Przejdź do głównej zawartości

Sałatka z dyni i soczewicy beluga

Soczewica... Za miskę gotowanej jeden narwany człowiek sprzedał bardziej przebiegłemu swoja pozycję. Nie byle jaką. Pierworodztwo. Dzisiaj mało znaczy, bo liczy się testament. Jednak trzy i pół tysiąca lat temu pierworodztwo oznaczało dziedzictwo CAŁEGO majątku! Całość poszła w inne ręce za miskę soczewicy... bo soczewica potrafi roztaczać swój urok daleko... Tym bardziej, że każdy, kto zna ją nieco, wie, że daje sytość, satysfakcję z jedzenia i przyjemność... estetyczną. Bez wątpienia jest piękna...


...i różnorodna...
To odmiany dostępne w moim rejonie:


Zielona najtańsza i najłatwiej dostępna, użyteczna do zup, gulaszów, pasztetów... czerwona do past i zagęszczania zup i sosów, brązowa to... nieoskubana czerwona ;-) Beluga genialna do sałatek i zup. Jej maleńkie ziarenka są prawie okrągłe, lśniące, po ugotowaniu nadal jędrne i aromatyczne. Konsumenci o mniej sokolim wzroku mylą ją z ziarenkami... pieprzu ;-) Żółta rzadko spotykana i cenowo nieco wyższa półka. Zachowuje się podobnie do czerwonej. Popularna i ceniona we Francji de Puy bardzo smaczna i wszechstronna. Używałam jej do selerowej lazanii. Trudniej jest ją spotkać w polskich sklepach. Póki co... I soczewica bardzo podobna do belugi, choć o mniejszych i bardziej płaskich ziarenkach: soczewica kawiorowa Don Kichote. Jest nie tylko podobna wyglądem, ale i przeznaczeniem kulinarnym. Dostępna w świetnie zaopatrzonych delikatesach. Tym razem sięgnęłam po belugę. Jej czarny kolor nieco brązowieje w czasie gotowania, ale z dynią pięknie wygląda!


Soczewica ma świetnie przyswajalne białko niewiele ustępujące białku z mięsa. Przyswajalnością. Bo aspektami zdrowotnymi bije białko mięsna na głowę. Zawiera ponadto kwas foliowy wraz z żelazem a także spore ilości witaminy grupy B i (uwaga!) sporo potasu. Aby uniknąć, bądź zminimalizować jej wzdymające właściwości dobrze jest namoczyć przed gotowaniem podobnie, jak fasolę. Soczewica tego zabiegu nie wymaga, ale staje się wtedy bardziej przyjazna ;-)


SAŁATKA Z DYNI PIŻMOWEJ I SOCZEWICY BELUGA

200 g upieczonej w plastrach dyni piżmowej
2 łodygi selera naciowego
1 fioletowa cebula
1 szklanka ugotowanej soczewicy beluga (około 100 g surowej)
musztardowy vinaigrette *

Dynię pokroić w średnią kostkę.
Seler naciowy obrać z włókien i pokroić w drobna kosteczkę.
Cebulę pokroić w piórka.
Wszystkie składniki umieścić w miseczce, polać sosem i delikatnie wymieszać, by nie rozgnieść kawałków dyni.
Odstawić 30 minut.
Podawać z razowym pieczywem.


Dynia piżmowa urodą soczewicy nie ustępuje nic a nic... Stanowią duet doskonały.
Nasionka skrzętnie wygrzebałam, umyłam, będą się suszyć a za 4 miesiące zostaną wysiane w ogródku.
Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć malutkie mięsiste kiełki, później listki, drobne żółte kwiatki... może nawet pokażą się na ich miejscu (kwiatków, nie całych roślinek mama nadzieję... ) zielone kuleczki, które zmienią kształt i rozmiar w małą gruszkę rosnącą, i rosnącą, i rosnącą, aż urośnie do rozmiarów... ekologicznej dyni, co w moich warunkach oznacza wielką gruchę po prostu ;-)




* MUSZTARDOWY VINAIGRETTE

3 łyżki soku z cytryny
3 łyżki oliwy z oliwek
½ łyżeczki soli (soczewicę gotowałam bez soli)
½ łyżeczki pieprzu ziołowego
1 łyżeczka domowej musztardy lub Dijon

Wszystkie składniki włożyć do małego słoiczka, zakręcić i energicznie potrząsać do uzyskania emulsji.

Komentarze

  1. Cudo blog Beatko :) Jednak namierzyłem go sam ;) Aż mnie zachęciłaś do zrobienia tego chleba z gryki.
    Chyba pójdę na łowy by znalezć eko kaszę i do dzieła. Pozdrawiam.
    Jacek D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Jacku! Miło Cię ... czytać! Nie tylko z powodu bardzo miłych słów ;-) Daj znać, jak chleb wyszedł. Każdemu inaczej kuchnia pracuje... ;-) Pozdrawiam bardzo serdecznie

      Usuń

Prześlij komentarz

Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d