Przejdź do głównej zawartości

Swojskie curry

Książki kucharskie są dla mnie czymś więcej niż tylko zestawem przepisów. Lubię wczytywać się w całość. Poznawać upodobania autora, jego/jej życie. Dlatego te, w których jest coś więcej niż tylko przepis cenię sobie najbardziej. Mam kilka ulubionych i książek, i autorów. Chętnie poznaję nowych a biblioteczka powoli woła o zmiłowanie ...albo o siostrzyczkę ;-) Nawet się jednej już doczekała, ale na dodatkowe powiększenie rodzeństwa brak warunków lokalowych...
Pomimo tego dopiero kilka dni temu dotarła do mojej świadomości informacja, że curry to...sos... Uważałam je za jakiś rodzaj specyficznego indyjskiego dania z konkretnymi zasadami przygotowania, przyprawiania,... A tu się okazuje, że ja curry przyrządzałam od lat! Co za niespodzianka! :-)
Poczułam się, jak w dzieciństwie, gdy "odkryłam" grawitację upuszczając po raz n-ty szklankę ze stołu; w młodości - menisk wypukły, gdy szklaneczka na sok okazała się zbyt mała w stosunku do moich ambicji...; w starszej młodości - że nie wszystko, co napisane, to prawda w tym nawet encyklopedia nie oparła się krytycznej weryfikacji (a przecież lata całe dałabym się za nią pokroić, posolić i nafaszerować trocinami...) a w dorosłym wieku, że istnieje "grawitacja moralna", gdy odkrywałam swój wpływ na charakter dorastających dzieci... najczęściej "po fakcie", niestety... Są prawa, które rządzą sferą moralną, etyczną absolutnie niezależne od mojej czy kogokolwiek woli. Są i już. Skutki przychodzą czy tego chcemy, czy nie.
I tak życie okazuje się ciągłym otwieraniem swojej świadomości na Prawdę, która cieniutkim strumyczkiem przedostaje się do umysłu. Im umysł bardziej chętny, tym strumień większy... Im bardziej oporny, tym strumień wolniejszy. Ot, żeby nie zniszczyć delikatnych struktur naszej osobowości. 
I tak mogę pierwszy raz w życiu zanotować przepis na własne swojskie curry. Dość pikantne z orientalną nutą i pięknie żółciutkie :-)


SWOJSKIE CURRY
2 porcje

1 marchewka
1 por
1 dymka
3 duże liście jarmużu
1 kostka tofu (180 g)
2 łyżki sosu sojowego Tamari
1 łyżeczka kurkumy
½ łyżeczki mielonej kozieradki
½ łyżeczki nasion kolendry
½ łyżeczki mielonej gorczycy (najlepiej na świeżo)
szczypta płatków chili
2 łyżki oleju rzepakowego tłoczonego na zimno
sól

Marchewkę zetrzeć na spore wiórki. 
Por i dymkę pokroić w grube plasterki.
Jarmuż porwać na kawałki wielkości kęsa odrzucając grube nerwy.
W rondlu podgrzać olej z kilkoma łyżkami wody. Wrzucić warzywa i dusić przez minutkę.
Dodać przyprawy, pokrojone w kostkę tofu i podlać połową szklanki wody.
Dusić do miękkości warzyw, dolewając wodę w miarę parowania.
W czasie duszenia dodać sól do smaku.
Podawać z kaszą jaglaną.


Komentarze

ulubione posty czytelników

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Chleb bezglutenowy z jaglanki

Mąki jaglanej nie kupuję. Wolę zmielić sama kaszę jaglaną. Wiem, co wrzucam do młynka i wiem, z czego chleb czy inne cudeńka piekę. To zresztą dotyczy wielu produktów. Jednak w przypadku kaszy jaglanej chodzi o coś więcej.  Otóż kasza jaglana, choć fenomenalnie zdrowa, ma swój ukryty feler (któż go nie ma???) - jest nim stosunkowo niewielka zawartość błonnika i związany z tym faktem dość wysoki indeks glikemiczny. Nie jestem pewna dlaczego, ale "sklepowe" mąki mają błonnika jeszcze mniej, więc ich indeks rośnie dodatkowo... Mąka zmielona zaś w domu nie jest ograbiona z żadnego składnika właściwego kaszy, stąd wyższy Ig wynika jedynie ze stopnia rozdrobnienia.. Sama jaglanka zawiera również pewną ilość tłuszczów. Zdrowych, ale... jak to tłuszcze: jełczejących w czasie przechowywania. W kaszy zmielonej jełczeją szybciej, więc producenci albo tłuszcz starają się usunąć dla przedłużenia terminu ważności, bądź... kupujemy gorzką mąkę... Namawiam więc do wykorzystania blenderów i