W czasie wyjazdów zdrowe jedzenie może być problemem. Ja rozwiązuję ten problem przygotowując coś prostego, szybkiego i smacznego. Coś, co mogę nawet skompletować w czasie jazdy samochodem. Zazwyczaj nie ma czasu albo okazji na gotowanie, obróbkę, więc moim jedzeniem są wtedy głównie sałatki. Fakt, sałatki wypaśne i napakowane wartościami odżywczymi jak karabin maszynowy nabojami przed decydującym starciem (hmmm... chyba Johny English się we mnie odezwał... w kinie tak się śmiałam, że walnęłam głową w ścianę tuż za moim fotelem... może to więc jednak ta ściana tak wpłynęła na skojarzenia...?). Chcę się wtedy najeść, odżywić, ale i pozostawić brzuszek lekkim a ciało mobilnym i wytrzymałym. Sałatki na bazie zieleniny, kaszy i strączków są do tego celu idealne. Jednak w te wakacje w jednym ze sklepów z eko żywnością spotkałam świeżo gotowane eko buraczki. Nie pałam miłością do zafoliowanych półproduktów, ale te buraczki wyglądały naprawdę bardzo smakowicie, więc kupiłam. Trzęsąc się chwilę później na wertepach (nie mamy terenowca, ale miejskie eko autko) kilkoma ciosami wiernie zawszeprzymniebędącego noża uczyniłam pyszną sałatkę. W domu starałam się ją odtworzyć. Jednak cały czas smakowała inaczej. Hmmm... Chyba brakowało głównej przyprawy czyli wyposzczenia buraczanego ;-) W warunkach domowych poczyniłam więc sałatkę nie bliźniaczą a siostrzaną. Jest równie odżywcza i bardzo przyjemna w smaku, nawet przy braku wyjazdowej przyprawy, zwanej przez pragmatyków nieromantycznych do bólu głodem buraczanym... Jedynym sprzętem sałatkowym zabranym z domu były... jednorazowe rękawiczki. To już nie wpływ Johnego ani ściany. Pragmatyzm diety opartej na całościach pokarmowych z jedynie niezbędnym poziomem tłuszczu w diecie, przewagą omega 3 mad omega 6, a przynajmniej braku niefizjologicznej przewagi tych drugich, wymaga nieużywania olejów. W przypadku sałatek bywa kłopotliwe, bo jak/czym połączyć użyte składniki??? Znalazłam sposób, który bardzo mnie satysfakcjonuje. Otóż, dodaję zawsze przynajmniej jeden składnik, który ma konsystencję smarowalną i całą sałatkę mieszam dłońmi odzianymi w rękawiczki jednorazowe. W podróży. W domu czynię to dłońmi czyściutkimi i nagimi. Przy okazji mogę zdegustować uzyskany smak. Tak, absolutnie niepolitycznie dłonie te wylizując. Może kilka pomysłów na takie wiążące składniki: awokado (oczywiste, prawda? tłuszcz jest, ale nie prozapalny, hurra!), pieczony bakłażan, grillowana lub pieczona cukinia, pieczony batat lub dynia, czy warzywa korzeniowe (mogą być też gotowane, oczywiście, ale wtedy więcej płynu potrzeba np. sosu sojowego, balsamicznego, soku z cytryny, limonki, pomarańczowego), płatki drożdżowe (bardzo fajnie nasiąkają sokami warzywnymi), nieco kleista kasza, tofu (oszczędnie).
Sałatka po wymieszaniu nie wygląda zjawiskowo, ale można wymiąchać jedynie jej część, a resztę składników dorzucić luzem i wymieszać tylko łyżką.
Sałatka po wymieszaniu nie wygląda zjawiskowo, ale można wymiąchać jedynie jej część, a resztę składników dorzucić luzem i wymieszać tylko łyżką.
WAKACYJNA SAŁATKA Z GOTOWANYCH BURAKÓW, AWOKADO I RUKOLI
6 małych buraczków ugotowanych na parze do miękkości (można też w wodzie lub szybkowarze)
1 czerwona cebula
sok z ½ cytryny
90 g ulubionego tofu (u mnie bazyliowe lub wędzone)
1 łyżeczka sosu balsamicznego (u mnie kokosowy)
garść rukoli
gruby plaster awokado
¼ łyżeczki mielonej kozieradki
½ łyżeczki pieprzu ziołowego
sól do smaku
3 - 4 orzechy laskowe, nerkowca lub... 1 łyżka orzeszków bukowych
(tak, w tym roku było ich sporo, skorzystaliśmy i mamy jeszcze trochę jako leśne eko superfood)
(tak, w tym roku było ich sporo, skorzystaliśmy i mamy jeszcze trochę jako leśne eko superfood)
Cebulę pokroić w piórka i zalać sokiem z cytryny. Odstawić.
Orzechy posiekać (bukiew zostawić w całości) i podprażyc na suchej patelni.
Buraczki i awokado pokroić w drobną kostkę i wymieszać bardzo dokładnie z cebulą z sokiem, by awokado się roztarło na warzywach.
Doprawić i wymieszać.
Posypać rukolą i kawałkami orzechów.
100 g sałatki to:
67 kcal
7.5 g tłuszczu
4 g białka
100 g sałatki to:
67 kcal
7.5 g tłuszczu
4 g białka
Bohaterzy z mojej ulubionej Biblii zbierali różne jadalne obiekty. Na pustyni sławną mannę (wbrew sugestywnej nazwie kasza to nie była, a już na pewno nie przemielona, bo musiala być najpierw zmielona, dopiero potem przerabiania termicznie). Tamże, gdy narzekali, że nudno, że monotonnie, przy nadarzajacej się okazji pozbierali ptaki (że padlina im nawet nie przeszkadzalo). Tak im mięsa się chciało, że sami padli z przejedzenia, pomimo ostrzeżeń, że służyć takie jedzonko im nie będzie... Ale, ale, lepiej z krytyką się powstrzymać, bo ileż to razy dzisiaj sami zjadamy o pięć porcji za dużo... tłumaczymy się wtedy, że to takie dobre... Na czym Tobie zdarza się polec, hmmm? Ja osobiście trenuję mistrzostwo w jedzeniu mrożonych bananów obsypanych karobem. Mogłabym zjeść kilogram jak nic! Ooooo... jakie są dobre... najlepsze czerwone albo jeszcze zielonkawe. Bardziej mięsiste, mniej słodkie, bardziej zwięzłe... Zdecydowanie muszę sobie wtedy liczyć... nie, nie kalorie, bo kalorii to te banany akurat niedużo mają a z karobem jeszcze multum błonnika. Nie liczę też do stu, żeby atak obżarstwa minął. Liczę sobie, ile ww te banany i karob mają, przeliczam na jednostki insuliny, której wymagają i... ochota mija. Czasem... 😉
Byli też tacy, którzy zbierali miód leśny. Każdy z nich w innej sytuacji i okolicznościach. Zazwyczaj sensacyjnych lub dramatycznych. Niestety, jakoś roślinnego zbieractwa nie uchwyciłam. W sumie nic dziwnego, jakby runa leśnego mało, i lasy jakby nie te... Bukwi tam na pewno brak. A u nas jest!
O! Przepraszam, zbieractwo roślinne przecież było! W naszej już erze co prawda, i uprawne, ale przecież na roślinach życie bogobojne stoi, czyż nie? 😄
Dla ciekawych: Jezus szukal fig na dorodnym figowcu. Nie było ani owoców, ani nawet nadziei, że będą. Piękne liście i nic więcej. Wykorzystał więc sytuację, by obrazowo nauczyć, że istnienie, życie ma sens tylko wtedy, gdy jest ono zgodne z przeznaczeniem. Przydatne dla innych, nie egoistyczne. Chyba najtrudniejsza do nauczenia lekcja... Jego uczniowie skubali ziarna zboża z kłosów przechodząc przez pola. Wcześniej natomiast Jan Chrzciciel odżywiał się samodzielnie zbieranym... karobem (zbieractwo w pełni, wegańskie, odżywcze, zdrowe!). Pamiętacie? Karob to nie tylko przysmak, to pełnowartościowy pokarm. Na dodatek działa leczniczo! Nawet z mrożonymi bananami, których to już pan Jan nie dokładał... czyżby zamrażarek było brak...? 😁😁😁
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)