Czasem ni z tego, ni z owego, przypomina mi się coś sprzed... (żebym to ja pamiętała sprzed ilu lat...) powiedzmy, że sprzed jakiegoś czasu. Taki obraz nagle wpada w myśl, wkompozowując się lepiej lub gorzej w teraz. Chleb z pszenicy. Mąka, woda, sól. Koniec. 100% pszenicy. Jedna torebka na blacie. Obok miska, drewniana łyżka, solniczka i dzbanek z wodą. Aaaaa! Jeszcze słoik z zakwasem, w którym zresztą jest także tylko mąka i woda. Mąka z tej samej torebki, co na blacie stoi. Minimalizm. Wygoda. Przestrzeń. Och! Też tak chcę! Chcę prostoty. Przejrzystości.
Biorę się więc za chleb. Kartka w dłoń, ołówek, zawsze notuję składniki. No, prawie zawsze. Biorę słoiczek zakwasu (obraz, który wciąż tkwi w myślach, nabiera rumieńców, zaczyna żyć... Biorę też dzbanek z wodą, sól, słoik z mąką... Którą? Tą, co w zakwasie oczywiście - z komosy. Ups! Do bezglutenowych chlebów trzeba też coś skrobiowego a komosa białka ma bogactwo ale skrobi tyci tyci. O.k. dodam zwykłą ziemniaczaną. W zasadzie to nie jest tak naprawdę mąka, ale skrobia. I to z bulwy a nie ziarna. Ale chciałabym też upiec chleb z gara, żeby miał kształt chleba i był miękki... w takim razie jeszcze łuska babki jajowatej (jest tańsza niż łuska babki płesznik). Wszystko? Mąki trzeba sporo a komosa droga, więc zamienię jej część na jagłę. Duuuużo tańsza, nie ma co szaleć z wydatkami. Czasy łatwe nie są a będzie chyba tylko trudniej. Wszystko już? W zasadzie mogłoby już być wszystko, ale z przyzwyczajenia i dla utrzymania wilgotności w chlebie dodaję mielony złoty len.
Zaraz, zaraz! Jagłę mieliłam bez płukania (idę na łatwiznę i mielę kaszę wprost z woreczka) , więc może wyskoczyć goryczka. Dodam więc jeszcze trochę syropu klonowego. Na wszelki wypadek. O, i koniec składników. Nie jest źle. Dlaczego więc bezglutenowe pieczywo tak częto ma kilometrową listę składników?
Tak naprawdę chyba tylko po to, by się upodobnić smakiem i konsystencją do glutenowych. Z wyglądu bowiem minimalistyczne też wychodzą piękne. Konsystencję również miewają elegancką. Skórkę pięknie chrupiącą. Wewnątrz miękkie, lekko wilgotne. A smak... zupełnie inny niż jakikolwiek z wcześniejszych chlebów. Super! Dla nowych smaków w zakładach spożywczych zatrudnia się specjalne ekipy innowacyjne, a ja tu sobie sterem i okrętem 🤣🤣🤣 Uderzyło mnie jednak jeszcze drugie wspomnienie: idę ze sklepu ze świeżym chlebem, odgryzam kawałek piętki (zwyczajowy gratis dla zaopatrzeniowca), sięgam pod spodnią część chleba, żeby zeskrobać z niej przypieczoną mąkę, a tu... nic... nie ma mąki... chleb od spodu... czysty!!! Jak to, gdzie moja mąka??? Ktoś popsuł chleb! Więcej już w tym sklepie chleba kupować nie będę. Decyzja pochopna, bo ten sklep był blisko a po prostu wprowadzono do piekarni Społem nowy sposób pieczenia i wszystkie chleby były łyse, bezmączne, beznadziejne... Chleb przestał smakować. Ba, chciałam w ogóle rzucić chleby na rzecz bułek poznańskich, które nadal były skąpane w mące, ale po kilku dniach (no dobrze, mistrzem konsekwencji nawet w młodości nie byłam) jakoś chleb posmakował lepiej a po kilku latach tylko czasem zatęskniło mi się do deski obsypanej spieczoną mąką. Tak, mój smak dość szybko zaakceptował nowość a mój umysł zgodził się uznać łysy, bezmączny wypiek za chleb. Nadal mogłam konsumować kanapki na przerwach w szkole a w domu taplać grube kromki w świeżej śmietanie...
CHLEB NA ZAKWASIE Z KOMOSY I JAGŁY
100g zakwasu z komosy415g + 15g wody
6g soli
150g mąki jaglanej
100g mąki z komosy
60g mąki ziemniaczanej
20g łuski z babki jajowatej
20g świeżo zmielonego złotego lnu
10g syropu klonowego lub miodu
W misce miksera wymieszać zakwas, 415g wody i sól.
Info dla wszystkich zainteresowanych zmianą smakowych upodobań:
Taktyka delikatnego oswajania smaku ma długą tradycję. W ten sposób mama dr Neala Barnarda, sławnego amerykańskiego lekarza i naukowca, który założył PCRM (Stowarzyszenie Lekarzy Medycyny Odpowiedzialnej stawiające na profilaktykę stylem życia) wprowadzała do swojego domu weganizm. Skutek? Po kilku latach mięsożerny z twardego przekonania tata był 100% weganinem, Co prawda zupełnie tego faktu nieświadomym, ale jednak zdrowym weganinem. Dr Barnard opowiada o tym chyba na każdym swoim wykładzie. Po co? Trochę wprowadzając zdrową dawkę humoru, ale i obrazując, że wszyscy podlegamy zmianom. Nasze gusta smakowe razem z nami.
Zrobię, bo chleb zachwycający
OdpowiedzUsuńMargot, dziękuję. Wielkie serducho!
Usuń