Przejdź do głównej zawartości

Chałwa w stylu ukraińskim czyli słonecznikowa

Dzisiejszy wpis dedykuję wszystkim łasuchom. Ulubiony smakołyk dzieciństwa - chałwę słonecznikową. Tak, tak, kiedyś nie było łatwo o chałwę... O żadne łakocie nie było łatwo... W domowym zaciszu od czasu do czasu rodzicom zdarzało się dumnie otwierać krwią okupioną puszkę lepkiego, tłustego i przenoszącego do kulinarnego raju łupu. Izraelska chałwa była najpyszniejsza z pysznych. Najlepsza była ta najzwyczajniejsza (smaki dziecięcych podniebień są...mało wyszukane...) składająca się w połowie z tłuszczu a w połowie z węglowodanów czyli cukru. Są to dziś wystarczające powody, by zastąpić ten rarytas dzieciństwa pełnowartościowym łakociem home made słonecznikowo-sezamowym słodzonym daktylami. Gdyby spojrzeć na jego skład ujrzelibyśmy tłuszcze omega 3 i 6, węglowodany złożone i sporo błonnika, witaminy i wszystkie dobroci swojskiego superfoodowego słonecznika włącznie z potężną dawką witaminy E i magnezu. Nadal kaloriami przyprawia o zawrót głowy efemeryczne istoty wpatrzone w plastikowe idole, ale bywają okazje, na których miło wspomnieć smaki chałwowe ze świadomością, że omija się wszelkie syropy cukrowe, glukozowe i innych wytwory przemysłu chemicznego,... o, przepraszam ... spożywczego ;-)
Jeśli przemielimy wszystko w maszynce "do humusu ;-)", dostaniemy dość gładką masę chałwową. Jeśli natomiast pokusimy się o zmiksowanie w blenderze nasion na prawie masło a potem widelcem rozpaćkamy świeże daktyle, dostaniemy marmurkową mięciutką wersję, którą osobiście preferuję i ją właśnie na zdjęciach uwieczniłam :-D


CHAŁWA ZE SŁONECZNIKIEM

1 szklanka sezamu
½ szklanki słonecznika
⅔  szklanki miękkich daktyli (najlepiej świeże)
1 laska wanilii
szczypta soli

Słonecznik i sezam podprażyć na suchej patelni nie rumieniąc (sezam gorzknieje!).
Przez maszynkę do mielenia przepuścić pokrojone na kawałeczki daktyle z wanilią, potem sezam a na końcu słonecznik
(wygrzebać z maszynki resztę masy i połączyć z już przemieloną albo użyć do zrobienia kulek z suszonymi jabłkami i masłem orzechowym).
Dodać sól i całość wyrobić dłońmi na jednorodną masę. Przełożyć do foremki wyłożonej folią spożywczą ugniatając dość dokładnie.

Chałwa jest dość kaloryczna i sycąca, więc dla drwala doskonała... ;-) Mało kto jednak drwalem jest, więc dla żyjących mniej hard work proponuję zjadać w małych porcjach. Najefektywniejszym sposobem jedzenia jest następujący: 
wyjmujemy chałwę z lodówki
odwijamy z folii
odkrawamy kawałek nożykiem
resztę zawijamy ponownie w folię bardzo dokładnie
odkładamy do lodówki
zjadamy swoją porcję
nożyk myjemy...
Czas poświęcony na wykonywanie wszystkich tych czynności zazwyczaj wystarcza na refleksję i opamiętanie się... :-D Jeśli jednak mamy przypadek transowego zjadacza łakoci, zlećmy mu czyszczenie lodówki po zaparowaniu przez częste jej otwieranie i zamykanie. To zazwyczaj pomaga.
Jeśli mamy lodówkę no frost, możemy choć raz zatęsknić za starymi dobrymi czasami, gdy lodówki się rozmrażało zalewając przy tym połowę kuchni wypływającą zeń wodą... I pytanie: dlaczego wtedy ludzie szczuplejsi byli - pozostawiam bez komentarza ;-)


Chałwa smaczna jest zawsze. Rzadziej jest reprezentacyjna i na przyjęciu wygląda nieco przaśnie, więc można utoczyć z niej kuleczki i obtoczyć je w smakowitych sypkościach. Wyglądają zawsze pięknie :-D





Komentarze

  1. Musze wypróbować! Wygląda ie zwykle smakowicie.Dzięki za przepis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest smakowita :-) Choć smak zdecydowanie bogatszy niż zwykła (daktyle są ciekawsze niż cukier ;-))

      Usuń

Prześlij komentarz

Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i