Przejdź do głównej zawartości

Zupa czosnkowa

Ku zdrowotności!
Jeśli sny odzwierciedlają nasze przeżycia, marzenia, emocje, to wyobraźnia cóż robi? Otóż, nic nowego nie odkryję, jeśli powiem, że owocuje w niej nasze życiowe doświadczenie obejmujące nie tylko bezpośrednie doświadczenie, ale i jego studium mniej lub bardziej poparte materiałem badawczym. Wnikając natomiast w  zawiłości gastryczno - jelitowe, i jak najszerzej rozumiane trawienne, można dojść do wniosku, że owo doświadczenie obejmuje również kulinaria. Jesteś tym, co jesz. Myślisz tak, jak jesz. Jakie jedzenie, takie myślenie... Jaka dieta, takie sny... Prrrr...
Lubię sny lekkie i przyjemne, to i taką dietę trzymam. Gdy nadchodzą chłody, myśli bardziej w stronę zdrowotności płyną, więc i potrawy pojawiają się bardziej terapeutyczne. Jedna z nich zakorzeniona we śnie jest właśnie.
Nie jestem pewna, co konkretnie śniłam, ale obudziłam się z silnym pragnieniem poczynienia zupy... czosnkowej... Niektórzy znani są z zamiłowania do czosnku. Ba, nawet całe nacje z takiegoż zamiłowania słyną. Są i tacy, którzy słyną ze skrajnej nienawiści do czosnkowego aromatu. Tak, są też i tacy. Niewielu natomiast lubi aromat czosnku...  z cudzej paszczy... Swojej, o.k., ale cudzej??? Brrr... We śnie chyba intensywny aromat mi umknął do kąta chyba... W rzeczywistości natomiast wiernie pękatym główkom towarzyszył. Był przyjemny (ja z tych miłośników jestem). Dla mnie. Zupkę jadłam w samotności, więc nadal świadomość aromatu w kącie schowany siedziała. Wylazła dopiero, gdy przyjechałam do punktu bankowego załatwić znienawidzone formalności. W owym punkcie bardzo miła pani najpierw mnie powitała, potem wskazała krzesło naprzeciwko siebie. Usiadła. Swoje krzesło nieco odsunęła... hmmm... poklikała, coś dała do podpisania i bardzo życzliwie pozwoliła mi oddalić się na zakupy zanim jakieś dodatkowe tajemne czynności wykona i będziemy mogły kontynuować procedury. W ciągu następnej pół godziny pomyliła numery telefonów, co nie miało nic wspólnego z niechęcią do spotkania mnie twarzą w twarz ponownie, oczywiście... Wreszcie po różnych perturbacjach i wyjaśnieniach zdecydowała się oszczędzić mi ponownych zakupów i zaproponowała zakończyć procedury w domowym zaciszu. Potem znów coś się pomyliło, bo mail zniknął. Może znów ten aromat namącił...??? Potęga czosnku sięga wampirów, to może i banku też...???
Jeśli odważycie się na alio - eksperymenty ku odporności budowaniu, może spróbujecie zupy czosnkowej? Ma delikatnie czosnkowy aromat. Lekki smak, ale działanie pełne mocy. Allicyna mająca silne właściwości bakterio- i grzybo-bójcze nie jest jego jedynym plusem zdrowotnym. Czosnek dobrze działa na układ krążenia, naczynia krwionośne, hamuje biegunkę i oczyszcza drogi moczowe (konkret). Ma silne działanie antynowotworowe. Dr inż Tomasz Lakowski wspomina o chlubnej medycznej karierze czosnku sięgającej kraju Sumerów, Egiptu, Babilonu, Chin. Jednak praca laboratoryjna z czosnkiem nie jest łatwa. Jego cudowne składowe bowiem są bardzo nietrwałe. Takie brrruuum... i już go nie ma (tu więcej). Nie bacząc jednak na zmartwienia naukowców, prosty lud czosnek używa ku zdrowotności od tysiącleci. Ludkowie zdrowieją, wracają do formy a nawet starzeją się jakby wolniej. Jeśli ku temu celowi czosnek intensywniej stosować, to ... hm... wiecznie piękne osoby by równie pięknie pachnieć, zmuszone są zajadać również spore ilości zieleniny, co zdrowie i urodę dodatkowo przedłuża (tego popołudnia o zieleninie zapomniałam na amen). W końcu, nie wiadomo, czy to czosnek jest, czy to jest zielenina

A że do prostego ludu mi bliżej niż naukowych dylematów, to zapraszam na zupę czsonkową, która leczy, broni a nawet odmładza. I proszę nie protestować. Jestem żywym dowodem... nadal i wciąż żywym, choć bez uwielbienia pracowników banku... Nawet jeśli młodo nie wyglądam, to na pewno czuję się młodo. Cóż komu po młodym wyglądzie, gdy dusza zmęczonego życiem się wewnątrz chowa? Moja jakoś się starzeć nie chce. I czosnek jem. Zazwyczaj z zieleniną. Dla bezpieczeństwa. Bo lubię czasem z drugim ludkiem pogadać, posłuchać, pobyć 😏


ZUPA CZOSNKOWA
2 porcje

1 cebula (115g) pokrojona w piórka
3 ziemniaki (200g) pokrojone w kostkę
malutka marchewka (50g) pokrojona w półplasterki
pół pietruszki (35g) pokrojone w półplasterki
plaster selera (35g) pokrojony w słupki

½ łyżeczki kozieradki
bulion

¼ pora (35g) pokrojone w plasterki
2 główki czosnku (100g) posiekane lub przeciśnięte przez praskę

sól, pieprz
odrobina płatków chili
płatki czosnkowe, zielona pietruszka i jogurt do podania

Cebulę podprażyć w suchym garnku o grubym dnie na niewielkim ogniu.
Dodać kozieradkę, marchewkę, pietruszkę, seler i ziemniaki, delikatnie posolić i poddusić mieszając dokładnie przez minutę.
Zalać warzywa bulionem, przykryć pokrywką i gotować 10 - 15 minut (zależnie od wielkości kawałków ziemniaków) do twardości al dente ziemniaków.
Dodać pora, czosnek, posolić według uznania i gotować jeszcze 2 - 3 minuty.
Doprawić solą i pieprzem, jeśli potrzeba i podawać z jogurtem sojowym, posypane płatkami czosnkowymi i zieloną pietruszką lub ulubionymi kiełkami (u mnie buraczka).

100g zupy to  kcal
g tłuszczu
g węglowodanów
g białka
obliczone za pomocą aplikacji vitascale

Nam bardzo smakuje z pulpetami z soczewicy, posypana płatkami czosnkowymi. Dla urozmaicenia użytych form czosnku, ale i dla ulubionej dla mnie chrupkości. W takim zestawieniu posiada też wszystkie istotne dla naszego życia składniki. Jeśli akurat mamy na stanie, dodajemy łyżkę jogurtu roślinnego (najchętniej sojowego naturalnego).


Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba...

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie ...

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i ...

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n...

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwko...