Czytałam zachwyty nad wszechstronnością dyni w kuchni. Lampiony są tym, co ja robiłam z dyni w swoim domu... W tej formie miała wstęp do kuchni. Czemu nie?
Aż intensywność owych zachwytów wpłynęła i na mnie. zdecydowałam dać dyni szansę.
Wystartowała w zupie dyniowej. I to był całkiem dobry start... Następny był pasztet z dyni z popularnego bloga. Bez szału, ale dostrzegliśmy już potencjał wielkiego pomarańczowego warzywa... Posiałam więc w ogródku jedna z jego odmian. Oczywiście, jeśli inwestuję swoje cenne miejsce (ogródek to nie hektary, niestety...) musiała być to najlepsza dynia. Stanęło na Hokkaido.
Okazała się genialna! Pieczona jedynie z odrobina soli jest prze-pyszna! Przestałam się dziwić zachwytom choć niektóre z nich padają w warunkach baaaardzo dziwacznych. Bo co myśleć o ludziach, którzy z sentymentem wspominają czasy niewoli? Skąd ten sentyment? Bo w niewoli jadali dynie a na wolności jej brak??? Dziwne zrównanie wartości niewoli i wolności z walorami smakowymi...dyni... Wartość mierzona obecnością pomarańczowego warzywa.... Swoją drogą, czasem zastanawiam się, jak ja wartościuję to, co najważniejsze? Niestety, czasem nadawałam największą wartość rzeczom pilnym. Tym, które naciskają najmocniej, a nie tym, które są dla mnie najważniejsze... Wpadałam w... niewolę tych pilnych... Zdarza Wam się podobnie? Czas wtedy stanąć, wziąć kilka rozmyślnych oddechów (niekoniecznie planując zgromadzić powietrze na najbliższe trzy dni... po prostu wykonać tą zwyczajną czynność świadomie), skupić się nad cudownością życia (ono jest fenomenem, niepojętym dla najtęższych rozumów a tak lekko traktowanym...), rozejrzeć dookoła przez pryzmat SWOICH WŁASNYCH wartości. Wtedy codzienność nabiera innych barw. poszerza się wachlarz możliwość, a właściwie to my zaczynamy te możliwości dostrzegać.
Wracając do mojej dyni Hokkaido:
Na niej (a dynie obrodziły akurat potężnie!) uczyłam się przygotowywać dynie na różne sposoby. Tak znalazły się w mojej kuchni dyniowe kluseczki. Można do nich stosować różne odmiany, tylko należy zmieniać ilość płynu zależnie od wilgotności zastosowanej.
KLUSECZKI DYNIOWE
4 porcje
1 szklanka musu z dyni* Nelson**
1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
4 łyżki mielonego siemienia lnianego
7 łyżek wody o temperaturze pokojowej
8 łyżek mąki kukurydzianej
4 łyżki mąki gryczanej
1 łyżeczka soli
Siemię wymieszać z wodą i zblendować na "puszysto".
Mus zblendować z kaszą, siemieniem i solą.
Wmieszać mąkę.
Ciasto szybko wyrobić na posypanej mąką gryczaną stolnicy, podzielić na cztery części.
Każdą część uformować w wałek, delikatnie rolować do uzyskania średnicy około 2 cm.
Pokroić po skosie na kluseczki.
Zagotować wodę w szerokim garnku, posolić i wrzucać kluski na cztery razy i gotować przez 3 minuty
Doskonałe są z naturalnym jogurtem sojowym, posypane świeżym, młodziutkim tymiankiem.
* Upieczona przez 40 minut w temperaturze 180⁰C i zmiksowana. Biorąc pod uwagę rozmiary przeciętnej dyni, piekę ją na jeden raz całą pokrojoną w wielką kostkę razem ze skórką. Nelsona ani Hokkaido po upieczeniu nie obieram ze skórki, dynię zwyczajną i piżmową obieram. Miąższ miksuję i przechowuję w lodówce (do 1 tygodnia) lub mrożę na dalszą przyszłość. Fajnie mieć gotowy półprodukt domowej roboty pod ręką...
** Nelson to odmiana rzadko używana ze względu na "wodnistość' jej miąższu po upieczeniu. W przypadku klusek daje ona miększe ciasto, dlatego wolę ją niż zwartą Hokkaido. I jest dużo tańsza, co bywa czasem czynnikiem bardzo istotnym, szczególnie przy większych zakupach.
Ojej! Wyglądają wspaniale! CHCĘ TO ZJEŚĆ <3
OdpowiedzUsuń:-D bardzo mi miło! Pozdrawiam serdecznie!
UsuńJestem fanką wszelkich klusek ,więc to przepis dla mnie -dzięki
OdpowiedzUsuńŻyczę wielu Błogosławieństw Bożych w nowym roku 2017.
Pozdrawiam
To jest nas dwie ;-) Dziękuję za miłe życzenia i wzajemnie, niech rok 2017 będzie piękniejszy niż mijający i zbliży bardziej do tych, których kochamy...
Usuń