Przejdź do głównej zawartości

Piernik gryczany na naturalnym zakwasie w trzy dni


Zbliża się czas, gdy wybaczamy sobie więcej niż na co dzień. Świętujemy przy suto zastawionych stołach, pałaszując ulubione smakołyki i ciesząc się wspólnym wolnym czasem w gronie najbliższych. Dla tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na świąteczne szaleństwa i tych, którzy pamiętają poprzednie swoje doświadczenia poświątecznego "następnego dnia" znajdą się zawsze nowości, ale nie nowe. Wypieki, które dawno, dawno temu gościły na stołach naszych przodków, ale zostały wyparte przez szybkie, "nowoczesne" metody kulinarne. A szkoda... Przodkowie byli jednak zdrowsi i silniejsi i warto się od nich uczyć pokory wobec praw natury. To dobry czas, bo wszak wszędie stajenki się pojawiają a nie nowoczesne wille ;-) 
Zdrowe ciasta i ciastka są z naturalnych składników, z poszanowaniem wartości odżywczych tychże i przygotowane naturalnymi metodami, które owe wartości wyeksponują, uczynią użyteczne konsumentowi. Co równie ważne: nie pochłoną wiele czasu ani pieniędzy.
Taki jest ten piernik.
Z pełnoziarnistej mąki gryczanej (korzystamy z całej, niezmielonej kaszy gryczanej niepalonej czyli białej), nie dodajemy sztucznie wyprodukowanych drożdży ani tym bardziej magicznych proszków, po których masa ciasta burzy się i eksploduje puszystością. Nic z takich bajerów. Pozwalamy kaszy sfermentować, dokładamy całe sliwki i daktyle, które pofermentują sobie razem z kaszą dodając mu wytrawnej słodkości i pogłębiając smak oraz obniżając ig całości wypieku, rozkładają kwas fitynowy ziaren umożliwiając trawienie całości dobroci włożonej do ciasta (słoik z kaszą/śliwkami/daktylami sobie grzecznie stoi a całą robotę wykonuje za nas natura...). Pernik jest lekkostrawny, przyjazny wszystkim dbającym o zdrowie i robi sie praktycznie sam. Acha, składniki moglibyśmy zbierać sami na polu i ogrodzie, gdyby pora roku sprzyjała... W postaci najbardziej naturalnej i podstawowej.
Nie! Ten piernik nie jest mega słodki, ale można go takim uczynić dodając słodkich powideł lub słodką polewę... lub dosładzając... ;-) Droga otwarta do eksperymentowania, choć moim zdaniem najsmaczniejszy jest klasyczny z powidłami śliwkowymi, posmarowany kremem z karobu, posypany orzechami włoskimi. Konkurencję czyni mu tylko piernik z dżemem figowym domowej roboty, Kocham te dżemy z suszonych owoców. Robi się je w w minutę a są pyszne.

Na wszystko trzeba poczekać - to najcięższa praca związana z tym wypiekiem - trzy dni.
Podstawą tego piernika jest namoczenie głównych składników, by je zmiękczyć, ale i umożliwić pracę naturalnym mechanizmom ukrytych w suchych ziarnach i owocach. Tak w wielu krajach produkuje się tzw. naturalne drożdże na domowy użytek. Bardzo przyjemny filmik jest tutaj. Przy pieczeniu piernika korzystam z tych samych mechanizmów, ale jednak przyspieszyłam cały proces przez włączenie również nasion gryki, która genialnie współpracuje. 


NATURALNY PIERNIK bez drożdży i proszku do pieczenia
tortownica o średnicy 24 cm

200 g (1 szklanka) kaszy gryczanej niepalonej (białej)
6 suszonych śliwek
4 świeże daktyle Medjool lub 8 małych
55 g (⅓ szklanki) pestek słonecznika
2 łyżki rozpuszczalnej kawy zbożowej (użyłam bezglutenowej "Cykorii")
1 czubata łyżka karobu
1½ łyżki przyprawy piernikowej
¼ łyżeczki ekstraktu waniliowego
1 łyżka siemienia lnianego
1 łyżeczka łuski babki jajowatej lub płesznik (można zastąpić ½ łyżki dodatkowego siemienia)
¼ łyżeczki soli

do posmarowania upieczonego piernika:
2 łyżki masła orzechowego
4 czubate łyżki ulubionych powideł (ulubione bez gotowania klik) lub gęstego dżemu o wyrazistym smaku
spora garść posiekanych orzechów włoskich

pierwszego dnia (np. wieczorem):
Kaszę dokładnie przepłukać, wsypać do litrowego słoja i zalać 1½ szklanki przegotowanej chłodnej wody. Przykryć i odstawić do skiełkowania.

drugiego dnia czyli po 24 godzinach (następny wieczór):
Dokładnie umyć śliwki i daktyle, pokroić w paski i zalać w osobnych miseczkach przegotowaną wodą tak, by przykryła owoce. Przykryc i odstawić do namoczenia.

po 12 godzinach (rankiem):
Słonecznik dokładnie umyć, zalać 100 ml przegotowanej wody, przykryć i odstawić do namoczenia.

trzeciego dnia czyli po 12 godzinach (wieczorem):
Słonecznik przepłukać, zalać świeżą wodą (tyle wody, by przykryła pestki) i zmiksować do konsystencji mleka (ewentualnie dolać wody, gdy nie będzie płynne).
W dużej misce zblendować razem namoczoną kaszę i owoce wraz z wodą, w której się moczyły . Najlepiej ręcznym blenderem.
Siemię lniane zmielić.
Dodać do kaszy z owocami resztę składników i dokładnie wymieszać. Spróbować, czy jest wystarczająco słodkie i ewentualnie dosłodzić, choć trzeba pamiętać, że jeszcze pojawi się dżem/powidła i polewa....
Foremkę wysmarować olejem kokosowym i wysypać ulubioną mąką lub wyłozć papierem do pieczenia.
Ciasto wylać do forenmki, przykryć i odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce, dobrze sprawdza się piekarnik z włączonym światełkiem bez grzania.

po 8 - 12 godz. (rankiem zaraz po wstaniu):
Piernik wstawić do piekarnuka, włączyć grzanie do 180⁰C i piec 1 godzinę.
(przed wyjściem z domu)
Odstawić do wystudzneia na kratkę.
(po powrocie do domu)
Piernik przekroić na dwie warstwy, jedną posmarować grubo powidłami lub dżemem i posypać połową orzechów włoskich, drugą posmarować masłem orzechowym.
Złożyć i wierzch piernika posmarować drugą poową dżemu lub polać ulubioną polewą.
Ja zmiksowałam awokado ze świeżymi daktylami (iklość do smaku), karobem, odrobiną wanilii i kilkoma łyżkami mleka roślinnego wraz z łyżeczką ulubionego masła orzechowego.
Można ozdobić preferowanymi dodatkami: siekane orzechy, pestki, suszone figi,... lubię go jeszcze posypć cynamonem...



Piernik na naturalnych drożdżach pięknie wyrasta i jest wilgotny a zwarty.


Smaruję obie warstwy, gdyż masło orzechowe wzbogaca smak piernika trzymając jednocześnie orzechy na swoim miejscu. Dyskretny strażnik. Ci są najskuteczniejsi ;-)


Z polewą jest bardziej odświętną wersją piernika. 


Upiekłam piernik w nieco mniejszej foremce i resztę wpakowałam do maleńskiego serduszka. Tą część piernika posmarowałam obficie dżemem zrobionym na szybko ze sparzonych fig, soku wyciśniętego z cytryny i pomarańczy. Nie trzeba było zagęszczać, bo pesteczki fig swietnie żelują razem z ich mięsistym miąszem.


Wyrasta pięknie niezależnie od wielkości foremki a małą próbkę można sobie zdegustować przed rodzinnymi spotkaniami... ;-)

Komentarze

  1. Mam pytanie - czy kaszę gryczaną po zalaniu wodą należy przykryć bardziej szczelnie (np. talerzykiem), czy chodzi o to by przykryć np. tylko gazą lub bawełnianą ściereczką?

    Druga rzecz - w przepisie jest: "W dużej misce zblendować razem namoczoną kaszę i owoce wraz z wodą, w której się moczyły" - czyli tutaj żadnej wody nie odlewam? Ani z kaszy, ani z owoców?

    Jeśli chodzi o zmiksowanie słonecznika (po namoczeniu) - czy da radę to zrobić też ręcznym blenderem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Aniu, kaszę przykrywam na tyle, by nic do niej nie wpadło w miedzyczasie (o co w małej kuchni nie trudno ;-) ). Zazwyczaj moczę w słoju i używam jego zakrętki.

      W wodzie z moczenia kaszy i owoców powstają naturalne drożdze, więc jest ona cenna. Dzieki nim ciasto ładnie rośnie. Dlatego nie wylewam.

      Słonecznik oczywiście da sie zmiksować ręcznym blenderem. Zazwyczaj zajmuje to wiecej czasu, bo pestki uciekają przed ostrzami, choc czas zależy od mocy blendera i konstrukcji samej stopy miksującej oraz naczynia, w którym się miksuje. Trzeba sie przyglądać, czy jeszcze jakieś kawałki pływaja, czy już jest gładko.

      Mam nadzieję, że się uda, czego z całego serca życzę :-)

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Pięknie dziękuję za odpowiedzi i super przepis! Ja też mam nadzieję, że wyjdzie :-)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy blog. Cieszę się, że tu trafiłam. Przejrzałam wszystkie przepisy i zapisałam do wypróbowania na już (koniecznie) około 30 przepisów. Twoje pomysły są przewspaniałe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! W zasadzie w każdym przepisie mozna zmieniać smakowe dodatki, zazwyczaj moje są mało słodkie, ale śmiało można dosładzać czym się lubi i ma pod ręką :-) Będzie mi bardzo miło gościć częściej :-* Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. O jaki przepisssssssssssssssss! Przed świętami miałam zepsuty komputer(teraz po reanimacji cudów nie robi jedynie można trochę połazić po internecie) i nie wiedziałam,ze tu takie perełki są na piernik , ale upiekę sobie w Karnawale , a co :D

      Usuń
  3. Czy da się czymś zastąpić kawę zbożową? Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie kawa mi daje głębszy smak, więc jest potrzebna, moim zdaniem. Zamiast zbożowej można dodać naturalną, ale połowę tej ilości lub espresso. Jednak tylko zgaduję, bo nie używam naturalnej kawy...

      Usuń

Prześlij komentarz

Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i