Przejdź do głównej zawartości

Zupa węgierska zweganizowana

Polska kuchnia zupą stoi. Kochamy zupy. Micha pełna ciepłej aromatycznej zupki stawia na nogi po ciężkiej pracy...pod warunkiem, że jest to zupa pełna warzyw, ziół, z dodatkiem ziaren bądź strączków. Mięso, charakterystyczne dla kuchni węgierskiej, niepotrzebnie obciąża układ pokarmowy przedłużając czas trawienia i produkując przy tym metabolity, z którymi organizm coraz rzadziej potrafi sobie poradzić (czytaj: odtruć się...). Nic dziwnego, że w różnych historycznych przepisach zdrowotnych pojawiają się co i raz wskazówki, by do jedzenia mięsnych potraw podchodzić ostrożnie, z wieeeelkim umiarem i oszczędnością...
My idziemy więc na całość w stronę zdrowia i nasza zupa, choć węgierska, jest w pełni roślinna :-)


ZUPA WĘGIERSKA
4 porcje

1 i 1/2 litra warzywnego bulionu (woda + 4 łyżki bulionu lubczykowego)
2 duże cebule
3 papryki (zielona, żółta, czerwona)
60 dag ziemniaków (dałam 2 małe bataty)
2 puszki pomidorów w soku pomidorowym
1 opakowanie tempehu marynowanego
4 duże ząbki czosnku
2 łyżki papryki słodkiej
1/2 łyżeczki papryki ostrej
2 łyżeczki pieprzu ziołowego
2 łyżki majeranku
3 łyżki oliwy z oliwek

Na oliwie dusimy do zeszklenia posiekaną cebulę i czosnek.
Dodajemy pokrojoną w kostkę paprykę. Dusimy 5 minut.
Dodajemy pomidory z puszki zgniecione własnymi łapkami i przyprawy. Dusimy dalej 15 minut.
Dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki i tempeh. Dusimy do miękkości około 15 minut.
Ewentualnie doprawiamy solą i pieprzem ziołowym.
Podajemy z solidną pajdą chleba z chrupiącą skórką (bo ...chrupanie to pamiętanie, pamiętacie? ;-))


Ciekawie temat jedzenia mięsa ujmuje Stary Testament. Ogranicza je sam Bóg, gdy wędrującym przez pustynię uchodźcom z Egiptu zachciało się je jeść... (nie rozumiem tych ludzi, ale przecież nie muszę ;-)). Stękali, jęczeli, narzekali (odzywały się braki białka i witaminy B₁₂? ;-)), aż Bóg dał im to, bez czego nie wyobrażali sobie życia, ale nie bez dodatkowych warunków! Prorok w imieniu Najwyższego powiedział dobitnie: "... Oczyśćcie się na jutro, a będziecie jeść mięso, gdyż biadaliście przed Panem, mówiąc: Obyśmy mogli najeść się mięsa! Wszak dobrze nam było w Egipcie. Pan da wam mięsa i będziecie jeść." (4 księga Mojżeszowa 11:18) Niezwykle interesujące jest, że oczyszczenie wg biblijnych norm oznacza...odwrócenie umysłu od siebie na rzecz miłości, oddania, troski, pokory,...ale i zwykłe umycie dzióbków, łapek wraz z resztą, wypranie ciuszków, posprzątanie w namiociku... Dzisiaj badania pokazują, jak silnie prozapalnie działają pokarmy mięsne. Wtedy wiedział o tym tylko sam Bóg, więc swoim ludziom dał papusiać mannę a nie mięsko. Ale gdy się uparli, jak dzikie osły, chciał im ograniczyć choroby i cierpienie w jedyny możliwy do przyjęcia dla nich sposób. My dzisiaj tak postępujemy z naszymi dziećmi, gdy brykają uparcie na granicy niebezpieczeństwa. Dajemy im wtedy inne zabawki odwracając uwagę od groźnych. Gdy nie działa, dajemy poduchę na podłogę, żeby w miarę bezpiecznie wylądowały... Ot, rodzicielskie rozterki... Zabezpieczyć, ale nie ubezwłasnowolnić... Wyżyny intelektu i pomysłowości...
Niestety, na wspomnianej pustyni tylko część z uchodźców potraktowała Boga poważnie. I tak straciły życie i zwierzęta (zjedzone) i ludzie (przejedzeni)... Nie pomogło ani białko, ani B₁₂... Czy dzisiaj nie wygląda czasem podobnie...? Tylko nazywa się to konkretną jednostką chorobową. Oswajamy przez nazywanie... :-(

Komentarze

  1. Dziękuję 😃 , zupka chyba dziś będzie, tylko tempeh zastąpię tofu lub mycoproteinami firmy Quorn, w szybkiej jakiejś marynarze, a komentarz do przepiórek - na dobry początek dnia :-) Dzięki, GM :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smacznego! Jestem pewna, że posmakuje. Choć nigdy nie używałam mycoprotein... chyba czas się zainteresować...? Miłego dnia!

      Usuń

Prześlij komentarz

Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d