Przejdź do głównej zawartości

Rustykalne batatowo - jaglane kołoczyki z patelni w dwóch smakach

Kołocze chyba każdemu z nas kojarzą się z innym ciachem. Zależnie od... no właśnie, od czego?

 

Nie przepadałam nigdy za podróżami. To znaczy, sama jazda samochodem, pociągiem, była zawsze relaksująca i miła. Nie myślę teraz oczywiście o powrocie do domu w godzinach szczytu, kiedy to zmęczeni i spoceni współmęczennicy rozsiewają wokół aurę irytacji i potu. Myślę raczej o wielogodzinnym zatapianiu się w spokojną lekturę ulubionej książki albo w marzenia, które być może kiedyś się spełnią. Albo bacznym przyglądaniu się zmieniającemu się widokowi za oknem, próbując przy tym zapamiętać jak najwięcej, bo a nóż widelec ta znajomość się kiedyś przyda, kto wie (taki spadek po intensywnej lekturze książek o Panu Samochodziku)... Jednak ostatnie lata mego żywota zostały wypełnione intensywnymi wyjazdami. Czasem na kilkusetkilometrowe odległości. Czasem jako kierowca, czasem pasażer. Zazwyczaj jednak widoki za oknem interesowały mnie o tyle, że powrót znaną trasą przebiega zwyczajnie szybciej (taki fenomen, zauważyliście?). Gdy natomiast miałam szansę zatopić się w lekturze, były nią zwykle materiały do czekającego mnie spotkania. Nici z Samochodzika w wersji dla bloggerów kulinarnych z fotkami w tle czyli książkach o fotografii, lub o tym, co i jak ludzie jadają w innych częściach świata niż mój mały kawałek podłogi. Jednak już na miejscu docelowym mam okazję poznać interesujące mnie ciekawostki w realu. I tak właśnie w Krakowie dowiedziałam się, że kołocze muszą się na stole znaleźć i basta! Nie ma kołocza, znaczy koszmar się śni właśnie i czas na pobudkę! Po takiej informacji aż drżałam z ciekawości, czym legendarny kołocz jest... Okazał się drożdżowką... zwykłą drożdżówką... zwykłą... Nieco zawiedziona się poczułam, bo spodziewałam się jakiegoś ciekawego wypieku, a tu drożdżówa z syrem/makiem polana lukrem po prostu. Jako dziecko nie znosiłam drożdżowego ciasta. Ale małe drożdżówki z masą lukru to co innego. Jednak  w moim otoczeniu nie nazywał ich kołoczykami. W okolicach Bielska Białej jest podobnie. Często mianem kołoczy zaszczycane jest po prostu... ciasto... Skorzystałam więc z tej płynności nazewnictwa i nazwałam tym wdzięcznym i wiele obiecującym mianem swoje jaglano-batatowe wypieki na drożdżach z potężną łychą sezonowych owoców pośrodku każdego z nich. A że wakacje są i na wyjazdach rzadko miewam piekarnik pod ręką, jakąś kuchenkę natomiast zdecydowanie częściej, kołoczyki mają być forpocztą wyjazdowych smakowitości (patelnię z grubym dnem zawsze, ZAWSZE biorę ze sobą), gdyż na patelni zostały upieczone. Przypieczony ich spód z rozpływającymi się owocami pokochałam od pierwszego kęsa. Oczywiście, chrupiący spód... Najsmaczniejsze są według mnie z jagodami i cytryną (i z owocami w cieście i na cieście), czereśniami z wanilią plus te z brzoskwinią i rabarbarem.


KOŁOCZYKI OWOCOWE Z BATATA I JAGLANKI
7 sztuk

1 średni batat ok. 300 g
160 ml zimnego mleka sojowego
25 ml soku z cytryny
2 szklanki przesianej mąki jaglanej
3 łyżki świeżo zmielonego złotego siemienia lnianego
2 łyżeczki świeżych drożdży
1 łyżeczka cukru kokosowego
⅓ łyżeczki soli

opcjonalnie:
- 10 łyżek świeżych jagód i 1 łyżka soku z cytryny
- 1 łodyga rabarbaru i pół dojrzałej brzoskwini
- 10 czereśni, ziarenka z ⅓ laski wanilii i ¼ łyżeczki cukru kokosowego


Batata obrać, pokroić w kostkę i ugotować na parze na miękko (ok. 10 minut).
Mleko wymieszać z sokiem z cytryny, odstawić.
W misce drożdże rozetrzeć z cukrem i solą, gdy się rozpuszczą, przykryć i odstawić do spienienia.

Owoce umyć i oczyścić.
- rabarbar pokroić w cienkie plasterki;
- brzoskwinie w grube półksiężyce;
- czereśnie podzielić na ćwiartki lub połówki (gdy są małe);
- jagody jedynie... oprószyć mąką, żeby cały ich sok nie uciekł boczkiem na mega gorącą patelnię tworząc na niej czarną skorupę...
i wymieszać owoce z dodatkami.

Batata rozgnieść widelcem na miazgę, wymieszać z zakwaszonym mlekiem.
Gdy temperatura mieszaniny obniży się do przyjemnego ciepła, wymieszać ją dokładnie z resztą składników, przykryć i odstawić do wyrośnięcia.
Patelnię przykryć pokrywką i dość mocno rozgrzać na palniku.
Przygotować kilka warstw papieru do pieczenia* wielkości patelni.
Łyżką nabierać porcje ciasta i omączonymi rękoma formować szybko i delikatnie placki z wyższymi brzegami i cienki środkiem.
Układać na kilku warstwach omączonego papieru do pieczenia, na środki ułożyć porcje owoców.
Papier przenieść na rozgrzaną patelnię, przykryć i gaz zmniejszyć na niewielki (przy żeliwnej patelni) lub średni (przy patelni aluminiowej lub stalowej.
Piec 10 - 15 minut, zależnie od grubości kołoczyków.
Ostudzić i zjadać na świeżo.

* Papier musi być dobrej jakości, najlepiej silikonowany, żeby nie spalił się na patelni.


zależnie od użytych owoców i... słodzika100 g zawiera ok. 24 kcal
3.5 g tłuszczu
40 g węglowodanów
8 g białka


Najlepsze są jeszcze ciepłe polane syropem klonowym... mniaaaam... 👌

Jak widać, u mnie kołoczyki to pieczone drożdżowe ciacha z dodatkami. A jak jest u Was? Znacie kołocze, kołoczyki? Moje podróże zazwyczaj odbywaja się na południe Polski, więc ze środkowo- i pólnocno- polskimi kołoczami nie dane mi było się bliżej poznać. Zapoznacie nas?

Komentarze

Prześlij komentarz

Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Ulubione śniadanie i o toksyczności siemienia lnianego słów kilka

Dobre śniadanie to podstawa. Moje musi być zdrowe, kolorowe i... smaczne. Rankiem z przyjemnością wstaję, gdy czeka na mnie ulubiona nocna owsianka. Mam swoje ulubione kompozycje smakowe, ale lubię tez nowości. Korzystam z nietypowych owoców, nasion, płatków, żeby urozmaicić codzienne menu. Lubię też poznawać nowości. Jednak nie całkiem jak leci... Wybieram sobie uważnie, z namaszczeniem. Lubię celebrować swoje odkrycia i z pełną "kolumbowską" świadomością rozsmakowywać się, odszukiwać znajome i zupełnie nowe akcenty. Przyjemność jedzenia w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie sposób oprzeć się uczuciu cudownej wdzięczności za takie bogactwo. Tej śnieżnej wiosny spotkałam się z tamarillo. Egzotyczny owoc bardziej przypominający pomidora niż śliwkę, choć z zewnątrz wygląda jak śliwka właśnie. Rok temu już go próbowałam. Na kromce chleba. Jednak tym wyglądał, jakby chciał zanurkować w ... owsiance. Przystałam na ten kaprys, owoc kupiłam (przy okazji walcząc zawzięcie z kasjerką o

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Chleb łubinowy z makiem

Pasja chlebowo - piekarnicza trwa. Przynajmniej u mnie. Wiecie, jak to jest. Człek się dorwie do fajnej receptury, kubki smakowe podrygują w oczekiwaniu na nowości, więc kombinuje, próbuje, eksperymentuje a tyle radochy ta pasja przynosi! Druga rzecz to zakwasowe odpady ... Rosnący zakwas wymaga dokarmiania. Najlepiej w stosunku 1:1:1 zakwas działający : woda : mąka. Dokarmiam go raz lub dwa razy dziennie, zależnie od temperatury. Teraz prosta matematyka: dzień 1. mam 50 g zakwasu i dokarmiam 50 g wody i 50 g mąki, otrzymuję 150 g; dzień 2. mam 150 g zakwasu, dokarmiam 150 g wody, 150 g mąki, otrzymuję 450 g; dzień 3. mam 450 g zakwasu, dokarmiam... i otrzymuję 1350 g!!! Po co mi półtora litra zakwasu? Na wypiek 4 kilowego bochenka???? Do piekarnika może by nawet wlazł, ale kiedy byśmy go przejedli? I tak co 3 dni??????  Gołym okiem widać, że ani chybi trzeba co dwa, ostatecznie trzy dni, odrzucać pewne ilości bąbelkujacego cuda zostawiając sensowną ilość 50 g zakwasu do podhodowania.