Przejdź do głównej zawartości

Leśna pianka

Lubię przygotowywac degustacje na różne okolicznościowe imprezy. Zazwyczaj wtedy przychodzą do głowy ciekawe pomysły. A że drogę musiały przebyć daleką, to nieco zmęczone przybyły. A, że ja dusza życzliwa jestem, to chętnie je pochwyciłam i posiliłam świeżymi składnikami. Przybyły jednak niezwykle komunikatywne, gdzyż niczego nie trzeba było poprawiać, zmieniać, doprawiać. Mikserem miksnęłam trzy razy, blenderem też blendnęłam. Plus kilka czynności dodatkowych i moim kubkom smakowym ukazało się ciacho prawie surowe i zupełnie doskonałe. Doskonałe, jeśli... ma się składniki naprawdę dobrej jakości, czyli świeże, aromatyczne, dojrzałe. Bo z prostymi, naturalnymi przepisami już tak jest. Smak pochodzi jedynie z naturalnych składników. Jeśli zioła bez aromatu, wyblakłe i nędzne, to dobrego smaku nie podkręcę aromatem z laboratorium. Jeśli ziarenka zjełczałe, to dodatkiem oleju czy cukru, który skarmelizuje w czasie pieczenia nie ukryję skutków fatalnych warunków przechowywania owych ziarenek. Zresztą, takie ziarenka zwyczajnie wyrzucam, równie zwyczajnie szkodzą zdrowiu. Niech obie te zwyczajności razem pójdą w zwyczajną niepamięć. Tam, gdzie wszystkie przykre chwile idą zgodnym krokiem (nie zamierzam im w tej wędrówce przeszkadzać wspominaniem ;-)). Po co pielęgnować to, co nieprzyjemne? Szczególnie, że wspominanie takich chwil zaburza funkcjonowanie układu odpornościowego osoby wspominającej nawet do 6 godzin... 6 godzin podatności na wirusy i bakterie! Ciekawe, że sytuacja odwrotna również ma odwrotny skutek. Wspominanie miłych chwil, czekanie na dobre wydarzenie, aktywują układ odpornościowy do 6 godzin. Po przeczytaniu takich wieści ze świata nauk medycznych (klik), rozkoszuję się wspomnieniem ciekawych rozmów z interesującymi ludźmi spotkanymi w bibliotece w Rudzie Śląskiej z okazji Dnia Kobiet wraz z ... leśną pianką, na którą pomysł przebył do mnie długą drogę... Z przyjemnością też się tym przepisem podzielę, bowiem napisano: "Darmo wzięliście, darmo dawajcie." Jak napisano, tak i robię. Z przyjemnością. Niech Wam i mnie również na zdrowie idzie!


LEŚNA PIANKA
foremka 20 x 30 cm

Spód:
1 szklanka słonecznika
1 szklanka daktyli lub pół na pół z rodzynkami
½ szklanki płatków owsianych
2 łyżki wody
szczypta soli

Pianka:
4 (400 g) jędrne gruszki
200 g (2 średnie lub 3 małe)  banana
20 - 30 listków świeżej bazylii
2 czubate łyżki mąki kokosowej odtłuszczonej (poniżej 10 g tłuszczu/100 g mąki)
gruby plaster imbiru
2 cytryny – sok
spora szczypta soli

Słonecznik podprażyć na suchej patelni  i zmiksować z solą na drobną kaszkę, dalej zmiksować razem z płatkami na mączkę. Dodać daktyle /rodzynki, zmiksować na kruszonkę. Dodać wodę i zmiksować na klejącą się masę. Wykleić nią spód formy. Odstawić do lodówki.

Gruszki umyć, usunąć twarde części. Banan, 3 gruszki, sok z cytryny, bazylię, sól i imbir zblendować na mus. Dodać mąkę kokosową wraz z ostatnią gruszką pokrojoną w kostkę i krótko zmiksować pulsacyjnie. Całość  wylać na zastygnięty spód. Schłodzić deser w lodówce. Można ozdobić listkami bazylii, wiórkami kokosowymi lub podawać z musem z owoców jagodowych albo świeżymi owocami.
Bardzo lubię posypać wierzch deseru kaszą jaglaną jedynie uprażoną na suchej patelni przez kilka minut, by nabrała chrupkości. Przykrywam nią deser dość dokladnie, by kolor nie znikał zbyt szybko. A nawet, jesli zniknie, to wierzch pozostanie pięknie żółty a smak się broni bez koloru też :-D 

Podane szybko po zrobieniu jest bardziej zielone i delikatniejsze. Następnego dnia lub dwa dni później kolor blaknie, ale aromaty intensyfikują się i mieszają dając trudną do roszyfrowania zagadkę :-) 
Idealne do zabawy: z czego to zrobione? ;-)


100 g zawiera:
202 kcal
8 g tłuszczu
29 g węglowodanów
7 g białka

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Ulubione śniadanie i o toksyczności siemienia lnianego słów kilka

Dobre śniadanie to podstawa. Moje musi być zdrowe, kolorowe i... smaczne. Rankiem z przyjemnością wstaję, gdy czeka na mnie ulubiona nocna owsianka. Mam swoje ulubione kompozycje smakowe, ale lubię tez nowości. Korzystam z nietypowych owoców, nasion, płatków, żeby urozmaicić codzienne menu. Lubię też poznawać nowości. Jednak nie całkiem jak leci... Wybieram sobie uważnie, z namaszczeniem. Lubię celebrować swoje odkrycia i z pełną "kolumbowską" świadomością rozsmakowywać się, odszukiwać znajome i zupełnie nowe akcenty. Przyjemność jedzenia w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie sposób oprzeć się uczuciu cudownej wdzięczności za takie bogactwo. Tej śnieżnej wiosny spotkałam się z tamarillo. Egzotyczny owoc bardziej przypominający pomidora niż śliwkę, choć z zewnątrz wygląda jak śliwka właśnie. Rok temu już go próbowałam. Na kromce chleba. Jednak tym wyglądał, jakby chciał zanurkować w ... owsiance. Przystałam na ten kaprys, owoc kupiłam (przy okazji walcząc zawzięcie z kasjerką o

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Lniane chipsy paprykowe

Chipsy to zmora dietetyków i jednocześnie miłość... zwykłych ludzi... Chrupie się je cudownie, smak mają intensywny, cenę przystępną, no i... te reklamy... Czy jest ktoś nie znający hasła:  Są chipsy, jest zabawa! ? Nawet, jeśli oglądamy klipy z przymrużeniem oka, w głowie pozostaje skojarzenie, które powoduje, że widząc znajome opakowanie chipsów na półce sklepowej, pojawia się myśl: O! A może zafundować sobie chwilę fajnej zabawy...? To nic, że nie planowaliśmy żadnej imprezki, przecież z chipsami jest super nawet bez imprezki. Przynajmniej ja miałam dokładnie takie odczucia. Chrupanie chipsów stawało się impulsem do przywoływania wspomnień z przyjemnych spotkań z przyjaciółmi i od razu było mi raźniej, cieplej na serduchu. Po krótkim czasie moje rozanielenie przybierało rozmiary i postać totalnego rozleniwienia i jedyne, co mogło mnie podnieść z fotela, to myśl o kolejnej paczce chipsów. Co ciekawe, po chipsach zazwyczaj znajdowałam sama siebie w fotelu choć na wspominanej re

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d