Robicie domowe soki w wyciskarce albo sokowirówce? Mnie się zdarza. Kiedyś częściej, teraz rzadziej, ale nadal robię. Szczególnie, gdy mam dobrą marchewkę. Soczystą, jędrną, ładnie wyrośniętą i... ekologiczną, acz w miarę tanią. Udaje się taką dostać w ramach Lokalnego Rolnika (fajna inicjatywa minimalizowania drogi od rolnika do kupującego). Co wtedy robicie z otrzymanych wiórków? Ja robię zazwyczaj różnego rodzaju chlebki, krakersy, wafle, ciasteczka, kotlety,... Niektóre z nich są wyjątkowo smaczne i wtedy zapisuję sobie pomysł, żeby do niego wracać. Tak było z pulpetami po soku marchewkowo-selerowym (klik). W tzw. międzyczasie popełniłam ogromną ilość różnych mniej i bardziej dziwnych produktów a wczoraj upiekłam przepyszne kromeczki z resztek po soku marchewkowym. Są chrupiące (kocham chrupać), przypieczone (wspaniały smak) i mają tyle błonnika, że wymuszają na mnie picie sporej ilości wody ;-) Zwyczajnie czuje pragnienie nawet w chłodny dzień, a zimą z piciem bywa różnie... Zimna woda na zimnym dworze to żadna frajda, więc sobie często odpuszczam pod pretekstem ochrony gardła przed przeziębieniem. Tak całkiem bez sensu to to nie jest. Od lodowatego napoju można załatwić gardełko na purpurowo, ale... Ale mogłabym też popijać malutkimi łyczkami, trzymając w ustach każdą porcyjkę... Ale wtedy to z kolei łapek mi szkoda, wolę je w kieszeniach trzymać i pędzić przed siebie, mając nadzieję, że pragnienie zgubię za kolejnym zakrętem... Zazwyczaj się udaje i wieczorem usycham (dosłownie) z braku wody, moja skóra już w ogóle przestała w ogóle ze mną rozmawiać, a pragnienie wpycha się do domu późnym wieczorem. Ja wtedy wyschnięta na wiórek, bo chodzę po dworze sporo, rzucam się na dzbanki, czajniki i butelki. Tak było aż do wczoraj! Od wczoraj bowiem po cudownych kromeczkach, pragnienie woła głosem tak donośnym, że piję. Wolę już chłodną wodę niż ogłuchnąć od tego wołania. Z kromeczek bowiem nie zrezygnuję za nic. Już kupiłam następne 5 kilogramów marchewki na sok dla rodziny, żeby mnie zostały wióry a z nich będzie wspaniały, chrupiący chlebek... Moja skóra zaczyna się powoli do mnie znów uśmiechać! :-)
MARCHEWKOWO - LNIANE KROMECZKI
400 ml ubite wiórków po marchewkowym soku
400 ml wody
200 ml (135 g) siemienia lnianego brązowego
1 łyżeczka soli
200 ml płatków owsianych
1 łyżeczka kminku
½ czerwonej cebuli
Wiórki zmiksować z wodą w malakserku z ostrzem "S" niezbyt drobno.
Dodać sól, siemię i powtórzyć miksowanie, aż nasionka zostaną nieco pocięte (ok. 1 minutę).
Dodać płatki, kminek i znow miksować aż całość się połączy i nieco zgęstnieje.
Masę wyłożyć na blachę obsypaną mąką owsianą lub inną ulubioną albo na silikonowej macie do pieczenia (to mój preferowany sposób).
Cebulę pokroić w piórka, rozłożyć ją na masie chlebkowej i delikatnie docisnąć.
Piec 50 minut w temperaturze 180⁰C.
Kroi się najwygodniej ostrym nożem lub nożem do pizzy (sposób ściągnięty od Magdy ze Skutecznie.tv).
Aby zachowały chrupkość, dobrze je przechowywac w szczelnym pojemniku z łyżeczką gruboziarnistej soli. Doskonale smakują w zasadzie ze wszystkim. Jednak najbardziej lubię chrupać samodzielnie lub z serkiem nerkowcowym zakwaszanym (klik) albo pastą z zielonego groszku i koperku. Unikam puszek, więc zwyczajnie gotuję mrożony drobny groszek kilka minut i miksuję go z czosnkiem, olejem lnianym z dodatkiem soli i wody z gotowania groszku w razie potrzeby. Proste jak budowa... ech, cep już okazał się skomplikowany... więc proste jak... smycz do kluczy... ;-)
Nie chcę się chwalić, ale cudne te kromeczki, prawda??? :-D
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)