Przejdź do głównej zawartości

Imbirowa salsa z mango i gruszki

Mango, owoc nr 1 na świecie. Z kimkolwiek nie rozmawiam, wszyscy zgodnie twierdzą: nie ma to jak dojrzałe, dobre mango. Smak nieco wytrawny, ale i słodki, aromatyczny i odświeżający. Ma ulubione towarzystwo, w którym smakuje absolutnie obłędnie, To kardamon i cytryna. W mojej kuchni dołączył do nich imbir. Imbir z dużą ilością soku z cytryny. W tej najprostszej formie serwuję mango jako słodką salsę. Idealna na pikantny deser z czarnym ryżem (zmieniając proporcje i dodając mnóstwo roszponki robię cudowną, absolutnie cudowną sałatkę!!!) albo do wytrawnych burgerów z soczewicy... I jeszcze jedna rzecz: zamieniając cytrynę na limonkę uzyskałam nowy wymiar smaku. Kiedyś zupełnie nie rozróżniałam ich smaków. Limonka była zielonkawa, cytryna żółta. Limonka droga jak nieszczęście, cytryna przystępna. Ot i cała odmienność... Świadomość kubków smakowych jednak rośnie wraz z kulinarnym zaangażowaniem i dzisiaj mogę śmiało wyznać: smak limonki jest INNY niż cytryny. Naprawdę czuję tą różnicę. Hurra!


Zupełnie cichutko przyznam się, że wyjadłam sporo z miseczki zanim podałam na stół i wersję z cyrtyną i limonką. Ale, ale... to tylko dlatego, żeby mniej mycia było... uhaha... 😉


PIKANTNA SALSA Z MANGO I GRUSZKI
2 porcje

½ dorodnej, słodkiej gruszki (80 g)
½ dojrzałego mango (100 g)
sok z jednej cytryny lub limonki (40 g)
grubszy plasterek imbiru (2 g)
szczypta soli morskiej
1 łyżeczka łuski babki jajowatej (lub chia)

Gruszkę pozbawić gniazda nasiennego, mango obrać, oba owoce pokroić w kosteczkę.
Imbir oskrobać i pokroić w drobne słupki.
Gruszkę, imbir, mango, sól i sok z cytryny/limonki zmiksować pulsacyjnie w blenderku z ostrzem S na grudkowatą salsę.
Dodać łuskę i dwa, trzy razy pulsacyjnie wymieszać całość. Odstawić do zgęstnienia (15 - 30 minut).
Łuska "zabiera" nieco wyrazistości salsie. Skosztujcie przed dodaniem łuski. Jeśli chcecie pozostawić taką intensywność smaku i aromatu, dodajcie chia zamiast łuski.

100 g zawiera:

przy dodatku łuski
56.4 kcal
0.2 g tłuszczu
14.5 g węglowodanów
0.6 g białka

przy dodatku chia:
64 kcal
15,2 g węglowodanów
0.9 g białka

obliczone za pomocą aplikacji vitascale

Taka wersja niezwykle przypadła mi do gustu. Dużo, bardzo dużo roszponki, trochę czarnego jaśminowego ryżu i całkiem sporo salsy. Wymieszać tuż przed podaniem, żeby roszponka zachowała jędrność i soczystość...



W wersji deserowej polecam roszponkę jako dodatek, sporo ryżu i więcej salsy. Ozdobić przekrojonymi mini kiwi...


No mniaaaammmm... comfort food dla ciała i umysłu 😄

W obu wersjach najbardziej pasował mi czarny ryż. Wybrałam jaśminowy ze względu na jego kokieteryjny charakterek. Smakuje bardziej deserowo i ze słodkawą salsą bardzo mi odpowiada.
Od dawna już gotuję kasze i ryż w ilości większej niż akurat potrzeba. Wkładam resztki do lodówki i mam doskonałe dodatki do sałatek, deserów, pulpetów, pasztetów a nawet past.

Jak ugotowałam czarny ryż?

Jego gotowanie nieco się różni od gotowania ryżu zwykłego. Jego nasionka są niezwykle bogate w składniki odżywcze oraz błonnik, który jest balsamem (rónie charakternym jak aromat) dla naszych braci najmniejszych zamieszkujących wewnątrz nas. Zwykły brązowy ryż ma błonnika 3 - 4 g/100 g a czarny jaśminowy aż 9 g/100 g. Przyznacie, że całkiem sporo. Z tego też powodu warto go przed gotowaniem dobrze opłukać (przebył do nas długą drogę... rozumiecie...) i namoczyć najlepiej całą noc. Rano wodę odlać, ryż raz jeszcze opłukać, zalać wrzącą wodą w ilości 1 ¾ szklanki na 200 g suchego ryżu, zagotować, posolić, zmniejszyć ogień do minimum i od tego momentu gotować 20 minut. Pozostawić w zamkniętym garnku, aby doszedł. Co ma się błąkać zagubiony... niech wraca... czekamy... 😉

Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba...

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie ...

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i ...

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n...

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwko...