Przejdź do głównej zawartości

Pomidorowe muffiny z rozmarynem

Miło jest po południu wziąć z rękę muffina, wcisnąć się w kąt fotela i rozkoszować spokojnym odpoczynkiem po dniu pracy czy nauki. Najlepiej wtedy smakuja słodkie, których słodycz stymuluje produkcję dopaminy w mózgu rozsiewającej po całym naszym jestestwie błogość... Jej intensywność zalezy od ilości dodanego do muffina słodzidła. Jeśli chcemy więcej błogości, dodajemy więcej słodzidła. Po wyjątkowo trudnym dniu szukamy jescze więcej błogości, więc polewamy muffina słodkim sosem a za drugim razem do ciasta dodajemy jeszcze więcej słodzidła... Ani się obejrzymy, jak mózg zalewany dopaminą przestanie normalnie pracować. Inaczej mówiąc uodporni się na dopaminę (zjawisko obserwowane w przypadku nadmiernego spożycia cukru i... używania narkotyków...).Wtedy to my zaczynamy oceniać owoce jako mniej słodkie a wydatki na cukier niepokojąco wzrastają. Wraz z nimi wzrasta również obwód pasa. Skojarzenie: cukier - tusza rusza z automatu, więc zmieniamy ten biały proszek na naturalne, brązowe syropy (najlepiej lokalną melasę buraczaną, bo w miarę przystępna cenowo). Zapominamy przy tym, że do muffinów zgodnie ze sztuką kulinarną, używa się także sporych ilości tłuszczu. I to połączenie tłuszczu z cukrem jest zabójcze dla naszego metabolizmu! Osoby próbujące zrzucić nadmiar kilogramów napotykają na stabilną granicę, poza którą nijak przedostać się nie mogą pomimo potężnych restrykcji kalorycznych (zabawna wypowiedź dr Michaela Klapera, niestety po angielsku klik). Przełamując ten zaklęty krąg potrzeb, pragnień, wydatków i niespełnionych marzeń o szczupłej sylwetce, można spróbować muffinów w wersji wytrawnej. W nich nie brakuje słodyczy, bo jej nie oczekujemy, a aromat ziół zaspokoi odwieczną potrzebę doznań podniebienia. Fotel jest nadal wygodnym miejscem, myśli odpływają w leśne klimaty (a wiadomo, że zieleń relaksuje), umysł odpoczywa a wraz z nim skołatany mózg. Jest nadzieja, że podejmie swoje codzienne obowwiązkin a ilość dopaminy przestanie przypominać potop z czasów Noego... Słowem: zapraszam na pomidorowe muffiny z rozmarynem bez dodatku oleju, mimo wszystko... ;-)


POMIDOROWE MUFFINY Z ROZMARYNEM
13 sztuk

12 g (1 łyżeczka) świeżych drożdży
¾ łyżeczki soli
80 ml mleka sojowego
230 g (1½ szklanki) mąki gryczanej

500 g mięsistych pomidorów, najlepiej Lima lub San Marzano albo prawdziwe malinowe
2 gałązki selera naciowego
1 czerwona cebula
3 spore ząbki czosnku
55 g (½ szklanki) mąki kokosowej o zawartości tłuszczu max. kilkanaście g/100 g mąki
1 łyżka grubo posiekanego świeżego rozmarynu

Drożdże rozgnieść z solą aż się rozpuszczą, dodać ciepłe mleko i 3 - 4 łyżki mąki, dokładnie wymieszać, przykryć i odstawić.

Seler, cebulę drobno pokroić.
Czosnek posiekać.
Pomidory zmiksować na mus.

W sporej misce wymieszać resztę mąki z musem pomidorowym,
(mix drożdżowy powinien już wyrosnąć... jeśli nie, poczekajmy, aż "spuchnie" ;-))
oraz zaczynem drożdżowym na gładką masę.
Dodać warzywa i rozmaryn, wymieszać.
Stale mieszając dodać mąkę kokosową - ciasto powinno gęstnieć do konsystencji ciasta chlebowego.

Przełożyć całość do foremek na muffiny wysmarowanych olejem kokosowym lub silikonowych, które tego oleju nie wymagają, odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę.
Wstawić do nagrzanego do 180⁰C piekarnika z termoobiegiem i piec 45 minut.
Świeżutkie są delikatne i mięciutkie. Następnego dnia nabierają wyraźniejszego rozmarynowego aromatu i są przepyszne :-D

1 muffin:  1.1 ww   4.8 wbt wg aplikacji Medtronic


Jeśli nie chce mi się bawić pojedyńczymi foremkami na muffinki, mam mało czasu albo przgotowuję wypiek na... degustację i chcę, by był łatwiej "porcjowalny"piekę jako chlebek. Wtedy używam keksówki 23 x 9 cm i piekę 55 minut.


Doskonale smakuje z rozsmarowanym awokado, skropiony sokiem z cytryny i (ewentualnie) muśnięty solą. Aczkolwiek sól nie jest niezbędna, bo seler naciowy w cieście nadaje już mocny, słony posmak a cytryna również doskonale nadrabia smak. Tęsknię za lasem? Idę do kuchni i robię rozmarynowe muffinki :-D 


Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba...

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie ...

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i ...

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n...

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwko...