonych nasion, przykrywam 1.5 cm ziemi. Ponawnie rozkładam warstwę namoczonych nasion i znów przykrywam ziemią. Jeśli głębokość pojemnika pozwala, wysiewam tak również trzecią warstwę. Całość dokładnie aczkolwiek delikatnie uklepuję i podlewam solidnie. Niezbędna jest podstawka, żeby nadmiar wody miał gdzie ściekać. Tak przygotowany wysiew przykrywam niezbyt szczelnie np. pokrywką pojemnika lub kawałkiem szyby, które trzymam na takie okazje. I czekam. Czekam, aż pokażą się pierwsze kiełki. Gdy zaczną dorastać do pokrywki, pojemnik odkrywam. Dalej już podlewam i hoduję tradycyjnie. Tak jak roślinki w doniczkach. Gdy dorosną do interesujących nas rozmiarów, odcinamy i zjadamy. Proste, prawda? Całość zajmuje ok, 1.5 tygodnia. Do pierwszych listków.
2. Na tackach do kiełkowania. Oprócz kilkupoziomowych kiełkownic można dostać także dużo tańsze i wygodne tacki. Składają się z kratownicy i pojemnika na wodę. Namoczone nasiona układam na kratownicy, do pojemnika wlewam wodę aż po górny brzeg tak, by dotykała ona nasion. Przez pierwszą dobę starannie przykrywam ściereczką lub papierowym ręcznikiem (tak, zamoknie), by nie obsychały. Gdy zaczną pękać i kiełkować (zazwyczaj po całej dobie) odkrywam i odtąd regularnie wymieniam wodę w pojemniku tak, by dotykała pojawiających się korzonków. Zazwyczaj po następnej dobie łupinki zaczynają się podnosić na rosnącym pędzie. Teraz już tylko zraszać kilka rzy dziennie i czekać, aż osiągną satysfakcjonujące nas rozmiary i zjadać. Ja lubię całe razem z korzonkami, gdy tylko zrzucą z siebie kawałki łupinek.
Uwielbiam, hoduje je od czasu jak maleńka była moja siostrzenica, a teraz ma 31 lata, o takich roślinkach dowiedziałam się z książki Zmierzch świadomości łowcy
OdpowiedzUsuńTa książka zmieniła moje spojrzenie na jedzenie :-) Ale... nie pamiętam, żebym czytała o kiełkach! Ależ człowiek ma wybiórczą pamięć :-)
Usuńuwielbiam
OdpowiedzUsuńU nas też lubimy je chrupać :-D
Usuń