Sezon śliwkowy w pełni. Można je przerabiać na dżemy, powidła, suszyć, jeść zwyczajnie same lub miksować na musy, koktajle i inne cudeńka. Mnie zostały dwie kilkudniowe bułeczki jaglane a w lodówce znalazłam zagubione kromki chleba gryczanego (pewnie zostały po jakiejś wycieczce, ale nie pamiętam...). Uwielbiam te lodówkowe odkrycia! Zawsze coś pysznego z nich się wyłania :-) Tym razem pieczywowe resztki przywołały z pamięci pusząc się fioletem śliwki leżące w kącie, bo okazały się zbyt kwaśne na intensywną konsumpcję... Do deserku były akuratne. Dodałam odrobinę cukru, by podrasować smak do kategorii standardu społecznego mojej dalszej rodziny, którą miałam gościć i wyszła rewelacja... Mój tato, który li i jedynie sobie pooglądał swój ciasteczkowy prezent (hmmm... również śliwkowy...zła passa? teraz odwrócona!), tym razem poprosił o dokładkę i polecił przepis przekazać mamie, żeby go czasem takim deserem uraczyłą! Niby nic, ale on NIE TOLERUJE twardszych kawałków! Odkrawa skórki chleba! A spód tego deseru jest nieźle chrupiący!!! Mama też zachwycona, więc dzielę się tym odkryciem z radością i satysfakcją rodem z nieba w linii prostej (szczerze, to w rozpaczy robiłam na baaardzo szybko deser, bo czasu miałam jakieś marne strzępy, więc wspomogłam się siłami wyższymi czyli modlitwą...). Niebo widać traktuje modlitwy bardziej serio niż nam się zdarza i błogosławieństwo spłynęło strumieniami :-D
Przy okazji kilka informacji na temat rozmaitości daktyli:
Czytałam, że daktyle NIE podnoszą poziomu cukru... Brzmiało to jak bzdura kompletna, bo słodkie są nieprzeciętnie. Pogrzebałam i odkryłam, że daktyli jest całe mnóstwo odmian. Ze świeżych najbardziej popularne są Mozafati, te najsłodsze z wysokim indeksem glikemicznym. Bywają bardziej włokniste Deglet nouir, które lubi mój mąż. Ale są i cudownie kremowe, o smaku przypominającym mi jedzone w dzieciństwie krówki, daktyle Medjool. Te są z najwyższej półki odżywczej. Ogrom mikroelementów a nawet błonnika. Jest tego tyle, że w sumie obniżają ich indeks do przyjaznego diabetykom! Rewelacja! Działają leczniczo w przypadku nieżytu górnych dróg oddechowych (katar, kaszel, chrypka) a nawet wzmacniają odporność... Tyle dobra w takim smacznym opakowaniu... Można też spotkać daktyle Bhari, które są słodko-wytrawne, o ciekawym smaku, choć akurat mój mąż nie był zachwycony. Niestety, zazwyczaj "pakowacz" nie podaje odmiany pakowanych daktyli a wiele z nich jest dodatkowo dosładzanych syropem glukozowym, jakby same z siebie nie były wystarczająco słodkie :-( Jadam najchętniej naturalne, świeże i raczej ekologiczne. Różnice smakowe są o-g-r-o-m-n-e.
W poniższym przepisie wykorzystałam odmiany Medjool i Deglet nouir, ale spokojnie można władować wszędzie Medjool. Niestety, ich cena potrafi powalić na kolana, więc staram się je doceniać i używać do szlachetnych celów, eksponując smak (najchętniej wcinam po jednym po prostu na deser ;-)).
spód:
mus:
Przy okazji kilka informacji na temat rozmaitości daktyli:
Czytałam, że daktyle NIE podnoszą poziomu cukru... Brzmiało to jak bzdura kompletna, bo słodkie są nieprzeciętnie. Pogrzebałam i odkryłam, że daktyli jest całe mnóstwo odmian. Ze świeżych najbardziej popularne są Mozafati, te najsłodsze z wysokim indeksem glikemicznym. Bywają bardziej włokniste Deglet nouir, które lubi mój mąż. Ale są i cudownie kremowe, o smaku przypominającym mi jedzone w dzieciństwie krówki, daktyle Medjool. Te są z najwyższej półki odżywczej. Ogrom mikroelementów a nawet błonnika. Jest tego tyle, że w sumie obniżają ich indeks do przyjaznego diabetykom! Rewelacja! Działają leczniczo w przypadku nieżytu górnych dróg oddechowych (katar, kaszel, chrypka) a nawet wzmacniają odporność... Tyle dobra w takim smacznym opakowaniu... Można też spotkać daktyle Bhari, które są słodko-wytrawne, o ciekawym smaku, choć akurat mój mąż nie był zachwycony. Niestety, zazwyczaj "pakowacz" nie podaje odmiany pakowanych daktyli a wiele z nich jest dodatkowo dosładzanych syropem glukozowym, jakby same z siebie nie były wystarczająco słodkie :-( Jadam najchętniej naturalne, świeże i raczej ekologiczne. Różnice smakowe są o-g-r-o-m-n-e.
W poniższym przepisie wykorzystałam odmiany Medjool i Deglet nouir, ale spokojnie można władować wszędzie Medjool. Niestety, ich cena potrafi powalić na kolana, więc staram się je doceniać i używać do szlachetnych celów, eksponując smak (najchętniej wcinam po jednym po prostu na deser ;-)).
DESER ŚLIWKOWY
tortownica o średnicy 23 cm
spód:
2 czerstwe bułeczki jaglane
2 czerstwe (mało powiedziane...skamieniałe ;-)) kromki chleba gryczanego
5 daktyli Medjool najlepiej świeże
2 czubate łyżki masła orzechowego
3 czubate łyżki karobu
szczypta soli
mus:
20 średnich śliwek
8 daktyli (najczęściej spotykane) najlepiej świeże
3 łyżki soku z cytryny
1 łyżka cukru kokosowego (wersja dla słodyczolubnych gości ;-))
½ łyżeczki cynamonu
3 łyżki łuski babki jajowatej lub płesznik
2 łyżki oleju kokosowego (jeśli chcemy kremową masę) lub dodatkowa łyżka łuski (jeśli chcemy galaretkowatą)
szczypta soli
Bułeczki i chleb pokroić w kosteczkę i uprażyć w piekarniku bez żadnych dodatków.
Ostudzić.
Daktyle do musu pokroić drobno, zblendować ze śliwkami, sokiem cytrynowym, solą, cukrem na mus o odpowiadającej nam granulacji.
Wmieszać roztopiony olej kokosowy, wymieszać dokładnie trzepaczką.
Dodać łuskę i dokładnie wymieszać np. widelcem.
Odstawić do zgęstnienia.
Przypieczone pieczywo zmiksować na drobne okruchy najlepiej malakserem z nożem w kształcie "S".
Dodać do nich pokrojone daktyle Medjool, masło orzechowe, karob i sól. Zmiksować pulsacyjnie na lepką kruszonkę.
Dno foremki wykleić ⅔ masy z pieczywa.
Na wierzch wyłożyć gęsty mus i posypać resztą kruszonki. Lekko wcisnąć ją w mus, przykryć folią i odstawić do zamrażalnika na pół godziny.
Oczywiście można również skonsumować w miększej formie po zgęstnieniu musu...
Oczywiście można również skonsumować w miększej formie po zgęstnieniu musu...
Komentarze
Prześlij komentarz
Witaj, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz krótki komentarz. Odpowiem na każde pytanie, choć może będę musiała w różnych źródłach poszukać rzeczowej odpowiedzi :-)