Przejdź do głównej zawartości

Placuszki owsiane z pieczarkami i krwawnikiem z zielonym sosem z selera naciowego

Świat się zrobił kosmopolityczny kulinarnie. Wszędzie spotykamy lokale z kuchnią włoską, grecką, chińską, tajską w takiej różnorodności i ilości, że kuchnia polska musi się specjalnie reklamować, bo wcale nie jest oczywiste, że w Polsce, w polskim lokalu gastronomicznym dostaniemy tradycyjną polską potrawę... Niesamowite... Tym bardziej, że "otwieranie się" na nowe smaki nie zajmowało nam setek lat... To lat zaledwie kilkadziesiąt! A żeby było zabawniej, to nawet przysłowiowy polski schabowy, wcale nie jest taki polski, bo zaczerpnięty nieco krętymi drogami z kuchni...włoskiej (wszystkie drogi prowadzą do Rzymu? ;-)). Istnieją jednak pewnie klasyki prawdziwie polskie. Placuszki, placki, podpłomyki,...


PLACKI OWSIANO – PIECZARKOWE
12 sztuk

300 ml płatków owsianych zwykłych (grubych)
8 średnich jędrnych pieczarek
1 spory lub 3 małe ząbki czosnku
1 łyżka soku z cytryny
½ łyżeczki soli
1 łyżeczka pieprzu ziołowego
1 łyżka świeżego rozmarynu
12 młodych gałązek krwawnika (jeszcze nie kwitnącego)

Płatki zalać gorącą wodą.
Pieczarki oczyścić i zetrzeć na grubych oczkach tarki, czosnek posiekać lub przecisnąć przez praskę.
Rozmaryn i listki krwawnika drobno posiekać.
Namoczone płatki i czosnek zmiksować z grubsza blenderem-żyrafą.
Wszystkie składniki wymieszać.
Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia wylewać placuszki o średnicy ok. 10 cm.
Piec w temperaturze 170⁰C 35 – 40 minut.

Można też namoczone płatki nie zmiksować blenderem, ale dodać 1 łyżkę mielonego siemienia lnianego. Te bardziej mi smakują, bo mają wyraźniejszą teksturę i smak :-D


Doskonałe ze świeżym zielonym sosem...

Nie mam nic przeciwko zapożyczaniu smacznych rozwiązań od sąsiadów bliższych i dalszych. Taka tendencja do jednolitości chyba wynika z tęsknoty za wspólnotą, akceptacją, przynależnością do "fajnej paczki" :-) Trzeba tylko wiele mądrości, by nasza wybrana paczka była faktycznie fajna... a smakołyki były smaczne nie tylko dlatego, że przytępiły smak i wrażliwość subtelnych kubeczków, ale dlatego, że mając wrażliwość do odbierania delikatnych walorów potraw, możemy rozkoszować się ich rozmaitością i bogactwem... Taka jest dla mnie kuchnia idealna... :-) Stronię od nawału przypraw wschodu z ich lepkością od użytych słodkości, unikam też palącej pikanterii w stylu tajskim, po których jabłko jest gorzkie a danie bez łyżeczki chilli jest mdłe ;-) Ciekawe, że nasze swojskie przyprawy ziołowe są gorzkawe, nieco kwaskowate, silnie zielone... z delikatną słodyczą, jeśli akurat pogoda jest bardziej ciepła i słoneczna a głębokie i leśne, gdy wilgotna i chłodna... Żadna nie jest gorsza czy lepsza! Po prostu inna :-) Znajomy zielarz porównuje to zjawisko do uprawy ekologicznej versus przemysłowej. Przy ekologicznym podejściu każdy składnik jest ważny i potrzebny. Jest szacunek do każdego elementu, nawet najmniejszego i najbardziej innego. Natomiast przy przemysłowym podejściu każdy, kto jest inny jest do zniszczenia... Na polu pełnym zboża każda inna roślina jest do usunięcia, przeszkadza, zmniejsza plony TERAZ. Zabiera cenne miejsce i składniki odżywcze przeznaczone dla zboża. Nie chcemy się dzielić... :-( W życiu wygląda dokładnie tak samo i skutki (o dziwo!) są takie same... Niszczysz tych, co myślą inaczej, TERAZ masz więcej ale za dłuższą chwilę zostajesz sam na wyjałowionym, martwym polu... Rzucasz tony nawozów a ziemia coraz mniej rodzi... (Rozdajesz prezenty, komplementy, a przyjaciół coraz mniej, a tym, którzy są obok i tak nie ufasz... Rozpacz i samotność...) Ekolog ma przyjaciół wśród roślin i zwierząt. Rośliny rosną mniej bujnie, ale stabilnie i zdrowo. Zwierzęta czują się bezpiecznie. Mają, co jeść, bo chętnie się z nimi dzielimy. Nie strzelam więc do ptaków zjadających jagody kamczackie na krzaczkach (niewiele w tym roku nam zostawiły... raptem spróbowaliśmy tych wspaniałych jagód...ech...;-)) ale przyglądam się ich sprytnym zabiegom zdobywania pożywienia. Gdybym była bardziej czujna i uważna, zauważyłabym moment, kiedy owoce już są dobre do jedzenia, a ptaki jeszcze ich nie ruszają. one lubią te bardziej dojrzałe... Lenistwo, cóż, następnego roku więcej się przyłożę do rozumienia języka przyrody i odczytywania jej znaków :-)




Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Chleb z soczewicą o chrupiącej skórce beglutenowy

Nie samym chlebem człowiek żyje. .. czyli chleb też potrzebny, tak? Tak. Przynajmniej mnie. Francuzi konczą posiłki kawałkiem sera a ja kawałkiem chleba. Koniecznie ze skórką. Najlepiej samą skórką. Rodzinka nie raz się o tym przekonała, gdy zastawała w koszyczku na pieczywo dziwnie wygladającą kostkę miękiszu zupełnie pozbawioną skórki. Wybaczają, bo też i ja jestem w rodzince największym amatorem chlebowych skórek. Chleby zaczęłam piec ponad 20 lat temu i nie przestałam do dziś. Zmieniały się rodzaje używanych ziaren. Modyfikacjom poddały się techniki. Odkryłam różnorodne naczynia do wypieku. Kilka razy piekłam nawet w... doniczkach. Kupiłam specjalnie nieduże, gładkie, o kształcie umożliwiającym wygodne wysunięcie pieczywa po pieczeniu. Moimi ulubionymi zostały żeliwne garnki i stalowe, emaliowane formy odporne na temperaturę do 600 ⁰C. Ze wskazaniem jednak na garnki. W nich chleby pięknie rosną, mają chrupiącą skórkę, miękki miękisz i dłużej utrzymują świeżość. No i nie trzeba pra

Tortilla z komosy czyli ziarno w roli głównej

Ziarno w roli głównej . Kiedyś podstawa menu. W postaci placków, klusek, kasz, mamałygi w przeróznych wersjach. U nas niegdyś był to podpłomyk z żyta, gryki, potem orkiszu. No tak kieeeeedyś. Teraz wszędzie króluje pszenica. W piekarniach podpłomyki pszenne, bułki pszenne (czasem z dodatkiem żyta), pierogi pszenne (bywają ostatnio gryczane czyli z dodatkiem kilkuprocentowym gryki...), naleśniki pszenne. Ba! Tortille (klasycznie z kukurydzy) też pszenne. Lavasze pszenne. Ciabatty pszenne. Wszędzie pszenica. Zdominowała każdy talerz i każdą (prawie) potrawę. Im więcej jej spotykam, tym wiekszą mam ochotę, by pokazywać alternatywy dla pszenicy. Przecież taka wszechobecność jednego ziarna odbiera radość smakowania różnorodności. Ze zdrowotnego punktu widzenia też nieciekawie. Żaden organizm nie wytrzyma tak jednostronnej diety. Nietolerancje pokarmowe czekają u progu. Jeśli też widząc tą monotonię, macie ochotę na większą rozmaitość, polecam spróbować tortilli z komosy. Wiem, ziarno nie n

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych