Zbilansowany poprawnie posiłek, który jednocześnie nie jest skomplikowany i nie zawiera miliona składników... Wyzwanie dla każdego zmagającego się z dietą. Śni się po nocach, odbija czkawką nawet bez zapowietrzania dróg trawiennych, bo jak pogodzić takie wymagania??? Jak ich realizację upchać w rozkładzie dnia czasem napakowanym tak, że absolutnie, absolutnie nie ma czasu na... obieranie kilku warzyw, gotowanie strączków i zbóż. a przecież i deserek jeszcze by się chciało chapnąć dla pełni satysfakcji, prawda? No przecież nie kupimy gotowców, bo przemysłowa produkcja wciska w produkt tyle tłuszczu i cukru (jeśli jakimś cudem z tymi składnikami się powstrzyma, to chemii za to musi nawpychać, by po tygodniach przechowywania jeszcze smak jakiś pozostał i sam produkt bez nalotów pleśni, grzybów i innych mikrobiologicznych desantów). Na zrobienie jednak wartościowej potrawy (nie jednej...) dodatkowy czas jest potrzebny, a jego brak coraz dotkliwiej się odczuwa. Nie, żeby jakaś wysypka czy strzelające stawy. Raczej gniotąca świadomość nadchodzących z przytupem skutków niekonsekwencji konsumpcyjnych (językoznawców czytających proszę odwrócić wzrok, popatrzeć na zielone, trzy głębsze oddechy, wydechy takież i, lepiej? możemy dalej???) połączonych z niedosypianiem. Postanowienie więc musiało zostać podjęte. Koniec z codziennymi ambicjami kulinarnymi. Ambicje zostają na czas rozrywki i świąt. Na co dzień wracam do prostoty, minimalizmu, połączonych z wyrafinowaniem wysokiej gęstości odżywczej rodem wprost z wykładów Joela Furmana oraz wymogami superodżywiania z najwyższych półek. Bo też i moja rodzina jest tego warta 💖 Twoja też! Dlatego zachęcam do jeszcze bliższej znajomości z blogiem od dzisiaj, ponieważ publikować zamierzam głównie przepisy na proste, szybkie, łatwe i wygodne potrawy. Gotowi? Ja już od kilku tygodni się wprawiam, bowiem wieczorem obowiązkowo przygotowuję córci do lunchboxa wkład główny, któray ona już sama sobie uzupełnia rankiem o dodatki, na które akurat ma ochotę lub... są pod ręką. Piąta rano nie jest jej ulubioną porą na wstawanie... Jeszcze... Mam nadzieję, że jedynie "jeszcze" a nie "nigdy"... Czas pracy przecież nie zawsze jest tak przyjazny, jak byśmy sobie życzyli...
Przedstawiam więc pomysł na pastę bazującą na lodówkowych resztkach. U mnie zawsze jest jakaś resztka kaszy czy ryżu, ziemniaków, warzyw. Jeśli obieram i kroję, robię to zazwyczaj w nieco większej ilości, by nadmiar upchnąć do pojemniczków (pokrojone) lub zapakować próżniowo (obrane w całości) na następny jeden lub kilka dni. W takiej sytuacji już posiłki robi się szybko i na bazie zdrowych naturalnych składników, które są pod ręką (nie, nie trzymam ręki w lodówce... chyba, że przez chwilę ;-)) Tak właśnie powstała pasta jaglana z marchewką i porem. Akurat te warzywa miałam obrane, więc pokroiłam a pastę miksnęłam raz i drugi ręcznym blenderem zwanym żyrafą. Dla uzupełnienia wartości odżywczych dorzuciłam kilka orzechów włoskich (doskonały stosunek kwasów tłuszczowych omega 3 : omega 6). Najdłużej zajęło mi fotografowanie i przygotowywanie tego wpisu. Dla Was o tyle mniej roboty, czyli poświęcić musicie na pastę jakieś 8 - 10 minut. Mycie garnka i końcówki miksera zmieści się w podanym czasie wraz z zamieceniem podłogi z resztek rozsypanych w czasie krojenia. Przynajmniej mnie coś niecoś poleciało tu i ówdzie. Więcej ówdzie, ale i tak zdążyłam posprzątać...
JAGLANA PASTA Z MARCHEWKĄ I POREM
2 marchewki (200 g)
½ małego pora (100 g)
1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej (180 g)
3 łyżki grubo posiekanych/zgniecionych orzechów włoskich (25 g)
1 łyżeczka soli
1 czubata łyżeczka tymianku suszonego lub 2 łyżeczki tymianku świeżego
1 szklanka wody
sok z ½ cytryny (30 g)
Warzywa oczyścić i rozdrobnić (por w cienkie plasterki, marchew w wiórki).
Na kilku łyżkach wody poddusić pora, aż zmięknie.
Dodać marchewkę, odrobinę posolić i dusić, aż zmięknie.
Dodać kaszę, resztę wody, tymianek i całość wymieszać podgrzewając przez 2 minuty, by kasza nabrała pulchności i aromatu warzyw.
Dodać sok z cytryny, spróbować i dosolić do smaku.
Całość zblendować do preferowanej konsystencji.
Używać jako pastę do chleba, farsz do naleśników, sajgonek.
Na kilku łyżkach wody poddusić pora, aż zmięknie.
Dodać marchewkę, odrobinę posolić i dusić, aż zmięknie.
Dodać kaszę, resztę wody, tymianek i całość wymieszać podgrzewając przez 2 minuty, by kasza nabrała pulchności i aromatu warzyw.
Dodać sok z cytryny, spróbować i dosolić do smaku.
Całość zblendować do preferowanej konsystencji.
Używać jako pastę do chleba, farsz do naleśników, sajgonek.
100 g pasty daje: 70 kcal
3 g tłuszczu
11 g węglowodanów
2.4 g białka
obliczone za pomocą aplikacji vitascale
Mam nadzieję, że się Wam przyda. Mojej Córci na pewno, bo już niedługo opuszcza rodzinne gniazdo i zaczyna zupełnie samodzielne życie... Ależ ten czas zleciał... Po sobie zupełnie jego upływu nie czuję. Lustro tylko przypomina, gdy zbyt uważnie się sobie przyglądam (tak naprawdę, to nawet zupełnie przelotnie zerkając w lustro odbicie krzyczy: Kobieto, pół wieku za Tobą!!! taki wrzaskun się z niego zrobił, że aż wstyd za niego... jakby ono młodsze było...). Nic dziwnego, że wspomnienia zaczynają człeka nachodzić. Czasem chwytam zdjęcia przyglądając się osobom i chwilom na nich uchwyconym. Niby ci sami, co dzisiaj, ale jednak inni. Nie tylko zewnętrznie. Wnętrze zauważam też jako inne, niedzisiejsze przecież i jakby mniej... swojskie. Zmiany wewnątrz zachodzą tak niepostrzeżenie, że dopiero z dalszej perspektywy można je uchwycić. Wtedy już nawet zdziwić, że one tak duże zaszły! Jak widać nie tylko dzieci rosną i się rozwijają... Zmiany w charakterach i zachowaniach starszej części rodzinki dzielnie towarzyszą dzieciom. Zauważyłam przy tym coś zadziwiającego. Otóż kierunek tych zmian bywa dwojaki. Albo szlachetniejemy, albo konkretnie zmierzamy w rejony czule opisywanej zgryźliwo - marudnej starości. Mam wielkie szczęście oglądać sporo zmian pierwszego rodzaju. O dziwo, wszystkie te cudowne, ciepłe osoby poświęcały/ją czas na pielęgnowanie... nie, nie uroku osobistego, kondycji intelektualnej czy idei samorozwoju. Pielęgnowały to, co cenne, piękne i dobre w... innych. Dbały o innych ludzi dookoła siebie. Interesowały się ich potrzebami, starały się pomagać, gdy tylko mogły. Nie zawsze pomoc wychodziła według intencji. Czasem chybiała celu. Czasem była źle rozumiana. Czasem i intencje nie były idealne. Jednak nie poddawały się, uczyły się pomagać, uczyły się słuchać. Im bardziej chciały, tym więcej mogły. Tym więcej dawały innym. Jedna ze starszych znanych mi kobiet zasnęła w wieku lat 92. Pamiętam ją sprzed ponad dwudziestu lat. Była twardym, zdecydowanym, konfrontacyjnym typem lidera. Przynajmniej dla otoczenia było lepiej traktować ją jako lidera... Po latach wszyscy kochali ją za ciepło, serdeczność, zrozumienie. Wszyscy uwielbialiśmy jej towarzystwo, żarty, inteligentne spostrzeżenia, mądre, ale i żartobliwe uwagi. Jej odejście zostawiło pustkę, którą zapełni dopiero obiecana przyszłość. Taka dokładnie, jak opisana przez Pawła w bardzo pocieszającym liście do Tesaloniczan. Jeśli tęsknicie za kimś, kto odszedł, słowa Pawła mogą dać Wam ukojenie i nadzieję. Mogą, jeśli zaufacie temu dziwnemu człowiekowi, którego pomniki zdobią wiele budowli a rzadko kto zna słowa, które przekazywał. Nie on jeden zresztą jest szanowany według wyobrażeń pomnikotwórców przy zupełnym lekceważeniu przesłania życia. Czas chyba się przyjrzeć nie tyle pomnikom, co osobom, których te pomniki mają przedstawiać. Mogę zupełnie spokojnie zapewnić, że będzie to bardzo interesujące doświadczenie...
3 g tłuszczu
11 g węglowodanów
2.4 g białka
obliczone za pomocą aplikacji vitascale
Zgodnie z obietnicą złożoną na facebooku, zaczynamy z synem filmować dla Was przygotowywanie łatwych, szybkich i mega zdrowych potraw. Może pora roku nie jest wymarzoną na taki start, ale lepiej teraz niż nigdy, prawda? Światła rozpaczliwie mało, więc skorzystaliśmy ze słonecznego poranka i trochę na spontanie ruszyliśmy.
Mam nadzieję, że się Wam przyda. Mojej Córci na pewno, bo już niedługo opuszcza rodzinne gniazdo i zaczyna zupełnie samodzielne życie... Ależ ten czas zleciał... Po sobie zupełnie jego upływu nie czuję. Lustro tylko przypomina, gdy zbyt uważnie się sobie przyglądam (tak naprawdę, to nawet zupełnie przelotnie zerkając w lustro odbicie krzyczy: Kobieto, pół wieku za Tobą!!! taki wrzaskun się z niego zrobił, że aż wstyd za niego... jakby ono młodsze było...). Nic dziwnego, że wspomnienia zaczynają człeka nachodzić. Czasem chwytam zdjęcia przyglądając się osobom i chwilom na nich uchwyconym. Niby ci sami, co dzisiaj, ale jednak inni. Nie tylko zewnętrznie. Wnętrze zauważam też jako inne, niedzisiejsze przecież i jakby mniej... swojskie. Zmiany wewnątrz zachodzą tak niepostrzeżenie, że dopiero z dalszej perspektywy można je uchwycić. Wtedy już nawet zdziwić, że one tak duże zaszły! Jak widać nie tylko dzieci rosną i się rozwijają... Zmiany w charakterach i zachowaniach starszej części rodzinki dzielnie towarzyszą dzieciom. Zauważyłam przy tym coś zadziwiającego. Otóż kierunek tych zmian bywa dwojaki. Albo szlachetniejemy, albo konkretnie zmierzamy w rejony czule opisywanej zgryźliwo - marudnej starości. Mam wielkie szczęście oglądać sporo zmian pierwszego rodzaju. O dziwo, wszystkie te cudowne, ciepłe osoby poświęcały/ją czas na pielęgnowanie... nie, nie uroku osobistego, kondycji intelektualnej czy idei samorozwoju. Pielęgnowały to, co cenne, piękne i dobre w... innych. Dbały o innych ludzi dookoła siebie. Interesowały się ich potrzebami, starały się pomagać, gdy tylko mogły. Nie zawsze pomoc wychodziła według intencji. Czasem chybiała celu. Czasem była źle rozumiana. Czasem i intencje nie były idealne. Jednak nie poddawały się, uczyły się pomagać, uczyły się słuchać. Im bardziej chciały, tym więcej mogły. Tym więcej dawały innym. Jedna ze starszych znanych mi kobiet zasnęła w wieku lat 92. Pamiętam ją sprzed ponad dwudziestu lat. Była twardym, zdecydowanym, konfrontacyjnym typem lidera. Przynajmniej dla otoczenia było lepiej traktować ją jako lidera... Po latach wszyscy kochali ją za ciepło, serdeczność, zrozumienie. Wszyscy uwielbialiśmy jej towarzystwo, żarty, inteligentne spostrzeżenia, mądre, ale i żartobliwe uwagi. Jej odejście zostawiło pustkę, którą zapełni dopiero obiecana przyszłość. Taka dokładnie, jak opisana przez Pawła w bardzo pocieszającym liście do Tesaloniczan. Jeśli tęsknicie za kimś, kto odszedł, słowa Pawła mogą dać Wam ukojenie i nadzieję. Mogą, jeśli zaufacie temu dziwnemu człowiekowi, którego pomniki zdobią wiele budowli a rzadko kto zna słowa, które przekazywał. Nie on jeden zresztą jest szanowany według wyobrażeń pomnikotwórców przy zupełnym lekceważeniu przesłania życia. Czas chyba się przyjrzeć nie tyle pomnikom, co osobom, których te pomniki mają przedstawiać. Mogę zupełnie spokojnie zapewnić, że będzie to bardzo interesujące doświadczenie...
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)