Święta tuż tuż. Wokół szaleństwo przygotowań, ozdabiań, zakupów a u nas spokój. Traktujemy ten czas na luzie, bez spiny, bez stresu. Za oknem... późna jesień, siąpi, rankiem ciągnie lekkim mrozikiem, długie popołudnia... a jednak czasu coraz mniej. Magia jakaś czy co? Nie, to tylko (albo aż) ciało upomina się o więcej uwagi. Jakbym dotąd o nie nie dbała! Tu trochę mnie zeźliło, przyznaję. Jednak przymusowy przegląd wykazał zaniedbania z... wczesnej młodości. Serio. Kostki skręcone w czasie intensywnej walki o piłkę na szkolnym boisku postanowiły się zawalczyć o troskę. Kilka kręgów, które milczały twardo, milczeniem się znudziły. Na wspomnienia je wzięło... Było to tak dawno, że pamiętam jedynie dokładnie miejsce. Tuż przed zakrętem w pobliżu kościoła. Autobus najechał na nas, gdy zagłówki były jedynie przy fotelach kierowcy a dwunastolatkom przywilej bycia kierowcą nie przysługiwał. Niestety, wyrosłam powyżej oparcia w fotelu pasażera, to i szarpnęło solidnie, i ślad został. Takich śladów znalazło się więcej tu i ówdzie. Teraz przyszedł czas nadrobić terapeutyczne zaniedbania młodości. Kinezyterapia dotąd brzmiąca zupełnie obco, stała się chlebem codziennym. Dość absorbującym chlebem... Kulinaria więc minimalizuję, na ile to możliwe. Jeśli i Wam niespodzianki (a także spodzianki... świąteczne...?) na głowę spadają w obfitości i nie macie czasu na długie procedury kulinarne, nie ma co zarzucać gotowania, ale postawić na ekspresowe? Może spróbować ot, choćby tych szybkich pulpetów?
Aaaaa... przepraszam wszystkich czytelników za konsystencję tych pulpecików. Chyba powinnam im nadać inną nazwę, bo z pulpetami łączy je kształt i kolor czyli wygląd zewnętrzny. Konsystencja natomiast jest bardziej wedle mojego gustu czyli są twardsze. Nie są mięciutkie, rozpływające się w ustach. Mięsne muszą być mięciutkie, bo twardsze mięso jest... niejadalne. Mięsne muszą, muszą, muszą być miękkie. Wegańskie nie muszą, nie mają potrzeby takimi być. Dla mnie idealne. Odkąd uzębienie się pojawiło, jestem szczęśliwa, że je mam. Teraz szczęśliwa, że mam je nadal 😁 Uwielbiam celebrować kęsy. Celebracja zaś czegoś, co trwa chwilkę (gdy się rozpływa, to szybko znika, prawda?) mi nie wystarcza. Chcę więcej. Chcę dłużej. Chcę intensywniej. Taka to nienasycona jestem 😉
Edit!
Zdecydowanie bardziej miękkie wychodzą, gdy zamiast pestek dyni użyłam orzechów włoskich a do mąki dodałam 2 łyżeczki świeżo zmielonego złotego siemienia lnianego. Wtedy też urosną bardziej 🤩
Edit!
Zdecydowanie bardziej miękkie wychodzą, gdy zamiast pestek dyni użyłam orzechów włoskich a do mąki dodałam 2 łyżeczki świeżo zmielonego złotego siemienia lnianego. Wtedy też urosną bardziej 🤩
PULPETY Z SOCZEWICY [zmiany w wersji miękkiej]
35 szt. formowanych małą łyżeczką
100g zielonej soczewicy
2 małe cebule (100g)
¼ szklanki pestek dyni (35g) [35g orzechów włoskich]
2 łyżki mąki ryżowej pełnoziarnistej czyli z brązowego ryżu (24g) [plus 2 łyżeczki świeżo zmielonego siemienia złotego]
½ piramidki smaku do rosołu z Lidla lub1 łyżeczka bulionu lubczykowego albo przyprawy warzywnej
½ łyżeczki mielonej kozieradki
2 łyżeczki majeranku
1 łyżeczka czosnku granulowanego [zamiast granulowanego 2 ząbki czosnku świeżego]
1 łyżeczka soli
dodatkowo do obtoczenia 2 łyżki mąki ziemniaczanej
Soczewicę opłukać i namoczyć w dużej ilości wody przez kilka godzin.
W malakserze zmiksować soczewicę, cebulę, pestki dyni/orzechy i przyprawy/z czosnkiem do gęstości drobnoziarnistej pasty.
Dodać mąkę ryżową/z lnem i zmiksować raz jeszcze do uzyskania gęstego ciasta.
Można przemielić kilka razy przez maszynkę do mięsa.
Odstawić na kilkanaście minut do związania masy pulpetowej.
Formować ostrożnie przerzucając z dłoni do dłoni zamiast rolować (są dość miękkie) małe pulpeciki i obtaczać na bieżąco w mące ziemniaczanej.
Gotować po 5 - 8 minut w bulionie lub bezpośrednio w zupie czy sosie.
Gdy ogarnia mnie kompletna niemoc czasowa, cały mój bulion (sos) przyjmuje postać minimalistyczną czyli
pusty garnek o grubym dnie rozgrzewam na średnim gazie, wrzucam pokrojone 3 cebule wraz z drugą połówką piramidki i sporą szczyptą kozieradki do lekkiego podprażenia. Gdy przywiera do dna, dodaję odrobinę soli, by cebula puściła sok i łyżkę wody. Mieszam intensywnie aż cebula zmięknie. Dolewam litr wody, wrzucam dwie garście suszonym warzyw i zmiażdżone 4 ząbki czosnku. Gotuję kwadrans.
W tym czasie robię pulpety.
Gdy kończę formować ostatni, bulion jest gotowy, więc wrzucam pulpeciki.
Myję mikser, nóż, szykuję talerze.
Gdy kończę mogę spokojnie nakładać kaszę czy makaron (z wczoraj, bo jak czasu mało, to gotuję - gdy gotuję - zdecydowanie większe porcje), pulpety i polewam sosem.
Po sałatkę jeszcze sięgamy do piwnicy. Słoikowo to ziemia obiecana kucharzy w niedoczasie...
Smakują świetnie pokrojone w plastry na kanapce posmarowanej... musztardą (oczywiście najlepsza domowa), sałatą i kiełkami. Niezależnie świątecznie, czy codziennie. Prywatnie, czy gościnnie. Jednoosobowo, czy rodzinnie. Na każdą okazję. To lubię.
A Wam życzę oddechu, pokoju w myślach, sercach i... życiu. Nie tylko na święta, ale cały rok.
A Wam życzę oddechu, pokoju w myślach, sercach i... życiu. Nie tylko na święta, ale cały rok.
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)