Przejdź do głównej zawartości

Imbirowe lody z jarmużem

Wraca lato, ciepło, więc muszą się pojawić lody! Kilka miesięcy temu miałam przyjemność spróbować jarmużowych lodów wykonanych przez kultowych wegańskich cukierników. Nie pmiętam dokładnie ich smaku (jadłam lody, cukiernicy uszli z życiem...), ale pamiętam, że bardzo mnie zaskoczyły przyjemnym, lekko cytrusowym akcentem i pięknym zielonym kolorem (nadal o lodach... ;-)). Poznaliście już moją sezonową słabość do lodów w tym roku. Cóż, wpadłam w lodowy ciąg i tak mnie on wlecze wprost w słoneczne lato. Przyznaję, że to jedno z przyjemniejszych wleczeń w moim kulinarnym życiu. Po cudnych lodach śliwkowych klik, mocno malinowych tak w smaku, jak i kolorze, lodach z bazylią klik i świeżych lodach z miętą klik, które można zrobić chyba w każdym domu... (świetnie wychodzą nawet w maszynce do mielenia... mięsa... sprawdzałam i robilam nawet na pokazie!) przyszedł czas, by Wam przedstawić mojego faworyta: lody imbirowe z jarmużem! Voile'a!



LODY IMBIROWE Z JARMUŻEM
3 porcje

2 duże, zielonkawe banany (300 g)
2 garście grubo pokrojonych liści jarmużu (33 g)
spory plaster imbiru (5 g)
sok z jednej soczystej cytryny (90 g)
kilka kawałków mrożonego ananasa (50 g) niekoniecznie

Banany obrać ze skórki, pokroić na grubsze plastry i zamrozić.
W wysokoobrotowym blenderze zmiksować banany z sokiem z cytryny i ananasem.
Dodać drobno posiekany jarmuż i starty na tarce imbir, zblendować do wymieszania się składników.

100 g zawiera: 78 kcal
o.3 g tłuszczu
19 g węglowodanów
1 g białka

Może kilka obserwacji (zrobiłam te lody już chyba z dziesięć razy... mówiłam: wlecze mnie i wlecze... ;-)):
1. banany muszą być naprawdę duże;
2. te lody smakują zdecydowanie lepiej w wersji mniej słodkiej; czuć wówczas doskonale imbir i delikatną nutkę jarmużowej goryczy, jeśli jednak wolicie bardziej słodkie, lepiej dodać syrop klonowy niż bardziej dojrzałe banany, żeby lody nie zrobiły się zbyt bananowe;
3. jarmuż należy pokroić naprawdę drobno, ale nie miażdżyć go!
4. imbir musi byc starty, żeby mógł doskonale sie połączyć z lodową masą;
5. lepiej działa imbir ekologiczny niż ogólnodostępny chińczyk - ma znacznie bogatszy, nieco słodki aromat;
6. im bardziej dojrzałe banany, tym bardziej żółte lody...

Czy wyczuwacie nutkę goryczki w potrawach nawet, gdy inni w tym czasie zastanawiają się, czy pod Waszym degustacyjnym sufitem jest wszystko dobrze i równo (dlaczego równo oznacza poprawnie??? a powinno oznaczać nudno..., natomiast nierówno powinno znaczyć ciekawie i inspirująco... :-))? Podobno oznacza to, że należycie do grupy superdegustatorów. Mamy smak bardziej wyczulony na goryczkę. Co ciekawe, wśród nas jest zdecydowanie więcej psychopatów... statystycznie. Nawet są w tym temacie badania klik. Na szczęście, nie jest to dowód ani nawet sugestia, że jest się psychopatą. To jedynie cecha wśród  tych ludzi powszechna. Choć naukowcy sugerują, że to kwestia genów, zauważyłam, że u mnie nieco zmieniła się ostatnio jej ekspresja. Niegdyś grapefruity byłam w stanie zjeść tylko z potężną cukrową posypką, "bo takie gorzkie...brrr...". Musiały być dodatkowo z tych pięknych różowych. Dzisiaj z wielką przyjemnością jadam białe, wybieram te twardsze, jeszcze mniej słodkie. Uwielbiam je! Geny za bardzo mi się nie zmieniły a jednak teraz goryczka nie wydaje mi się tak intensywna. Natomiast czuję zdecydowanie w ich smaku... słodycz... Może to kwestia ogólnego ograniczenia cukru? Jadam mniej słodkie (no, zdecydowanie mniej słodkie), więc słodycz lepiej wyczuwam? A jakby tak psychopatów karmić mniej słodko? Może odbieraliby gorycz mniej intensywnie a zauważając subiektywnie mniej goryczy wokół i wewnątrz siebie, wycofaliby się z zachowań makiawelicznych, psychopatycznych, narcystycznych i sadystycznych...? Takie zestawienie znajdziesz we wspomnianym badaniu. Może to kwestia jakiś nieptrawidłowości przebiegu fal mózgowych, czy wydzielania albo recepcji neuroprzekaźników? Nie od dziś wszak wiadomo, że zbyt duże ilości cukru w diecie prowadzą do zaburzeń pracy mózgu. Niektóre osobniki młodociane nawet udało się "wyleczyć" z ADHD taką zmianą diety, więc czemu nie spróbować z psychopatami? Taniej niż tradycyjne metody... ;-)

Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i