Przejdź do głównej zawartości

Pulpety z czarnej komosy gotowane na parze

Kiedyś się dziwiłam, że bywają jakieś mega okazje cenowe. Przyglądałam się, czy to aby nie zepsute... Może spleśniałe... Może robale się wdały... Może cena wyjściowa to taka mała ściemka... (internet w komórce bardzo się przydaje, żeby na biażąco czuwac nad średnią rynkową ceną, choć z maklerstwem mi nie po drodze ;-))Może termin ważności siedzi wraz z moim dzieciństwem w zamierzchłej przeszłości... Jeśli uparcie pada odpowiedź: nie! zastanawiam się, komu się opłaci tak szastać produktem??? JUŻ WIEM. Zabieg marketingowy z zaniżaniem ceny na początek, by zdobyć wiernego klienta, działa nie tylko na rynku substancji uzależniających. Działa też równie skutecznie na rynku zdrowej żywności. Bo czegóż to człowiek nie zrobi dla zdrowia, a dla smacznego zdrowia? W taki sposób właśnie wpadłam w szpony czarnej komosy ryżowej. Może i te szpony nieco przerysowałam. W końcu to maleńkie ziarenka. Po ugotowaniu pękają, ukazując urocze kremowe wnętrze. Bogate wnętrze. Jeszcze bardziej odżywcza niż biała komosa, wyrazistsza w smaku, o ciekawszej konsystencji. I te kolory... :-D Tak więc pierwszy raz kupiłam czarną komosę za bezcen, każdy raz następny szukając uparcie okazyjnej ceny, udawało mi się znaleźć cenę przyzwoitą. Obchodzę się więc z tym cudem z rozwagą i szacunkiem (jakoś tak jest, że drogie szanujemy więcej... może dlatego ewangelia dostępna od ręki nie wydaje się atrakcyjna? Biblia stojąca na półce... stoi i się kurzy... a kiedyś ludzie woleli oddać życie niż kilka kartek z zapisanymi na nich fragmentami ewangelii, bo pragnęli, by miały do niej dostęp ich rodziny... taka refleksja mnie naszła...). Komosę czarną wykorzystuję do zadań specjalnych lub pysznych. Mając świadomość, że i wy będziecie chcieli użyć swoją do sprawdzonego przepisu, dodam, że robiłam pulpeciki kilka razy. Wychodzą delikatne, świeże w smaku. Komosa jest wyczuwalna, bo są gotowane na parze tylko kilka minut. cytrynowy smak z selerem naciowym podbijają orzechowość komosy wraz z subtelnym, maslanym smakiem naszego swojskiego Jaśka. Uwielbiam je jadać z sosem grzybowym i spaghetti z surowego selera zakwaszonego cytryną 2 - 3 godziny wcześniej, by nieco zmiękł a smaki się połączyły. jednak możecie użyć zwykłego makaronu podkręconego nieco świeżą papryczką chili i limonką. Sos pieczeniowy Vegenerata (wszedł zdecydowanie do mojego menu... sos, nie Vegenerat ;-)) sprawdza się doskonale, gdyż na bazie grzybów własnie jest.



PULPETY Z CZARNEJ KOMOSY
45 małych pulpecików

100 g komosy ryżowej
200 g ugotowanej fasoli Jaś
1 mała marchewka
1 mała gałązka selera naciowego
1 czerwona cebula
1 arkusz nori
3 łyżeczki świeżo zmielonego siemienia lnianego (najlepiej złotego)
1 pęczek świeżego koperku
skórka starta z ½ cytryny
spora szczypta chili
¼ łyżeczki ostrej wędzonej papryki
sól, pieprz do smaku

Komosę dokładnie przepłukać na drobnym sicie, zalać 1½ szklanki gorącej wody, posolić, przykryć pokrywką, postawić na małym gazie i gotować 10 minut.
Wyłączyć gaz i odczekać aż wchłonie się cała woda.
Seler naciowy i cebulkę pokroić w bardzo drobną kostkę, marchewkę zetrzeć na drobne wiórki a nori pokroić nożyczkami na cieniutkie, krótkie paseczki.
Fasolę rozgnieść widelcem i dokładnie dłońmi wyrobić na jednolitą masę z resztą składników.
Odstawić na kwadrans.
Z masy formować małe pulpeciki, jeśli jest nadal zbyt wilgotna dodać ½ łyżeczki łuski babki jajowatej.
Gotować na parze 5 minut, odstawić na kwadrans, żeby nie nie rozpadły.


100 g:  119 kcal
19.3  g węglowodanów
5.7 g białka
2.31 g tłuszczu

Podawać NA spaghetti z sosem np. grzybowym lub pieczeniowym.


Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Ulubione śniadanie i o toksyczności siemienia lnianego słów kilka

Dobre śniadanie to podstawa. Moje musi być zdrowe, kolorowe i... smaczne. Rankiem z przyjemnością wstaję, gdy czeka na mnie ulubiona nocna owsianka. Mam swoje ulubione kompozycje smakowe, ale lubię tez nowości. Korzystam z nietypowych owoców, nasion, płatków, żeby urozmaicić codzienne menu. Lubię też poznawać nowości. Jednak nie całkiem jak leci... Wybieram sobie uważnie, z namaszczeniem. Lubię celebrować swoje odkrycia i z pełną "kolumbowską" świadomością rozsmakowywać się, odszukiwać znajome i zupełnie nowe akcenty. Przyjemność jedzenia w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie sposób oprzeć się uczuciu cudownej wdzięczności za takie bogactwo. Tej śnieżnej wiosny spotkałam się z tamarillo. Egzotyczny owoc bardziej przypominający pomidora niż śliwkę, choć z zewnątrz wygląda jak śliwka właśnie. Rok temu już go próbowałam. Na kromce chleba. Jednak tym wyglądał, jakby chciał zanurkować w ... owsiance. Przystałam na ten kaprys, owoc kupiłam (przy okazji walcząc zawzięcie z kasjerką o

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Chleb łubinowy z makiem

Pasja chlebowo - piekarnicza trwa. Przynajmniej u mnie. Wiecie, jak to jest. Człek się dorwie do fajnej receptury, kubki smakowe podrygują w oczekiwaniu na nowości, więc kombinuje, próbuje, eksperymentuje a tyle radochy ta pasja przynosi! Druga rzecz to zakwasowe odpady ... Rosnący zakwas wymaga dokarmiania. Najlepiej w stosunku 1:1:1 zakwas działający : woda : mąka. Dokarmiam go raz lub dwa razy dziennie, zależnie od temperatury. Teraz prosta matematyka: dzień 1. mam 50 g zakwasu i dokarmiam 50 g wody i 50 g mąki, otrzymuję 150 g; dzień 2. mam 150 g zakwasu, dokarmiam 150 g wody, 150 g mąki, otrzymuję 450 g; dzień 3. mam 450 g zakwasu, dokarmiam... i otrzymuję 1350 g!!! Po co mi półtora litra zakwasu? Na wypiek 4 kilowego bochenka???? Do piekarnika może by nawet wlazł, ale kiedy byśmy go przejedli? I tak co 3 dni??????  Gołym okiem widać, że ani chybi trzeba co dwa, ostatecznie trzy dni, odrzucać pewne ilości bąbelkujacego cuda zostawiając sensowną ilość 50 g zakwasu do podhodowania.