Przejdź do głównej zawartości

Pigwa pieczona z fasolą

Pigwa pospolita a jednak cudowna. Bogata w witaminę C, prowitaminę A, niektóre z witamin grupy B, ale i wiele składników wspomagających układ odpornościowy (minerały, flawonoidy, glikozydy i pektyny, które to wiążą metale ciężkie pomagając nam usunąć je z organizmu). Jej nasiona wykorzystywane są w dolegliwościach ze strony układu pokarmowego w postaci maceratu bądź naparu. Sporo ciekawostek znajdziecie na blogu Klaudyny znanej z bezmiaru wiedzy zielarskiej i nie tylko ;-) (klik).


Z powodów dla mnie niepojętych, pigwa jest przygotowywana zazwyczaj z ogromną ilością cukru lub miodu. A przecież upieczona jest subtelnie słodka i niezwykle aromatyczna. Aż szkoda tłamsić ją nawałem słodyczy, który wcale nie jest niezbędny. Odkryłam ją po lekturze fragmentu książki o Gruzji. Niestety, nie pamietam tytułu, ale w przepisie pojawiła się w wersji faszerowanej wołowiną.
Gdy byłam nastolatką lubiliśmy całą rodziną jeździć w skałki. Czasem tylko nasza rodzinka, czasem z zaprzyjaźnioną rodziną pięknej jasnowłosej Ani. Mieszkamy na pograniczu Jury Krakowsko - Częstochowskiej, więc wyjazdy były naprawdę częste. Mogliśmy spędzać sporo czasu na wspólnych spacerach, paleniu ogniska a potem objadaniu się upieczonymi w nim ziemniakami albo spalonym (najczęściej tak to wyglądało w moim wykonaniu) na patyku chlebem. Cóż, lubiłam przyrumieniony, a uzyskanie pięknego złotego koloru było dla mnie zbyt wyczerpującym zajęciem (wymagało trzymania kromki w średnio gorącej strefie i przez zdecydowanie zbyt długi czas... ;-)). Jako nastolatka cierpliwością z pewnością nie grzeszyłam. Jednak wyjazdy w skałki upamiętniły się w mojej pamięci bardziej dzięki sytuacjom zupełnie nie planowanym. Rodzina Ani miała pięknego, stylowego "garbusa" koloru zielonego. Wracając z jednego ze spacerów zobaczyliśmy zielony wehikuł otoczony przez... krowy... Jedna z nich usilnie próbowała go skosztować... skończyło się na oblizywaniu potężnym jęzorem, ale widok uszczęśliwionej obfitością zieloności krowy mam wciąż przed oczami :-) Jura specjalnie bujną zielenią nie grzeszyła, więc w zupełności rozumiałam krowie nienasycenie. I tak już mi zostało. Wolę krowy wśród zieleni niż na talerzu. Jednak trawa (a nawet poczciwy "garbus") są dla nich bardziej twarzowym towarzystwem niż nawet najzieleńsza z zielonych sałatka na talerzu. Toteż znalazłszy pomysł na pigwę w stylu gruzińskim, zdcydowałam użyć do jej faszerowania fasolkę. Przecież fasolka zawsze jest pyszna, prawda?


PIGWA PIECZONA Z FASOLĄ
4 porcje

4 dorodne pigwy (ok. 200g każda)
2 czerwone cebule
1 szklanka ugotowanej białej fasoli
2 łyżeczki majeranku
1 duża cytryna lub 2 limonki
⅓ szklanki suchej kaszy jaglanej
½ łyżeczki przyprawy warzywnej (u mnie moja domowa klik)
sól do smaku

Pigwy dokładnie umyć, przekroić na pół, wydrążyć gniazda nasienne nawet nieco głębiej niż jest to konieczne.
Foremkę do zapiekania delikatnie posmarować olejem kokosowym, ułożyć w niej pigwy przecięciem do góry, delikatnie spryskać oliwą, przykryć i piec w 200⁰C 30 minut.
Po czym zdjąć przykrycie i piec następne 15 minut.
W rondlu o grubym dnie rozgrzać kilka łyżek wody i poddusić drobno pokrojoną cebulkę. Jeśli przywiera do dna, podlać kilkoma łyżkami wody, by odkleiły się zrumienione kawałki.
Gdy cebulka się zeszkli, dodać fasolę, kilka łyżek wody i podgrzać mieszając. Fasola się nieco rozpadnie i o to chodzi.
Doprawić fasolę przyprawą warzywną, majerankiem i sokiem z połowy cytryny (jednej limonki), dodać kaszę, dokładnie wymieszać.
Podpieczone pigwy faszerować masą fasolową i piec razem 15 minut czyli do miękkości owoców. Jeśli nie są wystarczająco miękkie dopiec dodatkowe 5 - 8 minut.


Podawać skropione sokiem z drugiej połówki cytryny (drugiej limonki) i surówką ze świeżych, soczystych warzyw.



Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d