Przejdź do głównej zawartości

Rozgrzewające chilli sin carne i oksytocyna dla wszystkich!

Comfort food. Jedzenie, które poprawia humor czyli sprawia, że czujemy się zatroszczeni, otuleni kocykiem i przytuleni do ciepłego, kochającego serca... Czasem potrzebuję takich wrażeń. Namacalnych. Kiedy robi się ciepło od środka tak, że i krew szybciej krąży i od razu łatwiej dostrzec za chmurami słońce. Nie mam stałej listy przepisów na dania tego typu. Nie zawsze też sama potrzebuję takich dań. Często chcę nimi uraczyć bardziej i mniej bliskich, tych, którym akurat wiatr w oczy... Czasem zwyczajnie gotuję jedynie z potrzeby serca, potrzeby ofiarowania ciepła na sposób bardzo organiczny nie bacząc na dobry humor otoczenia. Nie, żeby rozgrzewać, ale nie pozwolić ciepłu zaniknąć...


CHILI CON CONFORT
4 porcje

1 cebula
1 niewielka główka czosnku
kawałek imbiru
1 średnia marchewka
1 malutki seler
1 puszka czerwonej fasoli
1 malutka puszka (140 g) kukurydzy
¾ l passaty pomidorowej
⅛ łyżeczki płatków chili
spora garść świeżego szpinaku
1½ łyżeczki słodkiej papryki
1 heapsterska ;-) (czubata znaczy się) łyżeczka majeranku
sok z ½ cytryny
½ łyżeczki cynamonu
1 - 2 łyżki oleju rzepakowego tłoczonego na zimno

Cebulę pokroić w piórka, czosnek i imbir posiekać, seler pokroić w słupki.
Połowę marchewki pokroić w plasterki a drugą połowę zetrzeć na grubych oczkach tarki.
Do garnka o grubym dnia (idealny żeliwny) olej wrzucić czosnek i imbir, rozgrzac aż zaczną pachnieć, dodać cebulę i całość zeszklić.
Dodać warzywa i mieszając posmażyć. W razie konieczniości dodać kilka łyżek wody.
Gdy warzywa zmiękną, dodać passatę, paprykę i szpinak.
Dusić kilka minut.
Dodać resztę składników i ewentualnie doprawić solą.
Odstawić na 10 - 15 minut.
Podawć z domowym pieczywem, w ulubionym kubku lub misce z najwygodniejszą łychą, jaką się pokochało...
Zapalić ciepłe światło i miłe pogaduchy uskuteczniać albo rozkoszować się ciepełkiem w ciszy...


Następnego dnia smakuje równie przyjemnie. Nawet na zimno grzeje dzięki ostrej papryczce, która nabiera ostrości w miarę upływu czasu :-)


Tak jak bywa comfort food a bywa i comfort talk. Oglądam czasem przemówienia (ech, jak to fatalnie brzmi...) niezwykle inspirujące - chcę po nich działać!, ale i ciepłe, wyciszające - doskonałe na fatalne dni. Bywają jednak i takie, po których dziób się człowiekowi śmieje, przeszłość okazuje się jednym wielkim zyskiem a przyszłość... cóż, w przyszłości chce się spróbować wykorzystywać możliwości, które się dopiero co poznało. Znacie to uczucie? Aż nie móc się doczekać jutra, z jego wyzwaniem, by sprawdzić, jak fenomenalnie poradzi sobie z nim nasza nowo poznana taktyka! Takie nazwałam sobie roboczo comfort talk, bo po nich świat wygląda przyjaźnie a słońce wali po oczach pomimo chmur! Niewątpliwie należy do nich wystąpienie Kelly McGonigal (klik) w ramach TED Global 2013 "Jak zaprzyjaźnić się ze stresem". Polecam z całego serca, bo i dzisiaj i jutro stresów nam nie oszczędza... Przytoczę tylko jedną myśl brzmiącą niezwykle znajomo: wszystko zależy od punktu widzenia. A czy ktokolwiek zastosował tą myśl do symptomów stresu w swoim własnym ciele??? Jednak fontanna wilgoci na całym ciele, szalone kołatanie serca, purpura na twarzy zawsze kojarzy się z rozpaczą, załamaniem, problemem zbyt trudnym do poradzenia sobie. Skutek? Przerażenie, trudności z oddychaniem, zaciśnięte płuca i ... naczynia krwionośne, które stres uszkadza w znacznym stopniu. Nie musi tak być. Reakcje stresowe organizmu sa nam dane po to, by zachęcić do szukania ... pomocy. Nasza chęć bycia z drugim człowiekiem, szukanie jego obecności, dzielenie się problemem, powoduje produkcję oksytocyny. Tak, hormonu intymności, bliskości i... karmiącej matki ;-) Ten hormon powoduje, że naczynia krwionośne pomimo stresu pozostają rozluźnione... Niezłe, prawda?

Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i ...

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba...

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie ...

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwko...

Gdy agar nie sprawdził się w dżemie

W czasie lata zaszalałam z przetworami i zapełniłam piwnicę słoikami po sufit (dość niski, ale jak to brzmi ;-)). Testowałam dżemy zagęszczane agarem  i zamiast gotować owoce długimi godzinami mogłam gotować kilkanaście minut. Działało bardzo dobrze. Dżemy były smaczne, dość gęste i aromatyczne. Problem pojawił niedawno tj. po kilku miesiącach przechowywania. Część dżemów się nieco... rozpłynęła... Czyli stała się po części płynna. Agar przestał działać. Zadziwiające, że dotyczyło to zjawisko tylko części słoików. W reszcie dżem pozostał tak gęsty, że nie opadł po odwróceniu słoika i nie opada nadal. Najwyraźniej to dżem z wyższych sfer i zachowuje się bardzo adekwatnie... :-) W części słoików wyraźnie grawitacja ściągnęła sok w strefy dolne a nakryłam ją, gdy akurat naszym baaardzo młodym gościom smażyłam naleśniki i goście owi zażyczyli sobie smarować je dżemem truskawkowym właśnie. Potrzebowałam więcej niż jednego słoika, sięgnęłam głębiej i... wyciągniętym dżemem (na z...