Przejdź do głównej zawartości

Za-psie-m tęsknoty

Jako dziecię ceniłam niezwykle bliski kontakt z rodziną, przyjaciółmi. Zawsze byłam bardzo wrażliwa na braki w tym obszarze życia. Wiele dzieciaków w takich sytuacjach wiąże swoje serca ze zwierzakami. Ja jestem z innej grupy. Zwierzaki nie były mi niezbędne do życia. Nie płakałam za psem, kotem, chomikiem, świnką morską, kanarkiem, ani nawet za rybkami. Nic nie mogło mi w najmniejszym stopniu zastąpić najbliższych. Rodzice też zwolennikami zwierząt w domu nie byli. Mieszkanie nieduże, w bloku, więc zupełnie zrozumiałe. Toteż zwierząt jako dziecię nie posiadałam. Jako nastolatka powitałam w domu psiaka, który był tak zwariowany, temperamentny i gwałtowny, że dla mojej spokojnej natury zupełnie obcy. Aż tu moje dzieci okazały się zwierzolubne. Mam więc psa. Na początku darzyłam go akceptacją (dzieci kochają, to może i ja polubię...). Aż tu minęło prawie13 lat, psiak mocno posunął się w latach (na ludzkie ma ok. 130!) i dopadła go starość. Ostatnimi tygodniami osłabł. Nawet jakoś szybko to się posuwało. Nie uchwyciłam momentu, kiedy stał się czonkiem rodziny. Musiało to być już dobrych kilka lat wstecz, bo teraz nagle okazało się, że na myśl o jego odejściu wnętrzności zwijają się w kłębek a serce zamiera. Miłość jest związana z cierpieniem. Nie myślałam o tym w praktycznym, osobistym, moim sensie, ale najwyraźniej to mądra życiowa prawda. I tak od jakiegoś czasu narasta we mnie ból. Wybaczcie więc przerwę we wpisach. Nie przymieramy głodem, ani nie jedziemy na gotowcach. Gotuję normalnie. Jednak każdą wolną chwilę spędzam z tym kudłaczem i cieszę się tym, co nam zostało.



Choć nikt nie chce rozstań, są one wpisane w naszą rzeczywistość. Ba! Wyryte ostrym i bardzo grubym rylcem. Ukryte w kącie, gdy w domostwie rządzi euforia, ale wyłażą i panoszą się, gdy wkracza starość, zakręty losu czy zdrowia, ... egoizm... Ten ostatni jest potępiany, ale z pierwszymi trzeba się pogodzić. Tylko jak? Zwyczajne zamknięcie oczu na zawsze, zakopanie materiału organicznego jakoś nie chcą pasować do żywych wspomnień. Potęga silnych uczuć wymusza szukanie innych rozwiązań. To dlatego tak łatwo nam uwierzyć w nie śmiertelną duszę. Tak bardzo chcemy w nią wierzyć, że każdy protest odrzucamy na wstępie. A jakby tak...


... istniała inna alternatywa? Może wpisana w serca wieczność nie jest jedynie wymysłem roztkliwionych dusz, a tęsknotą wynikającą z dawnej obietnicy? Zapomnianej, ale wciąż aktualnej? Mamy w genach jej ślad. Nie chę tego genu wyłączać, a raczej wolałabym aktywować go u innych, bo daje niesamowity pokój. Nie pomaga w redagowaniu wpisów na blogu, ale pozwala spać choć kilka godzin i zachować pogodę ducha wobec zbliżającej się śmierci. Jak miałaby więc wyglądać realizacja tej obietnicy? Wyobraź sobie, że jest w kosmosie bank danych. Takie potężne kochające serce o idealnej pamięci, w którym zapisane są wszystkie istoty żyjące kiedykolwiek na ziemi. Z wszystkimi swoimi cudownymi unikalnościami. Bank z drukarką 5D. Ono może przesłać do drukarki dane kudłatego Ernesta i wydrukować go znów. Wielkiego, czarnego sierściucha z czułym sercem. Kiedyś wydrukuje też moją babcię, którą widziałam tylko jako małe dziecko, ale słyszałam o niej wiele historii i bardzo chciałabym poznać, porozmawiać (posłuchać jej wersje tychże historii 😉) Ciocie, za którymi już przestałam tęsknić,bo odeszły tak dawno, że ledwo je pamietam. Wujka, który nazywał mnie swoją baletnicą (pewnie z powodu długich, chudych nóg), a który przez ostatnie swoje lata odsunął się od rodziny. Tak, starość chodzi krętymi drogami... Ich i Twoich bliskich, ukochanych znów utworzyć, jakby drukarką 5D. Choć przy numerku się nie upieram... Czemu nie? Przecież dziś można drukować obudowy, pudełka, zabawki. Widziałam. Byłam pod wrażeniem, bo myślałam, że ze mnie rodzinka żartuje. Ale nie, to tylko była tylko moja nieznajomość nowych technologii. Nie śmiej się więc, może tylko nieświadomość wstrzymuje od przyjęcia takiej alternatywy jako zupełnie prawdopodobnej... bo ja nie żartuję, naprawdę uważam ją za bardziej prawdopodobną niż nieśmiertelna dusza...

Dzisiaj rozstaliśmy się z kudłaczem na dłużej. Dużo dłużej. Dla nas bardzo długo...



Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba...

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie ...

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i ...

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n...

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwko...