Ziarno w roli głównej. Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie należy do tanich, ale też nie używamy go tutaj dużo. Tortille są cienkie, jednocześnie elastyczne. Komosa zaś jest ziarnem, które ma pełnowartościowe białko, mnóstwo minerałów i składników działających antyzapalnie. Czy wspominałam już, że w Ameryce Południowej za dawnych lat niemowlęta, które nie mogły być karmione piersią, były karmione mleczkiem uzyskiwanym właśnie ze zmielonej komosy? Nie tylko przeżywały na tej dziwnej diecie, ale jeszcze dobrze się rozwijały i były zdrowe.
Zdrowia więc życzę i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Także (😉) tą kulinarną... Wszak zmęczone jelita to przytępiony umysł, prawda? Ostrego umysłu życzę tak samo, jak i zdrowych jelit.
TORTILLE Z KOMOSY
5 placków
⅓ szklanki suchej komosy ryżowej (50g)
spora szczypta soli
woda
Komosę dokładnie opłukać na bardzo gęstym sicie, przełożyć do miski, zalać woda i odstawić na kilka godzin.
Ponownie opłukać i zmiksować z ⅓ szklanki wody i solą na gładkie ciasto.
Odstawić na kwadrans.
Patelnię nieprzywieralną o grubym dnie delikatnie posmarować olejem kokosowym (jeśli tego wymaga).
Wylać ćwierć szklanki ciasta na środek patelni i delikatnie, od środka, rozprowadzać kulistymi ruchami ciasto do jej brzegów (rysunek tego rozprowadzania jest dobrze widoczny na gotowych tortillach).
Na drugą stronę odwracać, gdy ciasto na brzegach zacznie się podnosić.
Dopiec drugą stronę i ewentualnie raz jeszcze obrócić, jeśli wolicie bardziej przyrumienione tortille.
Odkładać na talerz, przykrywać ściereczką, by nie wyschły aa tym samym utrzymać ich elastyczność...
Smak tej tortilli jest tak uniwersalny i delikatny, że smakuje w wersjach na słodko i wytrawnie. osobiście bardzo lubię z hummusem i masą swieżych warzyw plus jakiś upieczony konkret pod hasłem falafel, pieczony seler, pieczona dynia czy burak.
Smak tej tortilli jest tak uniwersalny i delikatny, że smakuje w wersjach na słodko i wytrawnie. osobiście bardzo lubię z hummusem i masą swieżych warzyw plus jakiś upieczony konkret pod hasłem falafel, pieczony seler, pieczona dynia czy burak.
Tutaj akurat z hummusem paprykowym, selerem pieczonym w soli (klik), cebulką, papryką, rukolą i kiełkami buraka.
Tortillę z komosy robię teraz już regularnie. Nawet wolę ją niż naleśniki/placki z namoczonej gryki. Nie namaka bowiem szybko sokiem z warzyw, więc idealnie pasuje do lunchboxów. Szybciej się piecze, jest delikatniejsza, bardzo elastyczna, i ten kolor! Te koncentryczne koła! Lubię, gdy jedzenie ładnie wygląda. Fachowcy twierdzą nawet, że ładne jedzenie jest dla jedzącego zdrowsze niż jedzenie nieciekawe. Czy ma minusy? Hmmm... Cena... hmmm... Na swój użytek problem rozwiązałam kupując większą ilość ziarna, gdy spotykam je po okazyjnej cenie. Pakuję wtedy do szczelnych słoików i trzymam w chłodzie. Nie lubię bowiem marnować, choć czasem się zdarza. I boli jakoś tak w środku.
Wciąż mam w pamięci historie z dawnych lat, gdy głównym posiłkiem chłodną porą roku były placki z różnych ziaren przygotowywane z gęstymi warzywno-strączkowymi zupami vel potrawkami. Czasem z minimalnym dodatkiem mięsa, gdy akurat zawiatło święto...Na codzień jednak bez eksluzywnego dodatku. Zwierzęta są bardziej ekonomiczne w użytkowaniu, gdy otrzymuje się z/od nich coś przez długi okres czasu jak mleko, jaja. później robiło się sery, śmietany, masło (dla bogatych, bo mało ekonomiczne jest. Użytecznie też było dostać coś trwałego jak skóra, futro, wełna na ubrania, buty, torby.
Zrobiliśmy się rozrzutni... jako ludzkość.
Stąd i coraz szerzej zataczający kręgi ruch zero waste czy po polsku nie marnujemy. Tyle, że zastanawiając się nieco bardziej serio nad tematem ekonomii w aspekcie globalnym, to na nic nam dostatek, gdy nie będzie gdzie mieszkać (woda zaleje spoą część obecnie zamieszkanego lądu) albo czym oddychać (brak czystego powietrza, bo brudów i smogów już mamy pod dostatkiem, szczególnie zimą), albo zwyczajnie padniemy od promieniowania, bo sobie filtr atmosferyczny podziurawimy jak cedzak (jak dziurawą miskę już się udało). W chrześcijańskich krajach, gdzie Pismo Święte czyli Biblia stoi na honorowych miejscach, się chyba kurzy głównie, bo przecież napisane wyraźnie jest: I popadły w gniew narody, lecz i twój gniew rozgorzał, i nastał czas sądu (...) oraz wytracenia tych, którzy niszczą ziemię. W ostatniej księdze Pisma czyli w Apokalipsie 11.18 jako jasne ostrzeżenie. Najwyraźniej przesłanie z pierwszej księgi Biblii 1:28 I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi! albo nie jest czytane, albo panowanie rozumie się w mało biblijny sposób... Bóg panuje nad ziemią a nas nie zjada, nie niszczy, nie zniewala. Wręcz przeciwnie. Choć to temat na kiedy i gdzie indziej. A może tylko kiedy indziej?...
Wciąż mam w pamięci historie z dawnych lat, gdy głównym posiłkiem chłodną porą roku były placki z różnych ziaren przygotowywane z gęstymi warzywno-strączkowymi zupami vel potrawkami. Czasem z minimalnym dodatkiem mięsa, gdy akurat zawiatło święto...Na codzień jednak bez eksluzywnego dodatku. Zwierzęta są bardziej ekonomiczne w użytkowaniu, gdy otrzymuje się z/od nich coś przez długi okres czasu jak mleko, jaja. później robiło się sery, śmietany, masło (dla bogatych, bo mało ekonomiczne jest. Użytecznie też było dostać coś trwałego jak skóra, futro, wełna na ubrania, buty, torby.
Zrobiliśmy się rozrzutni... jako ludzkość.
Stąd i coraz szerzej zataczający kręgi ruch zero waste czy po polsku nie marnujemy. Tyle, że zastanawiając się nieco bardziej serio nad tematem ekonomii w aspekcie globalnym, to na nic nam dostatek, gdy nie będzie gdzie mieszkać (woda zaleje spoą część obecnie zamieszkanego lądu) albo czym oddychać (brak czystego powietrza, bo brudów i smogów już mamy pod dostatkiem, szczególnie zimą), albo zwyczajnie padniemy od promieniowania, bo sobie filtr atmosferyczny podziurawimy jak cedzak (jak dziurawą miskę już się udało). W chrześcijańskich krajach, gdzie Pismo Święte czyli Biblia stoi na honorowych miejscach, się chyba kurzy głównie, bo przecież napisane wyraźnie jest: I popadły w gniew narody, lecz i twój gniew rozgorzał, i nastał czas sądu (...) oraz wytracenia tych, którzy niszczą ziemię. W ostatniej księdze Pisma czyli w Apokalipsie 11.18 jako jasne ostrzeżenie. Najwyraźniej przesłanie z pierwszej księgi Biblii 1:28 I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi! albo nie jest czytane, albo panowanie rozumie się w mało biblijny sposób... Bóg panuje nad ziemią a nas nie zjada, nie niszczy, nie zniewala. Wręcz przeciwnie. Choć to temat na kiedy i gdzie indziej. A może tylko kiedy indziej?...
Niezależnie od podłoża na dzisiaj nieodzownym krokiem ku przetrwaniu staje się eliminacja produkcji zwierzęcej jako pokarmu. Mówiąc po ludzku: rzućmy jedzenie mięsa, póki jeszcze jest trochę ziemi do uprawy niepaszowej, bo przecież zamiast odzwierzęcego jedzenia trzeba jeść rośliny, a te gdzieś uprawiać. Czyli... jak za dawnych lat. Historia gastronomiczna ma szansę zatoczyć koło... Wracając więc do czasów ekonomicznie poprawnych, popatrzmy na rośliny jako główne dania, składniki podstawowe. W tym i zboża, kasze i ... trawy... Tak, zboża są przecież trawami! Zwróćmy się ku roślinom w roli głównej, podstawowej i przyjrzyjmy się im ze zdrowotnego puktu widzenia. Zrowotnego dla ludzi, dla zwierząt i dla całej planety.
Praktyka?
Nie: pizza na byle jakim cieście, byle ser i szynka było gdzie położyć. Nie: tortilla z byle czego, byle można było weń upchać sporą porcję mieśa z serem, coby się trzymało razem. Nie: placki jakieśtam z sosem na bazie rosołu, bo warzywny cienki jakiś... Nie: Pierogi z ciasta pierogowego (kocham te określenia, które nie mówią nic a nic o składzie a jedynie o konsystencji, więc wsioryba z czego) z mięsem albo choiaż okrasą. Nie: makaron (Włosi zawojowali rynek i już każdy szanuje makaron) ale koniecznie chociaż posypany serem... no i sos na bazie śmietany lub jajek (ma być kremowy!). Niech bohaterem będzie placek pizzy, tortilla, pieróg, placek z dobrej mąki. A jej jakość niech definiuje wartość zdrowotna i minimalizm przetworzenia zamiast wygoda kucharza. Zróbmy sobie już dzisiaj obiad czy kolację w starym stylu tradycją sprzed zdemontowania ekosystemu i solidarności społecznej. Jeśli brakuje w domu ziarna, to dziś dokupić ćwierć kilo i jutro do dzieła! Właśnie tradycyjny placek. Czyli ziarno w roli gównej.
rzeczywiście piękne! Nie znosze kupnych tortilli za to domowe uwielbiam..
OdpowiedzUsuńOh, ja też!
UsuńWłaśnie jestem w trakcie szukania proporcji wody i komosy żeby wychodziły elastyczne placki, idzie mi to średnio ale zastosuje się do Pani przepisu następnym razem. Zastanawia .nie tylko jedno, dlaczego placki są takie ciemne gdy komosa jest jasna?
OdpowiedzUsuńKomosa i mnie zaskakuje. Zapraszam na post o chlebie naturalnym z komosy. Wychodzi miąższ... żółciutki! https://swojskozfasolka.blogspot.com/2017/05/naturalny-chleb-z-samej-komosy-ryzowej.html
Usuń