Wstałam wcześnie rano i musiałam, absolutnie musiałam zrobić drożdżówkę ze sliwkami....
Mleko wymieszać z sokiem cytrynowym. Odstawić, aż lekko skwaśnieje.
Batata obrać, pokroić w kostkę i ugotować na parze (10 - 15 min).
Drożdże wymieszać z1 łyżką cukru kokosowego, aż się rozpuszczą, dodać 1 łyżkę mąki jaglanej, wymieszać. Odstawić pod przykryciem.
Len zmielić na mączkę.
Śliwki oczyścić, podzielić na połówki i wypestkować.
Batat zmiksować ze skwaśniałym mlekiem i 3 łyżkami cukru (jedną zostawić do posypania ciasta na wierzchu).
Dodać sól i miksować (najlepiej końcówkami do ciast) lub mieszać ręcznie dodając stopniowo rozpuszczone drożdże i resztę mąki wraz ze zmielonym siemieniem.
Foremkę posmarować olejem kokosowym lub wyłożyć papierem do pieczenia, wyłożyć ciasto, rozłożyć połówki śliwek, posypać cynamonem i odłożoną łyżką cukru kokosowego.
Przykryć, odstawić do wyrośnięcia.
Piec 50 minut w 180⁰C.
Wystudzić.
Smacznego!
Jeśli bataty są bardziej żółte, będzie to widoczne w kolorzy ciasta. Jeśli znajdziecie bataty fioletowe, ciasto będzie miało kolor purpurowy.
Takie samo ciasto piekłam i z innymi owocami. Zmieniałam jedynie dodatki. Brzoskwinie poszły z cytrynową lub pomarańczową skórką (najciekawiej, gdy starte cytryny czy pomarańcze zamrożone! ) a czereśnie z porzeczkami i kardamonem. Bardzo smacznym dodatkiem są również posiekane orzechy laskowe...
Codzienne spacery stały się moją codziennością. Gdy pomyślę, że przeprowadzając się z centrum miasta na tereny zielone marzyłam tylko o ciszy i słonecznym podwórku, na którym będę mogła swobodnie opalać swoje kończyny latem, wpadam w pewien popłoch. Rozmiar zmian mojej psyche i soma okazał sie tak ogromny, że nie mieścił się w mojej skromnej wizji przyszłości. Jako dwudziestoparolatka uważałam bowiem swój charakter za stabilny, upodobania mocno ugruntowane a plany życiowe opracowane w sposób co najmniej doskonały... Rodzina uszczęśliwiona wspólnym życiem, perfekcyjnie urządzony i utrzymany dom, popołudniowe herbatki z sąsiadami, studiowanie pasjonujących zagadnień wieczorami i wszechstronny rozwój każdego członka rodziny, aż do satysfakcjonującego finału człowieka sytego dni. Dla spacerów w tej rozpisce miejsca było brak. Co tam brak miejsca! Nie było nawet mikrośladów ich istnienia. Owszem, wizja eleganckich spacerków w zamaszystej spódnicy z głębokim wózkiem pod dłońmi odzianymi w miękkie rękawiczki po romantycznych zakamarkach miejscowego parku (skąd do głowy wpadł mi park na naszych terenach zielonych to pojęcia nie mam...) snuł się po mym umyśle nieco smętnie, ale wędrówki po kilka kilometrów??? Mój mąż owszem, lubił sobie tak wędrować. Parków natomiast nie lubił. Tak więc z pierworodnym naszym mąż włóczył się po lasach i łąkach a ja w tzw. międzyczasie autobusem turlałam się do najbliższego miastowego parku, by przez kwadrans przejechać ów park. Z uczuciem spełnienia (i torbą zakupów spożywczych) wracałam do domu i swojej ulubionej lektury, by z dziecięciem na rękach rozpalać ogień pod węglową kuchnią i upichcić coś niecoś na posiłek. Ciesząc się ogromnie, że dziecię moge nakarmić swą własna piersią szybciej, efektywniej i wygodniej posiłkiem o odpowiedniej temperaturze i o wyznaczonej przez dziecię porze. Na obiad z kuchni węglowej bowiem należało poczekać dobrą godzinę (jakość węgla była beznadziejna i sama woda na zupę wymagała ponad godzinę, by zechcieć bulgnąć niemrawo). Warunki jednak uległy potężnym zmianom i dysponując kuchnią gazową a nie dysponując możliwością spędzania czasu na miłej lekturze w wygodnym kącie, wyruszyłam na spacery bardziej plenerowe. Okazały się przyjemną rozrywką i niespodziewanie (dla mojej duszy mieszczucha, bo dusze zielone są zdecydowanie bardziej światłe w tym zakresie) odkryłam dzikie zasoby niesamowicie smacznych owoców. Nie, nie myślę o tarninie, ani o czarnym bzie, nawet nie o jagodach (u nas akurat żałośnie rzadko rosnącej), ale o jabłkach, gruszkach, wiśniach, śliwkach (prawdziwe węgierki!!!), agrestach, porzeczkach, malinach i soczystych, aromatycznym cudownych jeżynach... Z jednej z takich wypraw terenowych przyniosłam woreczek śliwek. Lekko kwaskowe, ale już słodkie i aromatyczne. O bardzo zwartym miąższu błagały o zaszczytne miejsce w letniej drożdżowce. Nie mogłam odmówić i z samego rana korzystając z ugotowanego dzień wcześniej (tak na wszelki wypadek ;-)) batata poczyniłam ciasto siostrzane do kołoczyków, ale upiekłam w formie drożdżówy, co się zowie wielka.
DROŻDŻOWE CIASTO ZE ŚLIWKAMI Z JAGŁY I BATATÓW
foremka 21 x 25 cm
350 ml mleka sojowego
3 łyżki soku z cytryny (45 ml)
400 g ugotowanego na parze batata
5 łyżek cukru kokosowego (50 g) lub innego słodzidła
3 łyżeczki świeżych drożdży (18 g)
350 g + 1 łyżka mąki jaglanej
4 łyżki nasion lnu złotego (40 g)
25 słodkich, dojrzałych śliwek (ok. 600 g)
2 spore szczypty soli
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka cynamonu
Mleko wymieszać z sokiem cytrynowym. Odstawić, aż lekko skwaśnieje.
Batata obrać, pokroić w kostkę i ugotować na parze (10 - 15 min).
Drożdże wymieszać z1 łyżką cukru kokosowego, aż się rozpuszczą, dodać 1 łyżkę mąki jaglanej, wymieszać. Odstawić pod przykryciem.
Len zmielić na mączkę.
Śliwki oczyścić, podzielić na połówki i wypestkować.
Batat zmiksować ze skwaśniałym mlekiem i 3 łyżkami cukru (jedną zostawić do posypania ciasta na wierzchu).
Dodać sól i miksować (najlepiej końcówkami do ciast) lub mieszać ręcznie dodając stopniowo rozpuszczone drożdże i resztę mąki wraz ze zmielonym siemieniem.
Foremkę posmarować olejem kokosowym lub wyłożyć papierem do pieczenia, wyłożyć ciasto, rozłożyć połówki śliwek, posypać cynamonem i odłożoną łyżką cukru kokosowego.
Przykryć, odstawić do wyrośnięcia.
Piec 50 minut w 180⁰C.
Wystudzić.
Smacznego!
Jeśli bataty są bardziej żółte, będzie to widoczne w kolorzy ciasta. Jeśli znajdziecie bataty fioletowe, ciasto będzie miało kolor purpurowy.
Takie samo ciasto piekłam i z innymi owocami. Zmieniałam jedynie dodatki. Brzoskwinie poszły z cytrynową lub pomarańczową skórką (najciekawiej, gdy starte cytryny czy pomarańcze zamrożone! ) a czereśnie z porzeczkami i kardamonem. Bardzo smacznym dodatkiem są również posiekane orzechy laskowe...
witam, czy to ma być kwaśne mleko czy jakies inne i ile mleka dodac do miksowania z batatem? dziękuje z gory za informacje.
OdpowiedzUsuńUżywam mleko według przepisu czyli podane 350ml sojowego zwykłego, zakwaszam je 3 łyżkami soku z cytryny i tak zakwaszone miksuję z batatem i cukrem. Mam nadzieję, że pomogłam :-)
UsuńZrobiłam. W trakcie wyrabiania obawiałam się, że finalnie będzie za suche (porównywałam do konsystencji ciasta na chleby bezglutenowe), jednak wyszło dobrze. Konsystencja upieczonego ciasta jest dość ciężka, ale równomiernie napowietrzona. Ciasto piekłam żadnych owoców. Dodałam łyżeczkę cynamonu. Użyłam łusek babki zamiast siemienia.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to może być bardzo dobra baza do piernika. Ciasto można bez problemu przekroić w celu przełożenia powidłami, nie kruszy się. Następnym razem na pewno dodam solidną porcję przyprawy do piernika. Być może też pikantność tych przypraw zdominuje zupełnie ten charakterystyczny posmak jagły.
Wykonałam też kiedyś piernik gryczany z Pani bloga, ale zupełnie mi nie podszedł smakowo, choć kaszy gryczanej i mąki używam bardzo często. Nie przeszkadza mi smak gryki w chlebie, naleśnikach, ale w tym pierniku to mi jakoś nie grało.
Ile łuski Pani użyła? W zasadzie nie zastępuję nią siemienia, bo w lnie jest fajny tłuszcz i zdecydowanie słabiej zagęszcza, więc łuski dodałabym przynajmniej o połowę mniej.
Usuń