Przejdź do głównej zawartości

Sałatka podhalańska ziemniaczana z majonezem

Przychodzą na człowieka czasem zachciewajki. Jasne, że to wynik trochę rozleniwienia, trochę nudy, trochę... rozpasania... Bo prawdę mówiąc, człowiek po prostu głodny, tak fizjologicznie głodny, zachciewajek nie miewa. Głodny czyli taki, któremu spada poziom glukozy, uwalniane są do krwi rezerwy tłuszczowe (wymarzony proces kobiet dążących do kształtów modelki). Dla pełnego obrazu krótkie wyjaśnienie: zachciewajka to odczucie z poziomu przełyku zahaczające aż o brwi, sięgające po... uszy... 😁 Człowiek łazi wtedy po chałupie i myśli sobie: zjadłabym coś... otwiera lodówkę, zerka tu i ówdzie, i jakoś nic nie uruchamia fajerwerków euforii... Siada więc człek w zamyśleniu nad własnymi gustami smakowymi (tudzież nad stołem kuchennym) i przenosi się w rzeczywistość równoległą. W ulubionych miejscach i w ulubionej scenerii pojawia się ... to! To, na co ma się ochotę! Właśnie teraz! Uffff, to jest najprawdziwsza zachciewajka. No i taka zachciewajka mnie dopadła. Mnie, zatopionej w wyobraźni, na cudnym talerzu podano wówczas sałatkę ziemniaczaną z majonezem. Pomyśli ktoś może, że co, jak? Takie zwyczajne? Prymitywne? A kto twierdzi, że zachciewajki muszą być egzotyczne lub wymyślne? U mnie one są raczej sążniste, klimatyczne, czasem rozczulające. Ale najczęściej konkretne, soczyste, wyraziste. Wiem, że sałatka ziemniaczana nie brzmi ani sążniście, ani tym bardziej rozczulająco. Mnie jednak właśnie taka zachciewajka naszła. Może dlatego, że w dzieciństwie dla mnie jedyną akceptowalną sałatką była tradycyjna warzywna z majonezem, a i ziemniaki uwielbiałam w każdej postaci. Była nieodłączną składową rodzinnej kolacji, na którą czekałam z przyjemnością. Uradowałam się więc ogromnie widząc kilka ziemniaków w szafce...


SAŁATKA PODHALAŃSKA z majinezowym nie-majonezem

300 g drobnych ziemniaków
½ czerwonej cebuli (45g)
duża garść fasolki szparagowej (200g)
½ kostki tofu wędzonego (90g)
¼ kostki tempehu
2 kiszone ogórki

nie-majonez

200 ml mleka sojowego
sok z ½ cytryny
1 łyżka mielonego lnu
1 spora łyżeczka (do smaku) musztardy ostrej

Ziemniaki ugotować w mundurkach, ostudzić, obrać.
Fasolkę ugotować (najlepiej na parze).
Cebulkę pokroić w półksiężyce, ogórek w drobną kostkę.
Tofu i tempeh pokrojone w kostkę podsmażyć na suchej patelni, dodać nieco sosu sojowego, paprykę i/lub przyprawę warzywną.
Podlać dwoma łyżkach wody i dusić kilka minut.

Wszystkie składniki na nie-majonez zmiksować do uzyskania kremowej gładkiej konsystencji.
Warzywa wymieszać, polać nie-majonezem i podawać.
Schłodzone w lodówce nadal dobrze smakuje, choć ja wolę na świeżo.


Jak zauważyliście mój majonez jest mało tradycyjny. Nie wiem, czy mogę nazywać go majonezem. Przecież nie ma w nim jajek, ani oleju. Nie kręci się go wystudiowanym ruchem ze składników o ściśle określonej temperaturze. Oznacza to, że  nie trzeba mieć w oczach termowizji. Można zupełnie spokojnie wszystkie składniki zmiksować. Ot, tak, zwyczajnie. Wrzucasz do naczynia, blend, blend i majonez-nie-majonez gotowy. Zabawne, że kiedyś jedynie majonez najbardziej tradycyjny na świecie był w stanie uczynić dla mnie jadalnymi parówki, kiełbasę, jaja na twardo czy… czerstwiejący chleb zamieniony w grzanki. Drugi popularny condiment - musztarda, mogła praktycznie nie istnieć. Ketchup był mi zupełnie obcy. Ale majonez… O, to zupełnie inna sprawa. Artykuł nieomal pierwszej potrzeby. A teraz co? Blenduję kilka roślinnych składników o temperaturze dowolnej, by już za moment cieszyć się smakiem nie-majonezowego majonezu (podkreślam: cieszyć się). Ten, podobnie jak pierwowzór, towarzyszy moim wege kiełbaskom (świetne kiełbadronyVegenerata), pieczeniom, pasztetom, grzankom. Jajka zostawiam w spokoju. Jakoś dotąd mnie nie wzięło na vege jajka. Nie mówię, że nigdy nie weźmie, ale… Nie tęsknię zupełnie. Wolę majonez z sałatką. Warzywną. Najchętniej ziemniaczaną. 
Acha! Nie trzeba martwić się o indeks glikemiczny takiej sałatki, bowiem ziemniaków jest w niej w sumie niezbyt dużo, są schłodzone, co żeluje w nich skrobię i czyni ją mniej dostępną naszym sokom trawiennym. Dodatkowo ma komponenty tłuszczowe i wysokobłonnikowe. Diabetycy mogą spokojnie zajadać.

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d