Mój wieczorny rytuał to zalewanie porcji płatków owsianych wodą. Przykrywam i pozostawiam na noc do namoczenia. Natomiast rankiem do blendera wrzucam zieloności liściaste z dodatkami, na kuchence podgrzewam napęczniałe już płatki, dodaję chłodne owoce i mam w kilka chwil śniadanie, którym delektuję się rozmyślając o cudownym czekającym mnie dniu pełnym niespodzianek. A jest ich zawsze sporo. Bywają radosne i nieprzyjemne. Dotykają na moment lub zostają w pamięci na dłużej. Całe bogactwo i pełnia życia. Czasem jednak mam ochotę na drobną modyfikację, by do koktajlu dorzucić zamiast pestek czy orzeców, coś chrupiącego inaczej. Albo w ogóle mam ochotę podziabać zębami (póki są... ;-)) coś, co w naturze ma hardość. Taką zdrową, nic z nowoczesnej "asertywności" mylonej zbyt często z prawdziwą, kulturalną i rozsądną asertywnością czyli upartą zaborczością, przy której rynce łopadajom na bruk... zamiast fortepianu... przynajmniej taniej wycodzi... ;-) Wracając do miłych poranków: Wtedy sięgam po któryś ze słoiczków z surową granolą o różnych smakach. Przygotowuję ja raz na jakiś czas według aktualnych upodobań. Kiedyś faworytem była gryka z migdałami (klik), później powstały modyfikacje z truskawkami (klik) i powrót do tradycyjnej pieczonej (klik). Gust i smak to jednak rzeczy bardzo zmienne, toteż z przyjemnością wracam do surowej gryki, ale jednak inaczej. Gryka jest niezwykle odżywcza, ze sporą dawka dobrego białka (prawie jak strączki), błonnika (ig gryki jest bardzo przyjazne), rutyną (żylakom mówimy: nie!), kwercetyną (alergie i zapalenia wszelakie: precz!), smaczna (jedzenie musi byc przyjemne!), łatwa w przygotowaniu (życie to nie same gary, choćby najwypaśniejsze a kuchnia najmilszym miejscem na świecie ;-)) i zawsze potrafi się wpisać w danie, któremu ma towarzyszyć (nie ma to jak dobre towarzystwo, które nie zadziea niosa, prawda?). Doskonały kompan! Surowa granola wymaga tylko nieco cierpliwości (piękna chrześcijańska cnota opisywana jako owoc działania Ducha Świętego - to się nazywa certyfikat wartości...). Nie pracy (pracy i tak mamy wystarczająco, by się nie lenić ;-)), ale cierpliwości właśnie.
Zaczynamy dnia -3, by w dniu 0 mieć granolę na śniadanie.
KIEŁKOWANIE GRYKI
Przygotować słój o pojemności trzykrotnie większej niż porcja kaszy, która chcemy skiełkować, kawałek gazy do przykrycia słoja i gumkę recepturkę do przytrzymania gazy oraz miseczkę, do której wstawimy słój.
Nasiona gryki dokładnie umyć na sicie, odsaczyć, przesypać do słoja i zalać wodą o objętości równej objętości kiełkowanej kaszy.
Lekko zakręcić i odstawić na 6 - 8 godzin do napęcznienia.
Kaszę ponownie przepłukać na sicie, słój też przepłukać, przełożyć kaszę znów do słoja, przykryć gazą, umocować ją gumką. Odwrócić słój do góry nogami i ukośne postawić w miseczce, by nadmiar wody mógł swobodnie wypłynąć ze słoja, ale kasza miała dostęp do powietrza.
Powyżej zdjęcie z kiełkującym żytem.
Nasiona należy przepłukać dwa razy dziennie (np. rano i wieczorem). Robię tak: nalewam do słoja wodę do ¾ jego wysokości, chwytam słój jedną ręką za dno, drugą zamykam wyjście słoja i gwałtownie potrząsam, by woda przepłukała dokładnie wszystkie nasionka. Obracam słój do góry nogami nad zlewem, wylewam całą wodę. Czynność powtarzam jeden lub dwa razy, aż wypływająca woda jest przejrzysta. Ponownie słój ustawiam w pozycji jak wyżej. Po dwóch dniach powinny być już kiełki długości ziarenek. To jest idealny moment na przerwanie kiełkowania, gdyż właśnie teraz kiełki mają maksimum wartości odżywczych dla ich zjadaczy czyli nas. Takie kiełki płukam ostatni raz i używam według potrzeb.
Z 2 szklanek (400 g) kaszy gryczanej wychodzi 750 g kiełków tj. 7 szklanek.
Do każdej porcji kiełkowałam 60 g kaszy gryczanej niepalonej tj. ⅓ szklanki.
Przygotować słój o pojemności trzykrotnie większej niż porcja kaszy, która chcemy skiełkować, kawałek gazy do przykrycia słoja i gumkę recepturkę do przytrzymania gazy oraz miseczkę, do której wstawimy słój.
Nasiona gryki dokładnie umyć na sicie, odsaczyć, przesypać do słoja i zalać wodą o objętości równej objętości kiełkowanej kaszy.
Lekko zakręcić i odstawić na 6 - 8 godzin do napęcznienia.
Kaszę ponownie przepłukać na sicie, słój też przepłukać, przełożyć kaszę znów do słoja, przykryć gazą, umocować ją gumką. Odwrócić słój do góry nogami i ukośne postawić w miseczce, by nadmiar wody mógł swobodnie wypłynąć ze słoja, ale kasza miała dostęp do powietrza.
Powyżej zdjęcie z kiełkującym żytem.
Nasiona należy przepłukać dwa razy dziennie (np. rano i wieczorem). Robię tak: nalewam do słoja wodę do ¾ jego wysokości, chwytam słój jedną ręką za dno, drugą zamykam wyjście słoja i gwałtownie potrząsam, by woda przepłukała dokładnie wszystkie nasionka. Obracam słój do góry nogami nad zlewem, wylewam całą wodę. Czynność powtarzam jeden lub dwa razy, aż wypływająca woda jest przejrzysta. Ponownie słój ustawiam w pozycji jak wyżej. Po dwóch dniach powinny być już kiełki długości ziarenek. To jest idealny moment na przerwanie kiełkowania, gdyż właśnie teraz kiełki mają maksimum wartości odżywczych dla ich zjadaczy czyli nas. Takie kiełki płukam ostatni raz i używam według potrzeb.
Z 2 szklanek (400 g) kaszy gryczanej wychodzi 750 g kiełków tj. 7 szklanek.
Do każdej porcji kiełkowałam 60 g kaszy gryczanej niepalonej tj. ⅓ szklanki.
karobowo - kawowa
⅓ szklanki kaszy gryczanej niepalonej
(daje 2 szklanki kiełków)
1 czubata łyżka karobu
2 łyżki syropu klonowego
wanilia według uznania
wanilia według uznania
1 łyżka rozpuszczalnej kawy zbożowej (użyłam Cykorii bezglutenowej)
spora szczypta soli
Grykę skiełkować, dokładnie opłukać i wymieszać z resztą składników.
Wyłożyć na papier do pieczenia i suszyć w suszarce do grzybów lub piekarniku z uchylonymi drzwiczkami na najniższej temperaturze, najlepiej z termoobiegiem, około 8 godzin.
100 g zawiera:
(w sporym przybliżeniu - nie znalazłam wartości odżywczych kiełkowanej gryki, liczyłam surową)
428 kcal
3.5 g tłuszczu
90.3 g węglowodanów
7 g białka
piernikowa
⅓ szklanki kaszy gryczanej niepalonej
(daje 2 szklanki kiełków)
2 czubate łyżeczka przyprawy do piernika
2 łyżki melasy ulubionej ( u mnie karobowa)
ziarenka z jednego strączka kardamonu
maleńka szczypta soli
maleńka szczypta soli
Grykę skiełkować.
Dokładnie opłukać.
Ziarenka kardamonu zmiażdżyć w moździerzu i wymieszać z resztą składników.
Dokładnie opłukać.
Ziarenka kardamonu zmiażdżyć w moździerzu i wymieszać z resztą składników.
Wyłożyć na papier do pieczenia i suszyć w suszarce do grzybów lub piekarniku z uchylonymi drzwiczkami na najniższej temperaturze, najlepiej z termoobiegiem około 8 godzin.
100 g zawiera:
(w sporym przybliżeniu - nie znalazłam wartości odżywczych kiełkowanej gryki, liczyłam surową)
365 kcal
2.1 g tłuszczu
81,3 g węglowodanów
5.2 g białka
pikantna imbirowa
⅓ szklanki kaszy gryczanej niepalonej
(daje 2 szklanki kiełków)
½ - 1 łyżeczki tartego świeżego imbiru (jeśli lubicie bardziej pikantne, to cała łyżeczka ;-))
1 łyżka syropu klonowego
kawałek startej świeżej kurkumy lub ½ łyżeczki suszonej
1 łyżka soku z cytryny
opcjonalnie 1 łyżka mielonego baobabu lub innej mąki z dużą zawartością błonnika, by dać efekt oblepienia ziarenek aromatyczną masą
opcjonalnie 1 łyżka mielonego baobabu lub innej mąki z dużą zawartością błonnika, by dać efekt oblepienia ziarenek aromatyczną masą
Grykę skiełkować.
Dokładnie opłukać.
Dokładnie opłukać.
W małej miseczce wymieszać sok cytrynowy, imbir, kurkumę i syrop klonowy.
Wymieszać grykę z przyprawami, posypać mąką i ponownie dokładnie wymieszać.
Wyłożyć na papier do pieczenia i suszyć w suszarce do grzybów lub piekarniku z uchylonymi drzwiczkami w najniższej dostępnej temperaturze, najlepiej z termoobiegiem, około 8 godzin.
100 g zawiera:
(w sporym przybliżeniu - nie znalazłam wartości odżywczych kiełkowanej gryki, liczyłam surową)
419 kcal
3.3 g tłuszczu
88.6 g węglowodanów
6.7 g białka
Jesli ktoś pragnie się ograniczać w ilości konsumowanego jedzenia, to ta wersja granoli jest doskonałym wyborem. Pyszna, intensywna, pasuje do wszelkich koktajli, jaglanek, owsianek (jako chrupiący dodatek). Pozostawia cudownie świeży posmak w ustach, więc szkoda go tłamsić przekąskami... i tak oto w przyjazny, beztroski sposób automatycznie mniej jemy ;-)
Wszystkie te granole, choc smakują bardzo różnie, razem są doskonałym dodatkiem do porannego zielonego koktajlu. Jakimś cudem cudownie współgrają smakowo z zielonością, której nie trzeba wówczas intensywnie dosładzać. Posypuję go jeszcze orzechami włoskimi (genialna proporcja tłuszczów omega 3 do omega 6!), dodaję chlup jogurtu, kilka owoców dla urody (koktajlu, bo my przecież już piękni jesteśmy ;-)) i pełnowartościowe (eeee taaam! mega odżywcze!!!) śniadanie gotowe.
100 g zawiera:
(w sporym przybliżeniu - nie znalazłam wartości odżywczych kiełkowanej gryki, liczyłam surową)
419 kcal
3.3 g tłuszczu
88.6 g węglowodanów
6.7 g białka
Jesli ktoś pragnie się ograniczać w ilości konsumowanego jedzenia, to ta wersja granoli jest doskonałym wyborem. Pyszna, intensywna, pasuje do wszelkich koktajli, jaglanek, owsianek (jako chrupiący dodatek). Pozostawia cudownie świeży posmak w ustach, więc szkoda go tłamsić przekąskami... i tak oto w przyjazny, beztroski sposób automatycznie mniej jemy ;-)
Wszystkie te granole, choc smakują bardzo różnie, razem są doskonałym dodatkiem do porannego zielonego koktajlu. Jakimś cudem cudownie współgrają smakowo z zielonością, której nie trzeba wówczas intensywnie dosładzać. Posypuję go jeszcze orzechami włoskimi (genialna proporcja tłuszczów omega 3 do omega 6!), dodaję chlup jogurtu, kilka owoców dla urody (koktajlu, bo my przecież już piękni jesteśmy ;-)) i pełnowartościowe (eeee taaam! mega odżywcze!!!) śniadanie gotowe.
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)