Przejdź do głównej zawartości

Fasolowy krem ze szpinakiem

Codziennie rano budzę się o szóstej. Codziennie zastanawiam się, wstać już, czy jeszcze mogę poleżeć. Z biegiem czasu coraz częściej chce mi się wstawać. Może to zasługa wyłączonego telewizora, a może kojącej ciszy wokół, którą sobie bardzo cenię. Lubię ciszę. Nie laboratoryjną. Dla mnie cisza to naturalne dźwięki przyrody: śpiew ptaków, szum drzew, stukot kropli deszczu czy pogwizdywanie wiatru. Bardzo się cieszę, że nie mamy szczelnych okien. Lubię też chłód spływający po parapecie wprost na moje biurko. Otulam wtedy pledem marznący łokieć, za to wystawiam do niego twarz, bo lubię te powiewy na twarzy... Poranki są takie piękne... Rano żyje się mi jakoś lżej.

Chciałabym tak cały dzień, więc i śniadaniowe kanapeczki idą z lekkim kremem szpinakowym. Do miksowania fasoli użyłam aquafaby czyli jej zalewy (jeśli z puszki), inaczej wody pozostałej z gotowania (jeśli sama gotuję fasolę, co dzieje się zazwyczaj 😊). Nadaje niesamowitej puszystości. Choć początki mojej przyjaźni z aquafabą były trudne, o czym niżej... 


FASOLOWY KREM ZE SZPINAKIEM

220 g fasoli białej ugotowanej lub z puszki wraz z zalewą
1 łyżka siemienia lnianego
1 duża garść szpinaku (40g)
2 ząbki czosnku (6g)
sok z połowy cytryny
½ łyżeczki sosu balsamicznego
sól do smaku (u mnie ½ łyżeczki, bo nie solę straczków w czasie gotowania a puszek używam rzadko)
świeży majeranek lub mięta (opcjonalnie)

Zmiksować fasolę z zalewą, sokiem z cytryny i lnem na gładki krem.
Dodać czosnek, zmiksować.
Dodać szpinak, sos balsamiczny i zmiksować, jednak pozostawiając małe kawałki liści.
Wmieszać posiekany majeranek bądź miętę.

100g niesie w sobie 111 kcal
1.8g tłuszczu
18.5g węglowodanów
6.5g białka
obliczone za pomocą aplikacji vitascale

Bardzo smaczny, puszysty krem o wyraźnym czosnkowy aromacie. Idealny na infekcyjną porę roku, szczególnie, gdy klimatem pomajstrowaliśmy jako ludzkość bezmyślnie i skutki nas przerastają... na szczęście przyroda się nie poddaje tak łatwo. Rzodkiewka kiełkuje jak zawsze, kalarepa przezimowała... jak nigdy...
Zielone warzywa będą nadal w obfitości. Wspaniale, bo zielony to mój ulubiony kolor na talerzu :-)


Wracając do moich początków... Więcej strączków organizm mój kiepsko znosił. Trzeba było kombinować. Najpierw wybór startera. Strączków zatrzęsienie, ale coś trzeba było wybrać. Stanęło na ciecierzycy, którą dokładnie płukałam, moczyłam przez noc, płukałam znów, zagotowywałam, wylewałam wodę i gotowałam już ostatecznie w świeżej wodzie. Ugotowaną obskubiwałam ze skórek. Taka żółciutka, czyściutka nic a nic nie wzdymała (jeśli jadłam w rozsądnych ilościach, oczywiście). Odważyłam się więc na pozostawienie skórek. Dało radę, choć wprowadzałam powoli, małe ilości. Odkryłam wtedy, że moczyć można w wodzie z sodą spożywczą, która dezaktywuje te potężne gazowotwórcze moce. Ale też i strączki wychodziły ciapkowate a ja takich nie lubię... Więc przerzuciłam się na gotowanie z glonami kombu. Dodawały słoności i smaku umami. I działały. Było bardzo przyjemnie. Majeranek, kminek też fajnie się sprawdzał, choć ilości musiały być konkretne a nie chciałam każdych strączków mieć w tym samym smaku... Na przykład do ciecierzycowej nutelli kminek pasuje... średnio... bardzo średnio... nędznie nawet... Kombu natomiast dawało radę i powoli przywykałam. Znaczy moi mikrodomownicy bardzo wewnętrzni, malowniczo florą zwani, przywykali. Nadszedł czas na aquafabę... I tu się zaczęło... łojojoj... 
Wiecie, organizm nie przyzwyczajony do wzmożonej ilości saponin, które w wodzie z gotowania są nadal w dość znacznej ilości pomimo moczenia i dubeltowego zagotowywania. To one tworzą w garnku piętrzącą się pianę, nawet po gotowaniu (piękna aquafabowa piana!!!), ale i nazywane są składnikami antyodżywczymi, bo hamują wchłanianie niektórych mikroelementów. Osobiście tym hamowaniem przestałam się przejmować, bo badania pokazują, że wyższe spożycie tychże składników (konkretnie fitynianów) wraz z fasolą obniża ryzyko zachorowania na osteoporozę (klik)! Z kolei inne badania wskazują na ochronne działanie w stosunku do raka piersi, jelita grubego, wątroby, prostaty, skóry, mięsaków i białaczki u zwierząt z sugestią weryfikacji tychże wyników u ludzi (klik, klik). Badania prowadzone są na liniach komórkowych labolatoryjnie i wyniki sa obiecujące (klik, klik). Może nie powinno dziwić, gdyż mieszkańcy krajów, gdzie jada się dużo fasoli, ciecierzycy a nawet soi (tak, tej ze złą prasą soi) chorują na nowotwory znacznie rzadziej niż ci, którzy strączków unikają jak...gazu bojowego... ;-) 
Świadomość ich nieszkodliwości najwyraźniej nieco uspokoiła także jelita i znów: małymi kroczkami zaprzyjaźniam się z aquafabą. Dodaję w niewielkich ilościach do miksowania past, kremów, hummusów, i jest w porządku. Natomiast przez swoją ubijalność do postaci piany aquafaba daje rewelacyjną puszystość wszystkim pastom. Lekkość idealną na poranny posiłek. Tak oswojona nie przeszkadza już w spotkaniach ze znajomymi czy współpracownikami po śniadaniu... :-)

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Ulubione śniadanie i o toksyczności siemienia lnianego słów kilka

Dobre śniadanie to podstawa. Moje musi być zdrowe, kolorowe i... smaczne. Rankiem z przyjemnością wstaję, gdy czeka na mnie ulubiona nocna owsianka. Mam swoje ulubione kompozycje smakowe, ale lubię tez nowości. Korzystam z nietypowych owoców, nasion, płatków, żeby urozmaicić codzienne menu. Lubię też poznawać nowości. Jednak nie całkiem jak leci... Wybieram sobie uważnie, z namaszczeniem. Lubię celebrować swoje odkrycia i z pełną "kolumbowską" świadomością rozsmakowywać się, odszukiwać znajome i zupełnie nowe akcenty. Przyjemność jedzenia w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie sposób oprzeć się uczuciu cudownej wdzięczności za takie bogactwo. Tej śnieżnej wiosny spotkałam się z tamarillo. Egzotyczny owoc bardziej przypominający pomidora niż śliwkę, choć z zewnątrz wygląda jak śliwka właśnie. Rok temu już go próbowałam. Na kromce chleba. Jednak tym wyglądał, jakby chciał zanurkować w ... owsiance. Przystałam na ten kaprys, owoc kupiłam (przy okazji walcząc zawzięcie z kasjerką o

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Chleb łubinowy z makiem

Pasja chlebowo - piekarnicza trwa. Przynajmniej u mnie. Wiecie, jak to jest. Człek się dorwie do fajnej receptury, kubki smakowe podrygują w oczekiwaniu na nowości, więc kombinuje, próbuje, eksperymentuje a tyle radochy ta pasja przynosi! Druga rzecz to zakwasowe odpady ... Rosnący zakwas wymaga dokarmiania. Najlepiej w stosunku 1:1:1 zakwas działający : woda : mąka. Dokarmiam go raz lub dwa razy dziennie, zależnie od temperatury. Teraz prosta matematyka: dzień 1. mam 50 g zakwasu i dokarmiam 50 g wody i 50 g mąki, otrzymuję 150 g; dzień 2. mam 150 g zakwasu, dokarmiam 150 g wody, 150 g mąki, otrzymuję 450 g; dzień 3. mam 450 g zakwasu, dokarmiam... i otrzymuję 1350 g!!! Po co mi półtora litra zakwasu? Na wypiek 4 kilowego bochenka???? Do piekarnika może by nawet wlazł, ale kiedy byśmy go przejedli? I tak co 3 dni??????  Gołym okiem widać, że ani chybi trzeba co dwa, ostatecznie trzy dni, odrzucać pewne ilości bąbelkujacego cuda zostawiając sensowną ilość 50 g zakwasu do podhodowania.