Kluski na parze, parowane buły, buchty na parze, parowańce,... Polacy, kochamy kluchy, prawda? Naleśniki, placki, pierogi i kluski. Mączne, pyszne dania od zawsze były moimi faworytami. W dzieciństwie, kiedy jadałam baaaardzo wybiórczo, naleśnikom dałam się kusić do wypęku. Już ich nadzienie było przedmiotem wielce dyskusyjnym, ale sam naleśnik, bardzo chętnie. Gdy już menu rozszerzyło mi się na obszar większy niż talerzy dwa, naleśniki mogły być nawet w dwóch różnych wersjach! Och, co z radość dla mej Rodzicielki była. I jaka ulga! Córeńka jednak nie umrze z niejedzenia... Gdy niedawno zrezygnowałam z glutenu, myślałam, że kluchy na parze pozostały jedynie mglistym wspomnieniem. Aż do czasu, gdy wpadła mi w ręce książka Szaciłłów "Para w kuchni" (chwała Biedronce, że wyprzedaże książek wprowadziła!). Wertując przepisy z zaskoczeniem skonstatowałam, że tytułowa para to nie małżenstwo autorów, ale para wodna. Taka, na której gotuje się dietetyczne wersje warzyw. Ot, ziemniaki, brokuły, ... ziemniaki, brokuły,... ziemniaki, brokuły,... gdy kupiłam bambusowe koszyki do parowania odkryłam nowe smaki parowanych batatów i kiełków soczewicy, potem i edamame. Gdy sięgnęłam do pulpetów takich, czułam się jak zdobywca K2 (Mount Everest to były te kiełki...). Pomysły Szaciłłów zmotywowały mnie do eksperymentowania w obszarach, o których myślałam: za siedmioma górami, za siedmiona lasami, siedmioma oceanami, milionem lat kultury kulinarnej. Tam widywałam bułeczki bao i idli...
Dziś znalazłam zapomniana dynię piżmową w koszu z warzywami, ugotowałam ją na parze, rozgniotłam z mąką owsianą, dorzuciłam bakalie i uparowałam babeczki. Jestem za siedmioma górami, siedmioma lasami, siedmioma oceanami,... Jak tu smacznie ;-)
BAKALIOWE BABKI NA PARZE
4 sztuki
130 g dyni ugotowanej na parze
60 g mąki owsianej
1 łyżeczka świeżych drożdży
spora szczypta soli
garstka suszonej żurawiny 15 g
garstka rodzynek 20 g
garsteczka owoców goji 7 g
2 daktyle 15 g
2 łyżki wody lub mleka roślinnego
2 daktyle 15 g
2 łyżki wody lub mleka roślinnego
Dynię rozgnieść widelcem na miazgę.
Drożdże rozpuścić w dwóch łyżkach wody lub mleka roślinnego i odstawić do spienienia.
Drożdże rozpuścić w dwóch łyżkach wody lub mleka roślinnego i odstawić do spienienia.
Mąkę wymieszać z solą i drożdżami, dodać do dyni i całość dokładnie wymieszać widelcem.
Rodzynki i daktyle pokroić na mniejsze kawałki, razem z żurawiną i goji dodać do ciasta.
Do silikonowych foremek wepchać łyżką ciasto, odstawić do podrośnięcia w ciepłe miejsce na ok. 1 godzinę.
W garnku zagotować wodę, foremki z ciastem włożyć na sitko do parowania i parować pod przykryciem 40 minut.
Wystudzić w foremkach i delikatnie wyciągnąć.
Najlepsze zaraz po ostudzeniu. Później też są ciekawe, ale konsystencja staje się bardziej zwarta.
Ciągoty do sprawdzania nowych pomysłów i testowania wiarygodności idei mam chyba we krwi. Czasem interlokutorzy się oburzają, że muszę wszystko sprawdzić, zamiast wierzyć im na słowo. Ale ja już tak mam. Szczerze mówiąc, to oszczędziłam sobie tym sposobem wielu niemiłych sytuacji, innym wielu przykrych słów, i wiele cennych znajomości ocalało, choć bywały zagrożone złośliwymi językami i faktami rodem z malowniczej wyobraźni co poniektórych. Wiele też perełek znalazłam, cudownych ludzi poznałam a doświadczeń barwiących moją historię najpiekniejszymi kolorami zaznałam. Za nic tej drogi nie zarzucę. Tak poznałam prawdziwie oblicze chrześcijaństwa. Tak poznałam Boga. Nie wystraczyła mi liturgia, nawet słowa. Chciałam zaznać tego, o czym pisali apostołowie. Przecież opisywali życie ludzi takich, jak ja. Znaczy, powinnam też doświadczyć tego, co oni. I... tak doświadczam od prawie 30 lat. Co dzień dotykam nowych obszarów, poznaję siebie, nabieram siły i wiary. Poznaję niepoznawalne w żaden inny sposób. Tych babeczek też nie byłoby bez chrześcijaństwa. Nie byłoby tego bloga. Nie byłoby chyba żadnego z moich przepisów, ani zdjęć. Jadałabym jak za młodu i chorowała jak za młodu. A tak, stany zapalne uspokoiły się. Tarczyca odbudowała, autoagresja wyciszyła się. Zapanował pokój. W ciele, w sercu a nawet w domu. Nie, nie jest idealnie, zdarzają się wpadki, no i miewam katar... Ostatnio nawet noga przypomniała mi o starym urazie bardzo dotkliwie. Ale opatrznościowo znalazła się przyczyna i sposób poradzenia sobie. Podzielę się, bo a nóż, widelec, łyżka i... łyżeczka do espresso... komuś się przyda...😉
Na stan zapalny doskonale działa okład z ugotowanych na wodzie i na gęsto płatków owsianych wymieszanych z aktywowanym węglem drzewnym, rozsmarowany na folii, przykryty papierem toaletowym, położony na chore miejsce i obwiązany bandażem. Trzymam toto całą noc. Rano przemywam skórę ciepłą wodą, natłuszczam maścią arnikową z witaminą E i... tak do skutku, który przychodzi zaskakująco szybko.
Polecam wypróbować w razie potrzeby nagłej lub znaglonej.
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)