Przejdź do głównej zawartości

Profilaktyczna herbatka z tymianku i cytryny

Ale się porobiło... wydawało się, że posiedzimy ze trzy tygodnie i luz. A to chyba troszkę dłużej zajmie... Ileż można siedzieć w domu??? Nawet nie można, bo rodziców trzeba zaopatrzyć w różności, o które sami nie mogą zadbać. Nawet będąc w grupie podwyższonego ryzyka, trzeba się ekspediować poza bezpieczne własne cztery kąty. Cóż, stawiam więc na profilaktykę dubeltowo. Znaczy poza zwykłym zdrowym jedzeniem, które się bardzo dobrze sprawdza w zwykłych warunkach, włączam zabiegi i preparaty ekstra. Nie, nie kupuję wyciągów brumbrumekstra, ani kapsułek bumbumbum. Zbieram świeże pierwsze zioła w pobliskim lesie i swoim ogrodzie, skubię zioła z kuchennych doniczek, z których robię koktajle i herbatki. Zaskakująco smaczne są. Nie trzeba się umartwiać, hurra! Po raz milionowy odkrywam, że naprawdę zdrowe jest naprawdę smaczne. Prawda w ogóle jest miła wielowymiarowo. I piękna...


HERBATKA TYMIANKOWO - CYTRYNOWA
1 litr

świeży tymianek około kilkunastu młodych przyrostów
2 cm kawałek obciętej cieniutko nożem skórki cytrynowej

Zioło i skórkę zalewam wrzatkiem, przykrywam i odstawiam na kwadrans.
Można dosłodzić, jeśli potrzebujecie, choć mnie smakuje bez słodzenia.


Ziołowe napary od wieków były stosowane dla wzmocnienia, leczenia i łagodzenia przykrych objawów. Zielarze i zielarki były traktowane raz z szacunkiem graniczącym z uwielbieniem, a raz ze strachem prowadzącym do ostracyzmu. Czasem za swoją wiedzę płacili najwyższą cenę. Właściwie nie tyle samą wiedzę, co korzystanie z niej dla dobra innych. Dopóki siedzieli cicho i trzymali wiedzę tylko dla siebie, mieli spokój. Gdy pomagali innym, zaczynały się kłopoty. A jednak wciąż pomagali. Tak to już jest, że trudno nie dzielić się, gdy ktoś obok w potrzebie. To ludzkie jest, życzliwością zwane, czasem sumieniem, czasem sercem. Jak zwał, tak zwał. Nijak jednak nie pozwala milczeć i trzymać dla siebie. Znacie to, prawda? Dzięki zapaleńcom zielarzom i my, nieuczeni w tej dziedzinie, wiemy już, że tymianek to super zioło. Przyprawa lecznicza. Egipcjanie stosowali tymianek przy balsamowaniu zwłok, starożytni Grecy używali tymianku do... kadzideł świątynnych wierząc, że w ten sposób przydają sobie odwagi. Co do tych właściwości, trudno się wypowiadać. Już natomiast ich praktyka kąpieli w tymiankowych naparach okazuje się wciąż bardzo przydatna przy chorobach skórnych czy układu moczowego. Rozpowszechnili tymianek Włosi używając go do higieny pomieszczeń i jako dodatek aromatyczny do likierów i serów. W średniowieczu (o mroki przemroczne...) zgromadziły się chyba wszystkie czarowne przekonania, bo spalany w czasie pogrzebu miał ułatwiać zmarłemu przejście do innej rzeczywistości, walczącym miał (wzorem greckiej spuścizny) dodawać odwagi. Dodatkowo tymianek miał odganiać koszmary nocne, gdy był ładowany hojnie pod poduchy. Z pewnością odganiał skutki średniowiecznego wstrętu do higieny, bo spać sie musiało przyjemnie będąc otulonym tymiankowym aromatem zamiast codziennego... hmmm... aromatu... średniowiecza... Ale rozmaitość...
Dzisiaj tymianek stanowi niezastąpiona składową wschodniego za'ataru, mieszanki ziół prowanslaskich czy tradycyjnego francuskiego bouquet garni, bowiem ułatwia trawienie, szczególnie tłustszych frykasów mięsnych. Dzięki swoim właściwościom bakteriobójczym stał się składnikiem również płynów do płukania ust a także okazał się niezawodny w leczeniu stanów zapalnych przy braku antybiotyków klik. Zresztą tak był wykorzystywany właśnie przez dzielnych zielarzy i zielarki. Działa wykrztuśnie i rozkurczowo (któż nie pamięta smaku tussipect'u z dzieciństwa!) i ściągająco (maseczki do tłustej cery czy szamponów). Wątroba czy żołądek dokucz? warto wziąć pod uwagę tymianek. Przy jelitowych rewolucjach (biegunkach, zaparciach i niestrawnościach) jest niezastąpiony, a wszak w jelitach siedzi (bądź akurat wyszła się przewietrzyć, gdy w jelitach tłoczno) nasza odporność. Warto więc dzisiaj sięgnąć po stary dobry tymianek i chlapnąć sobie herbatkę. Z olejkiem cytrynowym ze skórki zadziała dubeltowo.

Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i