Przejdź do głównej zawartości

Rejuvelac z komosy ryżowej czyli quinoa

Odkrywanie możliwości fermentacyjnych zbóż jest fascynującą przygodą. Przyglądanie się, jak życie ukryte w nasionku budzi się, uaktywnia, staje widoczne najpierw w postaci maleńkiego kiełka rosnącego z godziny na godzinę (to naprawdę widać! :-D), potem mnożenia mikroorganizmów (pojawiają się bąbelki). Woda mętnieje a pachnie coraz przyjemniej! To cud życia. Życie ma świeży, orzeźwiający zapach :-). Zapach to również najlepszy sposób na wczesną weryfikację jakości rejuvelacu... chyba, że akurat inne  mikroorganizmy zasiedlą nasze przewody nosowe powodując zgoła inne przejawy życia... i pospolitego ruszenia naszej odporności... ;-) Słowem: mając katar lepiej posiłkować się umiejętnością oceny stanu rejuvelacu naszych bliskich ;-) Ale do rzeczy:
Quinoa, komosa ryżowa, zboże genialne, praktyczne, niestety również drogie. Genialne, bo w Ameryce Południowej komosą właśnie odżywia się niemowlęta, których matki nie mogą karmić piersią. Przygotowuje się wówczas coś w rodzaju rozgotowanej papki z komosy i podaje nawet noworodkom. Dzieci nie tylko przeżywają, ale i dobrze się rozwijają... nie to, co nasze maleństwa na mleku modyfikowanym :-( Praktyczne, bo bardzo łatwo je obrabiać, szybko się gotują, nadają się do praktycznie każdego dania z użyciem kaszy... Drogie, bo u nas nie bardzo komosa chce rosnąć i trzeba ją sprowadzać z daleka. I tu jest pewien szkopuł... Otóż, nie każde kupione u nas ziarno komosy nadaje się do kiełkowania. Bywają takie (stare? obrobione w jakiś sposób? napromieniowane? spryskane? nie wiem...), które po prostu gniją. Tak zdarzyło mi się pierwszy raz, gdy próbowałam kiełkować ziarno kupione w dużym markecie w dużym opakowaniu dość tanio (o.k. połasiłam się na niższą cenę zapominając, że czasem niska cena wynika z niskiej jakości produktu...). Za drugim razem spróbowałam z akcji promocyjnej w mniejszym markecie (cóż, nawyk oszczędności... ;-)) i kupiłam oferowane mniejsze opakowanie w przyzwoitej cenie. Te ziarna wykiełkowały bez pudła! ;-D Dzięki temu przedstawiam:


REJUVELAC Z KOMOSY RYŻOWEJ

nasiona komosy ryżowej surowe dobrej jakości
przegotowana woda

Nasiona bardzo dokładnie wypłukać, odsączyć, 
przesypać do słoika. 
Zalać przegotowaną wodą, przykryć i odstawić na 4 - 8 godzin do namoczenia.

Odsączyć, przykryć słoik gazą złożoną podwójnie (ziarenka są drobne i mogłyby wypłynąć w czasie przepłukiwania), zabezpieczyć recepturką i odstawić przechylone do góry dnem do kiełkowania.
(patrz zdjęcia w poście o rejuvelacu żytnim).
W czasie dwóch dni rano i wieczorem nasiona przepłukiwać przez gazę lub sitko.


Trzeciego dnia powinny być już kiełki długości nasion... jeśli ich nie ma, komosa była nieświeża. Należy ją wyrzucić i spróbować z inną. U mnie ładnie wykiełkowała komosa z firmy Intenson.
Wykiełkowane ziarna wypłukać, zalać przegotowaną wodą i odstawić do fermentacji w spokojne, zacienione miejsce.


Przykryć złożoną gazą, żeby uchronić przed nieproszonymi latającymi (i nie tylko ;-)) gośćmi.


Po dwóch dniach zlewamy płyn do słoika i to jest właśnie rejuvelac.
Ma delikatne bąbelki, pachnie świeżo kwaśnie, smakuje delikatnie, orzeźwiająco.


Idealny do picia jako probiotyk lub do zakwaszania roślinnych serów.
Do picia najbardziej mi odpowiada właśnie rejuvelac z komosy. Jest naprawdę smaczny.

Pozostałe kiełki można raz jeszcze użyć do fermentacji rejuvelacu lub do ciast, pasztetów, placków.
Po drugim jednak cyklu fermentacji nadają się tylko do zasilenia kompostu. w zasadzie nie tylko a aż, bo kompost to jednak baaaardzo użyteczne coś :-)

Komentarze

ulubione posty czytelników

Naturalny chleb z samej komosy ryżowej

Ponad dwa lata temu  w blogosferze dostrzegłam interesujący pomysł przygotowania chleba z samej kaszy gryczanej. Brzmiało absurdalnie, ale opis + zdjęcia wyglądały przekonująco. Jednak brak wyraźnej potrzeby pieczywa bezglutenowego i umiłowanie żytniego na zakwasie spowodował spostponowanie zainteresowania. Przyznam też, że biała kasza gryczana (niepalona) nie należała do moich ulubionych... Paloną z przyrumienioną cebulką i kubkiem naturalnego jogurtu roślinnego do dziś jadam z sentymentem wspominając stare dobre czasy . Nadszedł jednak czas rozstania się z glutenem i zaczęły się eksperymenty z pieczywem bezglutenowym. Poszedł w ruch zakwas gryczany na wodzie z kiszonek (zrobiony najpierw na potrzeby działu zdrowia KADS  klik , dokładnie opisany później tutaj  klik ), zaplątał się też chlebuś na drożdżach ( klik ) aż doszedł i wspomniany z samej kaszy niepalonej ( klik ). Chyba najprzyjemniejszy w przygotowaniu i jeden ze smaczniejszych, jakie jadam. Ale jakoś nie potrafię pozostać p

Ulubione śniadanie i o toksyczności siemienia lnianego słów kilka

Dobre śniadanie to podstawa. Moje musi być zdrowe, kolorowe i... smaczne. Rankiem z przyjemnością wstaję, gdy czeka na mnie ulubiona nocna owsianka. Mam swoje ulubione kompozycje smakowe, ale lubię tez nowości. Korzystam z nietypowych owoców, nasion, płatków, żeby urozmaicić codzienne menu. Lubię też poznawać nowości. Jednak nie całkiem jak leci... Wybieram sobie uważnie, z namaszczeniem. Lubię celebrować swoje odkrycia i z pełną "kolumbowską" świadomością rozsmakowywać się, odszukiwać znajome i zupełnie nowe akcenty. Przyjemność jedzenia w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie sposób oprzeć się uczuciu cudownej wdzięczności za takie bogactwo. Tej śnieżnej wiosny spotkałam się z tamarillo. Egzotyczny owoc bardziej przypominający pomidora niż śliwkę, choć z zewnątrz wygląda jak śliwka właśnie. Rok temu już go próbowałam. Na kromce chleba. Jednak tym wyglądał, jakby chciał zanurkować w ... owsiance. Przystałam na ten kaprys, owoc kupiłam (przy okazji walcząc zawzięcie z kasjerką o

Bułeczki jaglane drożdżowe żółciutkie...!

Przeczytałam ofertę piekarni bezglutenowej: jaglane bułeczki wytrawne w smaku. Wystarczyło... To można z samej mąki jaglanej bułeczki drożdżowe zrobić? Trzymają kształt??? Musiałam spróbować! Spróbowałam. Wsiąkłam. Ugotowana jestem na mięciutko tak, jak bułeczki upiekły się na żółciutko ;-) Fenomenalne... Z pozoru wyglądają topornie, ale po przekrojeniu objawia się ich niesamowity kolor i cudowna miękkość... Smak delikatny, pasujący do słodkich mazidełek, ostrych sosów (nasączają się rewelacyjnie) i wytrawnych past, pasztetów. Najlepsze są w kilka godzin po upieczeniu. Na drugi dzień nieco twardsze z zewnątrz, na trzeci...cóż, lepiej już po jednej dobie przechowywać je w lodówce. Zniknie chrupiąca chrupkość, ale pozostanie miękkość. Niemniej, robię po kilkanaście małych i wystarcza na dwa dni. Są one jak wszystkie szybkie wypieki:  szybko się przygotowuje, więc szybko trzeba zjeść ;-) Jeśli jednak coś Wam zostanie, nie martwcie się. Niedługo wrzucę przepis na najsmaczniejszy śliwkowy d

Jak obniżyć indeks glikemiczny... zdrowo...

Uwaga, dzisiaj będzie sporo do czytania. Temat niezwykle interesujący w kontekście zalewu propagowanymi dietami w stylu keto, posądzającymi węglowodany o wszystko, co najgorsze. A to przecież o IG idzie ... Mam nadzieję, że i do celu dojdzie ... my. .. Myślałam o podzieleniu tego posta na kilka części, ale chyba wygodniej będzie podać wszystko w jednym miejscu, żeby nie trzeba było później skakać po kilku postach, żeby zminimalizować ryzyko wszamania niekorzystnych zestawień kulinarnych. Jest tych informacji trochę, bo temat mi baaaardzo bliski, przetrawiony/przyswojony/sprawdzany przez ostatnie 10 lat z organicznej potrzeby własnej. Czyli jak zawsze: piszę to, co przeżyłam i sprawdziłam na sobie i bliskich :-D To startujemy: Dieta Low GI czyli o niskim indeksie glikemicznym ,   stała się popularna kilka lat temu. Ostatnio nieco mniej się o niej mówi. Hm, wśród ludzi chyba nic nie trwa wiecznie. Dotyczy to również modnych diet ;-) Jednak wpływ indeksu glikemicznego spożywanych

Chleb łubinowy z makiem

Pasja chlebowo - piekarnicza trwa. Przynajmniej u mnie. Wiecie, jak to jest. Człek się dorwie do fajnej receptury, kubki smakowe podrygują w oczekiwaniu na nowości, więc kombinuje, próbuje, eksperymentuje a tyle radochy ta pasja przynosi! Druga rzecz to zakwasowe odpady ... Rosnący zakwas wymaga dokarmiania. Najlepiej w stosunku 1:1:1 zakwas działający : woda : mąka. Dokarmiam go raz lub dwa razy dziennie, zależnie od temperatury. Teraz prosta matematyka: dzień 1. mam 50 g zakwasu i dokarmiam 50 g wody i 50 g mąki, otrzymuję 150 g; dzień 2. mam 150 g zakwasu, dokarmiam 150 g wody, 150 g mąki, otrzymuję 450 g; dzień 3. mam 450 g zakwasu, dokarmiam... i otrzymuję 1350 g!!! Po co mi półtora litra zakwasu? Na wypiek 4 kilowego bochenka???? Do piekarnika może by nawet wlazł, ale kiedy byśmy go przejedli? I tak co 3 dni??????  Gołym okiem widać, że ani chybi trzeba co dwa, ostatecznie trzy dni, odrzucać pewne ilości bąbelkujacego cuda zostawiając sensowną ilość 50 g zakwasu do podhodowania.