Przejdź do głównej zawartości

Dzień Kobiet i refleksje bloggerki wraz z szarlotką full raw dla łasuchów :-D

Posta napisałam jakiś czas temu (choć rocznica wrzucenia pierwszego posta była minęła 5 stycznia), zdjęcia zrobiłam tydzień temu, na wrzucenie czekał zaś spokojnie i milczał... Dzień Kobiet jest chyba dobrą okazją, by go wreszcie wrzucić, bo ciacho warte tego jest z pewnością ;-)

Czas płynie... szybko...? ;-) Nawet nie zauważyłam, kiedy mija rok blogowania i nic na rocznicę nie przygotowałam. Wstydzę się, przepraszam i postaram się poprawić... za rok ;-) Tak więc z dwumiesięcznym (ojojoj) poślizgiem nadrabiam rocznicowy wpis wraz ze stosownym rocznicowym ciastem. Gdy spróbujecie, wybaczycie opóźnienie :-D 
Z racji mijającego roku przejrzałam pierwsze posty i zdziwiłam się... W mojej pamięci zapisały się inaczej niż w bloggerze ;-) Pamiętam robienie pierwszych zdjęć. Pamiętam liczbę ujęć jednej potrawy (oscylowała wokół połowy setki), baaaardzo dłuuuuugi czas wybierania tego jedynego, dwóch,...? Najlepsze jednak okazało się po kilku miesiącach. Minęło pierwsze oszołomienie ogromem pracy nad blogiem (myślałam, że to luzik i chwilka...), pojawił się nawyk notowania każdej aktywności kuchennej (nie wiedzieć czemu, najsmaczniejsze rzeczy wychodzą przypadkiem, w pośpiechu, z pilnej potrzeby...), na kuchennej szafce pląta się więc stale ołówek, stary długopis i sterta ścinków pozostałych po drukowanych na degustacje przepisach (ku rozpaczy rodziny upierałam się, że mają być wszystkie równe...). Zaczęłam rozumieć pojęcie "praca nad nowym przepisem"... Subtelne różnice w proporcjach, kolejności działań, użytych akcesoriów potrafią zmienić nie tylko smak, ale i charakter potrawy. I ta potężna satysfakcja, gdy próbuję nowości i czuję "kompletność". Taki grecki telos stanowiący zakończenie i spełnienie, wypełnienie i całość. Nic dodać, nic ująć. Wypieszczone "dziecko" zaczyna żyć swoim życiem.


Mam świadomość, że moja "fasolka" jest blogiem niszowym. Cóż, wegański, bezglutenowy, nisko glikemiczny, nisko tłuszczowy, z naturalnych produktów,...  Takie przepisy są tym, czego sama potrzebuję. Tak mi się w życiu porobiło, że muszę z żywności wyciskać wszystko, co dobre i unikać niepotrzebnego balastu. Moje przepisy są właśnie takie...
Patrzyłam też (może zdarza się jednostka blogerska niepatrząca, ale ja patrzyłam) na ilość odwiedzin bloga. O pierwszych z nich rodzina doskonale była informowana gromkim okrzykiem: "Jest jedna osoba!!!!!". I tak mi zostało, choć już nie wrzeszczę stawiając na równe nogi każdego w najbliższym otoczeniu, komu choć resztka słuchu pozostała, ale bardzo mnie cieszy każdy, kto zawita u swojskiej fasolki. Bardzo jestem Wam wszystkim wdzięczna za miłe słowa, uśmiechy, żarciki. I specjalnie dla Was urodzinowe ciacho (wiem, że lubicie słodkości... każdy...prawie każdy... je lubi).


SZARLOTKA SUROWA

na spód:
2 szklanki słonecznika
1 szklanka rodzynek niesiarkowanych

masa jabłkowa:
600 g jabłek ekologicznych *
6 gruszek słodkich * (można dać dodatkowe jabłka, aby tylko słodkie)
6 łyżek soku z cytryny
2 łyżki łuski babki płesznik
szczypta soli

na polewę:
2 łyżki karobu
1 łyżkę cykoriady **

(Jeśli nie zależy mi, by całe ciasto było surowe, podprażam połowę słonecznika na suchej patelni tylko do muśnięcia złotym kolorem.)
Słonecznik miksuję w malakserze na drobną kaszkę, dodaję rodzynki i miksuję do uzyskania lepkiej kruszonki.
Jeśli malakser ma problem z dobrym zmiksowaniem, dodaję 1 łyżkę masła orzechowego lub powideł z suszonych owoców (zblendowane namoczone suszone owoce wg upodobania; moje ulubione to te).
Dno foremki wykleić masą i odstawić.

Z owoców usunąć gniazda nasienne (nie obierać!).
300 g (połowę) jabłek zmiksować z sokiem cytrynowym i szczyptą soli na mus.
Drugą połowę wraz gruszkami (lub dodatkowymi jabłkami) pokroić w drobną kostkę i wymieszać z musem oraz łuską babki.
Odstawić na kwadrans.

Wymieszać karob z cykoriadą/kawą zbożową i ewentualnie dosłodzić, ale ja wolę polewę z charakterystyczną goryczką mocnej kawy.

Na spód wyłożyć masę owocową i polać polewą.
Posypać cynamonem lub cynamonem zmieszanym z dodatkowym karobem (ja polałam karobem z cykoriadą i ciemnym syropem z agawy a posypałam cynamonem).


* W przypadku surowych potraw koniecznie używajcie produktów ekologicznych. Raz, że unikniecie skażenia chemicznymi substancjami używanymi w produkcji przemysłowej; dwa, że mają one smak zdecydowanie wyrazistszy, przyjemniejszy i bardziej pełny.

** Używam wciąż cykoriady tj skondensowanej kawy z cykorii w postaci gęstej cieczy (kupiłam zapas na najbliższe dwa lata - tyle, ile jest ważna ;-)), ale można zamiast niej stosować (też mi się zdarza) bardzo mocną kawę zbożową lub instant, ale wtedy polewa nie będzie surowa.

Komentarze

  1. Wygląda bardzo apetycznie i na zdrowo. Będę musiał wypróbować ten przepis . Pozdrawiam. Jacek Dawiduk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. �� faktycznie jest zdrowym pysznym łakomstwem ��

      Usuń
  2. Możesz podać mniej więcej wielkość blachy na którą nadaje się ten przepis?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrawiam, jestem na podobnej diecie :), świetne przepisy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło poznać. Choć dieta bywa klopotliwa, to jednak po krótkiej "aklimatyzacji" bywa smacznie i ciekawiej niż wcześniej, prawda? 😀

      Usuń

Prześlij komentarz

Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba...

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie ...

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n...

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i ...

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwko...