Przejdź do głównej zawartości

Pasztet z imbirem i żurawiną

Gdy potrzebuję nakarmić sporą liczbę osób, korzystam z najprostszej metody i najprostszych składników. Zawsze mam pod ręką słoje z soczewicą, która jest niezwykle wdzięcznym strączkiem. Gotuje się szybko, chętnie współpracuje z każdym warzywem i jest sycąca.  Dodając ją do pasztetów i past można miksować, otrzymując kremową konsystencję, lub jedynie porządnie wymieszać. Wówczas soczewica i tak się rozpada, ale bedą wyczuwalne wyraźne grudki, które ja osobiście bardzo lubię. Do zmiskowanej masy zdecydowanie trzeba dodać jakiś wsad (np. żurawinę ;-)) ale do wymiąchanej łyżką niekoniecznie. Jest sama na tyle ciekawa, że wystarcza wiodąca smakowa nuta i pasztet zamienia się w obiadową pieczeń tyleż odżywczą, co smakowitą.


PASZTET Z IMBIREM I ŻURAWINĄ
2 keksówki 27 x 9 cm

1½ szklanki soczewicy zielonej (najpopularniejsza i najłatwiej dostępna)
1½ szklanki soczewicy czerwonej (druga pod względem popularności i dostępności)
3 + 2 ½ szklanki wody
1 czubata szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
½ szklanki słonecznika
¼ szklanki siemienia lnianego
2 - 3 łyżki mąki (ja dałam gryczaną)
2 marchewki
2 pietruszki
1 mały seler
2 cebule
2 garście suszonej żurawiny
kawałek imbiru wielkości kciuka
3 listki laurowe
3 kulki ziela angielskiego
1 łyżeczka ziaren kolendry
1 łyżka suszonego liścia lubczyku
2 łyżki majeranku
1 łyżeczka kozieradki
3 łyżki oleju rzepakowego
3 łyżeczki soli
olej kokosowy do wysmarowania foremek
2 łyżki gęstego przecieru pomidorowego z dodatkiem sporej szczypty suszonego imbiru i soli

Soczewicę zalać 3 szklankami gorącej wody i odstawić na kilka godzin (np. na noc).
Namoczoną soczewicę dokladnie wypłukać (pojawiająca się piana to saponiny, które bywają powodem problemów trawiennych, więc lepiej się ich pozbyć), zalać pozostałą wodą i gotować pod przykryciem 10 minut.
Żurawinę zalać gorącą wodą i dokładnie wypłukać usuwając z niej tłuszcz, odcedzić.
Na rozgrzanym oleju poddusić cebulę z listkami, zielem angielskim i imbirem do zeszklenia.
Dodać starte warzywa i poddusić do miękkości.
Usunąć listek i ziele a resztę połączyć z ugotowaną soczewicą i zmiksować blenderem ręcznym lub w malakserze.
Słonecznik i siemię zmielić na mączkę, dodać do masy pasztetu wraz z resztą składników i dokładnie wyrobić rękoma, po czym zmiksować z grubsza blenderem ręcznym.
Masę przełożyć do keksówek wysmarowanych olejem kokosowym, wygładzić powierzchnię, można posmarować przecierem pomidorowym.
Piec pod przykryciem (jeśli foremka nie ma pokrywki, przykryć kawałkiem folii aluminiowej) przez 40 minut w temperaturze 180⁰C, zdjąć przykrycie i dopiec kolejne 15 minut.
Kroić po całkowitym schłodzeniu, najlepiej w lodówce.


Pasztet ma dość delikatny smak z wyraźną nutą imbirową. Przyjemnie jest natknąć się na kawałki słodko kwaśnej żurawiny, którą koniecznie opłuczcie z oleju i nadmiru cukru przed dodaniem do masy... Ale jeśli komuś brak pikanterii może zajadać z delikatną kremową musztardą...


Można także pominąć miksowanie a nieco dłużej wyrobić dłońmi. Wtedy otrzymamy konsystencję bardziej przypominającą pieczeń, lub utoczyć niewielkie pulpeciki i piec 30 minut. Wychodzą chrupiące z zewnątrz a mięciutkie w środku. Dla mnie pyszne!
Aaaaa, nie pomijajcie tego przecieru z imbirem na wierzchu... robi świetną robotę 😉

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d